Wspólnota uczniów jest najgłębszym pragnieniem Chrystusa Pana; o nią modlił się podczas Ostatniej Wieczerzy, tuż przed swoją męką i śmiercią: „aby i oni stanowili w Nas jedno, by świat uwierzył, że Ty Mnie posłałeś” (J 17,21). Ta modlitwa Jezusa – o jedność uczniów, dla wiarygodności chrześcijaństwa, jest ciągle aktualna i aktualizowana w czasie każdej Eucharystii, ale z własnego doświadczenia wiemy, że mamy z jednością wiele trudności na co dzień.

(…) Tak więc odzyskanie jedności musi dokonać się na gruncie katolickim. To znaczy na gruncie uniwersalnym, całkowitym. Taki jest podstawowy, charakterystyczny dla katolików punkt widzenia; dla każdego wiernego katolika ma on zasadnicze zna­czenie i nie podlega negocjacjom.

(…) Tajemnicę pojednania Jezus powierzył Kościołowi, aby był on znakiem jednoczącego działania Boga w świecie oraz sakra­mentem jedności (np. KK, 1). Wspólnota Kościoła w jego różnych wymiarach jest zgromadzeniem ludzi, którzy mają w sobie przy­jętą w chrzcie zdolność przechodzenia przez śmierć (umieranie dla siebie), a więc od stanu starego człowieka do stanu człowie­ka nowego.

(…) Geniusze kolejnych wieków na swój sposób ujmują jedność Kościoła, zawsze pochylając się nad nią jako nad wielką tajem­nicą i cudem, który jest dziełem Boga i istot wolnych. Kto zacie­śnia Kościół jedynie do samych ludzi i widzi tylko jego ziemską historię, liczącą zaledwie dwa tysiące lat, ten niewiele o jego jedności wie.

(…) W modernistycznym świecie mamy także modernistyczną, duchową światowość – jak nazywa ją papież Franciszek. „Świa­towość duchowa, kryjąca się za pozorami religijności, a nawet miłości do Kościoła, polega na szukaniu chwały ludzkiej i oso­bistych korzyści zamiast chwa­ły Pana” (EG, 93). Jednym z jej przejawów jest „prometejski neopelagianizm ludzi, którzy w ostateczności liczą tylko na własne siły” (EG, 94).

(…) Bardzo niebezpieczne dla jedności wspólnoty jest gromadze­nie uraz i brak przebaczenia. Gdy będzie się to działo perma­nentnie, może dojść do wybudowania takich murów wrogości lub obojętności, które trudno będzie przekroczyć. Ranić mogą nie tylko słowa, ale też milczenie – brak słów kierowanych do bra­ta czy nawet, w skrajnej formie, traktowanie drugiego z lekceważeniem, jak przysłowiowe „powietrze” i niezauważanie go, jakby się chciało powiedzieć: „Dla mnie nie istniejesz, jesteś nikim, jesteś zerem”.

(…) Sens egzystencjalny przeżywania wiary w Kościele oznacza, że swymi treściami przenika ona i oddziałuje na wszystkie sfery ludzkiej aktywności, zwłaszcza na świadomość i postawy, poddając gruntownej formacji sumienie i postępowanie osoby, która wierzy w Chrystusa. Kluczowym zadaniem duszpasterskim Kościoła jest zatem doprowadzenie człowieka do „wiary uświadomionej”, a następnie połączenie tej wiary z moralnością objawioną. Takie globalne oddziaływanie wiary na człowieka ma służyć osiągnięciu rozwoju „całej osobowości chrześcijańskiej”5, uzewnętrzniającej się w określonych postawach:

Każdy z nas się boi. Od dzieciństwa przeżywamy lęk i całe życie oczekujemy, że on kiedyś się skończy. Najpierw liczymy, że rodzice będą nas bronili przed ogromnymi ciemnościami czy potworami ze snów, później uczymy się sami stawiać im czoło.

(…) Tajemnica narodu, o której mowa w utworze, oparta została na koncepcji „mordu założycielskiego”, w wyniku którego ofiara zostaje uświęcona i staje się podwaliną jedności społecznej gru­py, a także na idei błogosławionej winy (felix culpa), którą św. Augustyn rozważał w kontekście indywidualnego zbawienia.

Z małżonkami ETIENNE i ESTELLE HEBERT, przeby­wającymi w ramach misji Fidesco w Rwandzie, rozma­wia Anna Foltańska

Młodzi małżonkowie z trojgiem małych dzieci wyjeż­dżają na misje... Skąd w ogóle taki pomysł? Jak do tego doszło? Czy były w Państwa życiu jakieś wyraźne znaki, znaczące doświadczenia?

(…) Spróbujmy, a zobaczymy. Kiedy Duch przychodzi, zawsze coś się dzieje. Nasze pragnienie spotyka się z Jego pragnieniem. Duch pożąda nas i chce naszego przy­zwolenia. Wie, że nie jesteśmy samo­wystarczalni, że potrzebujemy Jego życiodajnego tchnienia, zdolnego odnowić oblicze naszego serca. Dlatego właśnie wzywamy Go tutaj – i tylko tutaj – jako Ducha Stworzyciela. To On na początku unosił się nad wodami i zmieniał chaos w kosmos, czyli w pięk­no i harmonię, zgodnie z wolą Bożą.

Jeśli nie będę potrafił odczytywać boskiego sensu codzienno­ści, przestanę stąpać po ziemi i stanę się odrealnionym duchow­nym. Będę żył, jakby Bóg nie istniał. To jedna z najgorszych rzeczy, która mogłaby się przydarzyć duchownemu. Noszenie habitu, sutanny czy piastowanie tytułów kościelnych niczego wtedy nie zmieni. Albo będę ślizgał się po powierzchni, albo żył na głębinach rzeczywistości i spotykał z bliska Boga, który tłumaczy mi sens wszystkiego.

Różne bywają interpretacje krzyża Chrystusa. Ten najważniejszy znak chrześcijaństwa, wyrastający z gleby Objawienia, nie został zamknięty jedynie w obszarze religii. Swoim znaczeniowo-symbolicznym promieniowaniem przeszedł w przestrzeń kultury, zadomawiając się w niej na dobre. Bywa więc kojarzony w niej głównie z ogromem cierpienia fizycznego, duchowego, moralnego czy psychicznego. Odczytuje się go na przykład jako szeroko rozumiany symbol ofiarności, męstwa, całkowitego oddania się życiowo najważniejszemu dziełu, którego nie sposób zrealizować bez wielkiej ceny ofiary, cierpienia i śmierci. Kojarzony jest z postawą niezłomnej obrony jakiejś bezcennej, uznawanej wartości.

(…) Choć widzialne granice Kościoła nie zawsze odzwierciedlają te niewidzialne, to Kościół w imię widzialnej wspólnoty ponosi konsekwencje grzechów tych, którzy duchowo zerwali już z nim wewnętrzną więź. Kościół w Rwandzie po ludobójstwie z 1994 roku jest tego przykładem i przeżywa czas odbudowywania ze­rwanej przez grzech jedności.

W Biblii w czterech miejscach Pan Bóg mówi o jedności mał­żonków, że stają się jednym ciałem, gdy im błogosławi w mo­mencie zawierania przez nich sakramentu małżeństwa, gdy składają sobie ważną małżeńską przysięgę. Bóg tych małżonków w każdej sytuacji i okolicznościach widzi razem jako „jedno cia­ło” (nawet po rozwodzie i gdy wchodzą w nowe związki). Stary Testament wyraźnie zaznacza: „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 2,24). Nawiązuje do tych słów Nowy Testament: „Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co więc Bóg złą­czył, tego niech człowiek nie rozdziela” (Mk 10,6-9; por. Mt 19,6 i Ef 5,31).

Do tego, iż małżonkowie mają być „jednym ciałem”, odnosił się nie raz św. Jan Paweł II. „Trudno nie dostrzec – mówił w homilii 15 października 2000 roku podczas Światowego Spo­tkania Rodzin w Rzymie – całej mocy tego wyrażenia! W rozumieniu biblijnym słowo «ciało» nie oznacza jedynie fizycznej natu­ry człowieka, ale całą jego tożsamość duchową i cielesną. Mał­żonkowie tworzą nie tylko wspólnotę ciał, ale prawdziwą jedność osób. Jest to jedność tak głęboka, że stają się oni w doczesnej rzeczywistości niejako odblaskiem Boskiego «My» trzech Osób Trójcy Świętej”.

A tak o doświadczeniu jedności małżeńskiej pisze mąż, który próbował znaleźć szczęście z inną kobietą: „Wtedy zasiało się we mnie jakieś ziarno. Jakbym zrozumiał, że nigdy już nie będzie normalnie. Bo prawdziwą więź mam z matką moich dzieci. (...) Poczułem, że jest między mną a żoną niewidzialna nitka, która już nigdy nie zniknie, nieważne, co będę robić, aby ją zerwać. Zrozumiałem wówczas bezsens mojego związku z kochanką i złapałem się za głowę, że to tak daleko zaszło”.



Problemy

Pierwszym i największym problemem powodującym kryzys małżeński jest najczęściej brak żywej wiary, żywej relacji z Bo­giem oraz brak wystarczającej świadomości nierozerwalności sakramentu małżeństwa, a także konsekwencji i odpowiedzialności, jaka się wiąże z jego zawarciem. Skutkiem braku żywej więzi z Bogiem w trudnej relacji małżeńskiej jest niewystarczająca zdolność do przebaczania i otwierania się na pojed­nanie, zwłaszcza w sytuacjach doznanych ciężkich krzywd, na przykład zdrady. Tylko Pan Bóg może nauczyć miłości przebaczającej, wiernej, ofiarnej, ale zarazem mądrej, która wie, jak z Jego pomocą stawiać granice złu.

Drugim problemem jest brak wiedzy na temat różnic między kobietą a mężczyzną, brak znajomości wzajemnych potrzeb i oczekiwań, nieumiejętność rozmawiania ze sobą, dzielenia się.

Trzecim problemem często pojawiającym się w małżeństwach, zwłaszcza niedawno zawartych, jest nieświadomość tego, że dojrzałą wspólnotę małżeńską można utworzyć tylko wówczas, gdy opuścimy – w bardzo szerokim sensie tego słowa – rodzinny dom. Gdy jesteśmy gotowi związać się bardziej z małżonkiem niż z rodzicami. Gdy w naszym sercu jego stawiamy na pierwszym miejscu – nie ich. Nie oznacza to, oczywiście, zaniedbywania rodziców, chodzi jedynie o właściwe ustawienie priorytetów. Zdarza się bowiem nadspodziewanie często, że – zamiast z mał­żonkiem – to z mamą ustalamy sprawy wychowawcze, organizacyjne i różne inne. Dlatego nigdy dość powtarzania fragmentu Księgi Rodzaju: „opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem”.

Przyczyny kryzysów małżeńskich można mnożyć. Są nimi, oczywiście, również niedojrzałość, brak umiejętnej komunikacji, niezwykle częste uzależnienia (od alkoholu, pornografii, hazardu i in.), przemoc.



Związki niesakramentalne

Najbardziej bolesną formą kryzysu małżeńskiego jest rozsta­nie z powodu zdrady jednego z małżonków i odejścia do nowego partnera. We wspólnocie SYCHAR jest wiele takich przypadków. To paradoksalne, że współcześni racjonalni ludzie, jednocześnie na ogół przyznający się do wiary, w większości podzielają roman­tyczną wizję miłości jako czegoś nietrwałego, ulotnego, niesłychanie emocjonującego, co zarazem kieruje naszym życiem i daje prawo do porzucenia rodziny, opuszczenia małżonka, złamania przysięgi i zerwania wszelkich zobowiązań. W dodatku wokół nas panuje coraz większe przyzwo­lenie na tego rodzaju zachowanie – coraz mniej osób ma odwagę, aby zachęcać do przezwyciężenia kry­zysu i powrotu do małżonka, zwłaszcza gdy, po ludzku patrząc, sytu­acja jest beznadziejna, gdy w drugim związku są już dzieci. Brakuje wiary, że po nawróceniu jest to – z Bogiem – możliwe.

Tak piszą o cudzie powrotu do siebie po 13 latach Andrzej i Ania, będący wcześniej w niesakramentalnych związkach, w których urodziły im się dzieci – u Ani troje, u Andrzeja jedno (sami wcześniej dzieci nie mieli): „Po trzynastu latach od naszego rozstania spotkałem przypadkowo moją żonę. W trakcie rozmo­wy poprosiła mnie o przebaczenie. Wtedy nie chowałem już urazy. Ale też nie dopuszczałem możliwości powrotu do sakra­mentalnego związku małżeńskiego. Jednak mimo woli coraz więcej myślałem o żonie, zaczęły odżywać wspomnienia naszego związku. Po miesiącu spotkaliśmy się po raz drugi. Rozmawia­liśmy dłużej i wtedy powiedziała mi, że chciałaby, abyśmy znów byli małżeństwem. Stwierdziłem, że to niemożliwe, ponieważ zbyt dużo czasu upłynęło i zbyt wiele mieliśmy doświadczeń. Miałem dziecko z inną kobietą, a moja żona miała trójkę dzieci z innego związku! Jednak w czasie tego spotkania obudziło się we mnie uczucie, o którym sądziłem, że zgasło całkowicie. Żona wskazała mi stronę Wspólnoty SYCHAR i zacząłem na nowo poznawać naukę Chrystusa na temat małżeństwa. Wtedy uważałem, że jestem wierzący, ale teraz widzę, że tylko dopasowywałem wówczas wiarę do swojego po­stępowania. Po pewnym czasie zacząłem dostrzegać znaki od Boga. Zrozumiałem, że jest tylko jedna droga, którą mogę podą­żać. Musiałem jednak podjąć bardzo trudną decyzję, która oznaczała dla mnie konieczność rozłąki z synem i widywania go tylko w czasie odwiedzin. Wie­działem też, że moja partnerka będzie czuła się skrzywdzona. Musiałem na nowo poukładać swoje życie. Obawiałem się też reakcji dzieci mojej żony, chociaż moje relacje z nią samą były bardzo dobre i czułem się tak, jakby nie było tych długich lat rozłąki. Moje obawy się nie potwierdziły i wszystko zaczęło się układać. Moja żona bardzo szybko zaszła w ciążę i w maju 2015 roku urodziło się nasze pierwsze wspólne dziecko. Ufam, że z Bożą pomocą nasze małżeństwo przetrwa do końca naszych dni” (Andrzej); „Przez 13 lat żyłam w związku niesakramental­nym, w którym urodziło się troje dzieci: Ola (13 lat), Emilia (8 lat), Leon (6 lat). Moje nawrócenie zaowocowało poczuciem nieustannej opieki Boga i Jego prowadzenia. Po dwóch latach od mojego rozstania z ojcem dzieci mogę powiedzieć, że wszyst­kie trudności, których obawiałam się w związku z dziećmi, właściwie nie pojawiły się. Bałam się, że rozstanie dzieci z ojcem będzie miało dla nich negatywne skutki, ale nie zauważyłam w ich za­chowaniu czy emocjach niepokojących zmian. Odkąd jestem z mężem sakramentalnym, najstarsza córka uspokoiła się, jest dużo weselszym i bardziej otwartym dzieckiem. Właśnie o nią najbardziej się niepokoiłam, ponieważ w tym czasie zaczęła wchodzić w trudny okres dojrzewania, a jako najstarsza z ro­dzeństwa rozumiała najwięcej. Obawiałam się, że dzieci będą mnie winić za oddalenie od taty, ponieważ to ja zadecydowałam o odejściu od partnera. Uważam, że bardzo ważne dla ich samo­poczucia było to, że nie walczyliśmy o nie i nie kłóciliśmy się, ale oboje staraliśmy się, aby skutki rozstania były jak najmniejsze. Jestem pewna, że dzięki modlitwie i działaniu łaski Bożej moje rozstanie i sprawa rozwodowa przebiegły bardzo łagodnie. Wielu znajomych dziwiło się, że w ogóle można w ten sposób się rozstać” (Ania).

Ich nawrócenie jest przykładem, jak z pomocą łaski Bożej można realizować wolę Bożą zapisaną w przysiędze małżeńskiej i w zdaniu św. Augustyna: „Jeśli Pan Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu”. Świadectwa opu­blikowane w książce (mającej imprimatur) Jak kochać nieślub­ne dzieci? Powroty z niesakramentalnych związków pokazują, w jaki sposób w tak złożonej sytuacji można wychowywać i ko­chać dzieci współmałżonków z ich niesakramentalnych związków. Z pomocą Boga okazuje się to możliwe. Z Nim każdy człowiek jest zdolny do heroicznych czynów – zawierza Mu całe swoje życie, a potem jego czyny dokonywane są Jego nieskończoną mocą. Taki kierunek wiary wskazujemy we Wspólnocie SYCHAR wszystkim małżonkom.



Sprzeciw wobec rozwodów

Tym zaś – pisze św. Paweł – którzy trwają w związkach mał­żeńskich, nakazuję nie ja, lecz Pan: Żona niech nie odchodzi od swego męża! Gdyby zaś odeszła, niech pozostanie samotna albo niech się pojedna ze swym mężem. Mąż również niech nie oddala żony” (1 Kor 7,10-11). Katechizm Kościoła Katolickiego stwier­dza wyraźnie: „Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne” (2384), a w Kompen­dium Katechizmu Kościoła Katolickiego czytamy: „Jakie są najcięższe grzechy godzące w sakrament małżeństwa? Są to: cudzo­łóstwo; poligamia, ponieważ jest przeciwna równej godności i miłości małżeńskiej, która jest jedyna i wyłączna; odrzucenie płodności, które pozbawia życie małżeńskie dziecka, najwspanialszego daru małżeństwa; rozwód, który sprzeciwia się nieroze­rwalności” (347).

Jednocześnie wiadomo, że aby uzyskać rozwód w sądzie, należy wykazać między innymi ustanie więzi duchowej, psychicz­nej, co oznacza, że występujący o rozwód małżonek musi przekonać sąd, że nie kocha swojego współmałżonka. Nawet jeśli kocha, to żeby uzyskać rozwód, musi skłamać, mówiąc, że nie kocha. Widać tu, z jakim antyświadectwem miłości mamy do czynienia i z jakim zgorszeniem zarażającym inne małżeństwa! Nasuwa się pytanie, czy wszyscy, którzy sugerują rozwód, zdają sobie z tego sprawę.

Dlatego SYCHAR stoi na stanowisku, że nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga oraz człowieka i że nie należy powodować zgorszenia. Człowiek, który chce być wierny Jezusowi i chce Go naśladować, będzie – tak jak On – jednoznaczny w myśleniu, mówie­niu i działaniu. Rozwód w polskim porządku prawnym nie jest jedy­nym sposobem zabezpieczenia przed ubóstwem i przemocą. Istnieje sądowe zniesienie wspól­ności majątkowej, notarialne zawarcie umowy majątkowej mał­żeńskiej znoszącej lub ograniczającej wspólność majątkową, obowiązek alimentacyjny i w wyjątkowych sytuacjach instytucja separacji – kościelna (bardzo rzadko wykorzystywana) i cywilna, która może zabezpieczać prawa małżonków nie gorzej niż rozwód, a nawet w sprawach alimentacji i w przypadku zgonu współmał­żonka separacja okazuje się korzystniejsza. Separacja daje więk­szą nadzieję na ponowne połączenie małżonków. Są jeszcze or­ganizacje pomocowe, wsparcie rodziny, przyjaciół, wspólnoty, ludzi dobrej woli, a w wypadku stosowania przemocy, oprócz separacji, jest jeszcze sąd i policja. Nie ma więc racjonalnych powodów do uciekania się do rozwodów w małżeństwach sakra­mentalnych.

Czymś złym – pisze o. Jacek Salij OP – jest nie tylko wnoszenie pozwu rozwodowego, ale również zgoda na rozwód, nama­wianie do rozwodu, tendencyjne świadczenie w sądzie na rzecz rozwodu (a przecież u nas wręcz plagą w procesach rozwodowych są świadkowie fałszywi!), przekonywanie, że rozwód to przecież nic złego, że to tylko prawna formalność, która w życiu duchowym niczego nie zmienia, itp. (...) Zatem jeśli uznajemy, że rozwód jest czymś złym, nie próbujmy go usprawiedliwiać zasadą po­dwójnego skutku. U nas w Polsce możliwe jest uzyskanie zarów­no rozdzielności majątkowej, jak separacji. Otóż separacja umożliwia zabezpieczenie m.in. opieki nad dziećmi i obronę majątku nie gorzej niż rozwód – tym zaś różni się od rozwodu, że nie dając małżonkom prawa do związków następnych, ułatwia ich ewentualne pojednanie. Małżeństwo jest dobrem tak wielkim, że również o separację wolno zabiegać tylko w sytuacjach naprawdę wyjątkowych. Tylko wówczas – jak to określa prawo kościel­ne, kan. 1153 – «jeśli jedno z małżonków stanowi źródło poważ­nego niebezpieczeństwa dla duszy lub ciała drugiej strony albo dla potomstwa, lub w inny sposób czyni zbyt trudnym życie wspólne»”.



Charyzmat Wspólnoty

Wspólnota Trudnych Małżeństw SYCHAR powstała w 2003 roku. Jej założycielami są małżonkowie, których sakramentalne związki małżeńskie, patrząc po ludzku, rozpadły się, a mimo to postanowili oni trwać w miłości i wierności, wypełniając złożoną przed Bogiem przysięgę. Charyzmat Wspólnoty streszcza się w zdaniu: „Każde trudne sakramentalne małżeństwo jest do uratowania!”. Wynika on wprost z ewangelicznej prawdy, że każdy sakramentalny małżonek ma szanse się nawrócić i wypeł­nić wolę Bożą zapisaną w ślubowanej przed Bogiem przysiędze małżeńskiej. Wierzymy w to, że daje On dość łaski, żeby uzdolnić wszystkich sakramentalnych małżonków do wypełnienia przy­sięgi małżeńskiej w każdej sytuacji kryzysu (nawet po rozwodzie i gdy współmałżonek jest w drugim związku), gdy tylko wejdą na drogę nawrócenia, otwierając się na Boga i Jego wolę – na łaskę sakramentu małżeństwa. Wierzymy w to, że Pan Bóg daje każ­demu sakramentalnemu małżonkowi (także temu, który żyje w niesakramentalnym związku) taką łaskę, bo On małżonków sakramentalnych zawsze i w każdej sytuacji widzi razem. Bóg jest pierwszym świadkiem zawieranego przymierza małżeńskie­go i jego największym obrońcą. Wolą Jego jest, aby małżonkowie sakramentalni realizowali w codziennym życiu słowa przysięgi, którą przed Nim składali sobie nawzajem: „ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Nie ma w tej przysiędze klauzul dodatkowych, warunkują­cych jej ważność. Przysięga małżeń­ska w jednakowym stopniu obowią­zuje wszystkich sakramentalnych małżonków – tych, co skrzywdzili, i tych, co zostali skrzywdzeni. Wola Boża zapisana w słowach przysięgi małżeńskiej dotyczy każdej sytuacji, także tej najbar­dziej kryzysowej, gdy dochodzi do przemocy, zdrady, rozwodu, wejścia w drugi związek, nawet gdy w drugim związku pojawia­ją się nieślubne dzieci. „Co Bóg złączył, tego niech człowiek nie rozdziela” – czyli również dziecko z niesakramentalnego związ­ku nie może rozdzielać małżonków sakramentalnych. Mamy nadzieję, że jeśli będziemy żyć w zgodzie z prawem Bożym, Pan Bóg wszystko poukłada i wszystko obróci w dobro, również sytuację tych dzieci.

Tak przedstawiony cel wspólnoty zakłada jednak aktywność człowieka. Nie wystarczy po prostu czekać. Przynajmniej jeden z małżonków musi podjąć decyzję, że chce ratować małżeństwo we współpracy z Bogiem. Otwarcie się na działanie łaski sakra­mentu małżeństwa rozpoczyna proces uzdrawiania. Wierni i otwarci na powrót i pojednanie czekamy, nie czekając.

Wspólnota SYCHAR proponuje wiele form uczestnictwa. Są to: spotkania w ogniskach Wiernej Miłości Małżeńskiej (jest ich 40) w wielu miastach Polski; Internetowe Forum Pomocy (www. kryzys.org); warsztaty (stacjonarne i internetowe) „Wreszcie żyć – 12 kroków ku pełni życia”; ogólnopolskie rekolekcje cztery razy w roku; rekolekcje organizowane przez poszczególne ogniska; wakacje, Sylwester i zlot Sycharków w sanktuarium w Oborach; uczestnictwo w Ruchu Wiernych Serc; warsztaty umiejętności wychowawczych dla rodziców „Błogosławmy dzieciom”; niedzie­le sycharowskie w parafiach i wiele innych.

Wszystkie spotkania i rekolekcje wspólnoty prowadzone są pod opieką księży. Każde ognisko ma swojego duchowego opiekuna. Episkopat Polski mianował też krajowego duszpasterza wspólnoty, którym jest ks. Paweł Dubowik z diecezji opolskiej. Tak mówi on o Sycharowiczach: „Widzę, jak oni pracują nad sobą. Są świadomi tego, że ogromnie dużo zależy od ich pracy nad sobą, od ich rozwoju duchowego i intelektualnego, bo czło­wiek musi z Bożą łaską współpracować”. A Andrzej Szczepaniak, lider i współzałożyciel wspólnoty, który czeka na powrót swojej żony 18 lat, przekonuje: „Czekamy, nie czekając. Jesteśmy otwar­ci na pojednanie, staramy się twórczo wykorzystywać czas kry­zysu, by stawać się dla współmałżonka kimś lepszym”.



Potrzeby

Wspólnota jest zainteresowana kontaktem z księżmi, którzy zajmują się tematyką małżeńską i mają doświadczenie w pracy z małżeństwami będącymi w kryzysie. Zauważamy wielką po­trzebę głoszenia homilii o fundamentach sakramentu małżeń­stwa, o tym, czym on jest w swojej istocie, jaką ma wartość i jak „działa” w sytuacji kryzysu małżeńskiego. Niestety, wciąż bardzo rzadko możemy usłyszeć kazania o tej tematyce, choćby na nie­dzielnych Mszach świętych.

Kryzys dotyka w tej chwili coraz większej liczby małżeństw i zbyt często małżonkowie nie mają wsparcia dla swojej walki o małżeństwo. Często też księża nie mają odwagi mówić o łasce sakramentu małżeństwa, o jedności małżonków, która trwa do końca życia jednego z małżonków, i o nadziei płynącej z Bożej obietnicy. „Trzymajmy się niewzruszenie nadziei, którą wyznaje my, bo godny jest zaufania Ten, który dał obietnicę” (Hbr 10,23), mając też od Stwórcy zapewnienie, że „przywraca to, co przemi­nęło” (Koh 3,15).

Alicja, której wierność małżeńska została wystawiona na próbę, tak zaświadcza o swoich rozmowach z księżmi: „Byłoby mi łatwiej bronić się przed pokusą, gdybym usłyszała od księży, że dla Boga nadal jestem żoną mojego męża i że tak będzie zawsze, niezależnie od tego, co zrobię ja albo mój mąż, że mój romans byłby cudzołóstwem, i jeszcze, że dla Boga nie ma nic niemożli­wego, więc może uzdrowić mnie, mojego męża i nasze małżeń­stwo”.



MAŁGORZATA ZAGÓRSKA (ur. 1965), polonistka, urzędnik państwowy; mężatka od 28 lat, matka 4 dorosłych dzieci, zaangażowana we Wspólnotę Trudnych Małżeństw SYCHAR od 2005 roku.

"Tekst powstał we współpracy z A. Zagrodzką i A. Szczepaniakiem"

Zapraszamy na stronę www.sychar.org

Kremacja zwłok i związane z nimi obrzędy pogrzebu mogą rodzić pewne pytania. Czy obecny, coraz mocniej utrwalający się zwyczaj (kremacja przed Mszą pogrze­bową) należałoby zachować, mimo że dokumenty ko­ścielne stanowią co innego? Jak formować duchownych, również biskupów, do właściwego postępowania w tym zakresie, a świeckich do niestawiania duszpasterzy przed faktem dokonanym? O co chodzi z tak zwanymi uzasadnionymi przypadkami...?

(…) Rzecz zmieniła się, gdy miałem 18 lat. Pojechałem na kongres do Włoch, na którym wraz z przeszło dwoma tysiącami innych młodych ludzi uczestniczyłem w spotkaniu z Chiarą Lubich – założycielką Ruchu Focolari, a obecnie Służebnicą Bożą. To było coś niesamowitego.

(…) Prawdziwy i poważniejszy kryzys zaczął się po 40. roku życia i trwał prawie cztery lata. Dziś widzę, że złożyło się na niego parę przyczyn. Na pewno częste zmiany placówek, co wiązało się z adaptacją w nowych wspólnotach, środowiskach, z ciągle nowymi ludźmi. Również zmiany przełożonych, trudne relacje z nimi, ich decyzje, z którymi trudno było mi się pogodzić.

(…) Nasi parafianie nie mieli jakiegoś jednego spojrzenia na nową rzeczywistość ani też jednej politycznej oceny. Jednak Kościół i życie parafialne były miejscem jedności. Parafianie sami potem przyznawali, że z utęsknieniem czeka­li na niedzielę. Ich własną inicjatywą była wspólna wieczerza wigilijna w pa­rafii. Wykorzystywaliśmy każdą nada­rzającą się okazję do budowania jeszcze ściślejszych więzów pomiędzy nami. Na miejscu, w tych okolicz­nościach, zorganizowaliśmy na przykład wakacje dla dzieci.

„Urodziłam się chrześcijanką i jeśli z tego powodu mam zginąć, wolę umrzeć jako chrześcijanka” – tak mówiła 54-letnia Khiria Al-Kas Isaac do swych oprawców, gdy ci przystawiali jej miecz do szyi.

Jesteśmy małżeństwem z 25-letnim stażem. Kiedy Paweł mi się oświadczył, myślałam, że zawsze, a przynajmniej zazwyczaj będziemy mieli takie samo zdanie w podstawowych kwestiach. Bardzo szybko po ślubie okazało się, że niezwykle rzadko zgadzamy się ze sobą, ale chęć bycia razem i miłość pozwalały nam pokonywać trudności.

"Duchowni są z upodobaniem recenzowani, niestety najczę­ściej z pominięciem obiektywizmu” – zauważa we Wstępie do wydania polskiego bp Wiesław Śmigiel. Emocje wywołuje sam fakt istnienia tej grupy zawodowej, jej styl życia oraz działalność. Najwięcej uwagi przykuwa celibat, postrzegany jako nadludzkie wyrzeczenie, ale częściej ukazywany jako hipokryzja.

Porywająca lektura czterech rozdziałów (Charyzmat nie z tego świata; Święcenia – misja – życie: wielka wizja Jana Pawła II; Kapłan w rodzinie Kościoła; Kapłańskie nawrócenie duszpaster­skie) potwierdza udaną próbę odpowiedzi autora na pytanie o to, kim jest pasterz. Bp A. Siemieniewski pomaga zrozumieć kapłań­stwo służebne.

Kościół – jak powiedział swego czasu św. Jan Paweł II – po­winien harmonijnie oddychać dwoma płucami: wschodnim i zachodnim. Zdanie to – jak się wydaje – zapadło w zbiorową pamięć przynajmniej w części środowisk katolickich. Jednym ze sposobów realizacji papieskiego życzenia jest z całą pewnością polski przekład książki R. Tafta (wydanie angielskie – 1997, wydanie włoskie – 1999).

Lectio divina jest rodzajem duchowości, która czerpie z sa­mego źródła – Pisma Świętego. To uprzywilejowana droga mo­dlitwy Kościoła. Przez całe wieki kształtowała pokolenia świętych i żarliwych głosicieli Słowa. Radykalnie porządkuje ona życie człowieka, kształtuje jego umysł, serce i wolę, umacnia głęboką przyjaźń z Jezusem.

Cienka książeczka, niewiele stron, bez nadmiaru słów. Wła­ściwie można powiedzieć, że zawiera tylko trzy słowa: dwa frag­menty Ewangelii i wyjątek z Dziejów Apostolskich wraz z komen­tarzami w formie katechez. Można by powiedzieć jeszcze prościej: w tej książce znajdziemy jedno słowo – kerygmat, albo jedno Słowo – Chrystusa.

Rémi Brague jest autorem znanym już polskiemu czytelniko­wi za sprawą książki poświęconej analizie europejskiej tożsamo­ści Europa, droga rzymska. To profesor Sorbony i Uniwersytetu Ludwika Maksymiliana w Monachium, laureat Nagrody Ratzingera, jeden z ciekawszych współczesnych katolickich pi­sarzy i filozofów.

Podczas zwołanego przez papieża Franciszka Synodu o rodzi­nie wielu wiernych zaniepokoił donośny głos biskupów doma­gających się zmian w katolickiej nauce o moralności. Czyżby Kościół miał pójść drogą ustępstw wobec „dyktatury relatywi­zmu”, której w dużym stopniu ulegają wspólnoty protestanckie?

Pracujący od kilku lat w Rwandzie misjonarz wybrał się z miejsca zamieszkania w górę Nilu w podróż po siedmiu państwach (Rwanda, Burundi, Uganda, Sudan Południowy, Etiopia, Sudan i Egipt), co zaowocowało trzecią jego książką o Afryce. Także w tej lekturze – jak zauważa Ryszard Kusy MIC w godnej uwagi Przedmowie – wiara i Kościół są motywami przewodnimi.

Na 10 wieków obecności żydowskiej diaspory na terenach Polski przypadają okresy dobrobytu, gdy nasz kraj był określany mianem „raju dla Żydów”, ale także czas hitlerowskiego ludobójstwa. Niestety, zagłada Żydów na terenach Polski z rąk niemiec­kich nazistów wydaje się być perspektywą dominującą.

Pastores poleca