Od Redakcji Lektury Drodzy Czytelnicy! Drodzy bracia! „Gdzie jest Kościół, tam jest również Duch Boży; a gdzie jest Duch Boży, tam jest również Kościół i wszelka łaska” – takie stwierdzenie św. Ireneusza w II wieku było świadectwem kogoś, kto doświadczył potęgi Ducha w Kościele. W ostatnich latach pojawiła się niezdrowa tendencja do przypisywania sobie asystencji Ducha Świętego przez grupy ludzi o skrajnych poglądach na reformę Kościoła.
Galopująca sekularyzacja życia publicznego, nieoszczędzająca także Kościoła, rodzi przede wszystkim fundamentalne pytanie o miejsce Boga w naszym życiu, w Kościele i społeczeństwie. Każe też pytać o przyczyny tak radykalnego sprzeciwu wobec Jego władzy: „Nie chcemy, żeby ten królował nad nami” (Łk 19,14).
Jean Corbon we wprowadzeniu do książki L’expérience chrétienne dans la Bible, poświęconej duchowej lekturze Biblii, omawiając etap królestwa w dziejach Izraela, zwraca uwagę, że władza królewska generuje te same sprzeczne postawy, które występują w naszym odniesieniu do innych: dominację i służbę. Władza – jak zauważa – jest potrzebna, by zabezpieczyć wspólne dobro, w przeciwnym razie miłość będzie niemożliwa. Niestety, często ulega ona skażeniu przewrotnością płynącą z egoizmu i staje się narzędziem wykorzystywania drugiego, a nie wspólnej realizacji dobra. To dlatego, im większa odpowiedzialność spoczywa na człowieku, tym bardziej potrzebuje on duchowej wolności. Władza rozumiana biblijnie istnieje tylko w odniesieniu do miłości, wymaga zatem wyzbycia się siebie i daru z siebie.
Pytanie postawione w tytule pewnej konferencji, w której kiedyś uczestniczyłem, brzmiało: „Czy ruchy w Kościele katolickim mogą stać się sektami?”. Moje doświadczenie pracy w Dominikańskim Centrum Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach (w skrócie: DCI), niestety, potwierdza ten fakt. Mianowicie, że ruchy (grupy, wspólnoty) kościelne mogą stawać się – zwłaszcza wobec braku reakcji ludzi na konkretne nadużycia – grupami destrukcyjnymi. Warto zatem przyjąć już na wstępie rozważań podstawowy fakt, iż wspólnota, która działa w łonie Kościoła katolickiego, może wyrządzić jakąś krzywdę człowiekowi. (…) W jednym z odcinków popularnego serialu telewizyjnego z czasu mojego dzieciństwa, „Janosik”, jest scena, w której mieszkańcy podhalańskiej wsi idą do spowiedzi. Na hali przed kaplicą ustawionych jest kilka najprostszych, drewnianych konfesjonałów. Cała wieś, kilkadziesiąt osób, ustawia się w kolejce tylko do jednego spowiednika. Do spowiedzi idzie pierwszy mężczyzna – używając języka skoków narciarskich – „przedskoczek”. Po chwili klęczenia przed konfesjonałem mężczyzna za plecami daje gwałtowny znak ręką. Cała kilkudziesięcioosobowa kolejka przenosi się do drugiego konfesjonału, a na próbę wysłany zostaje kolejny penitent.
Kto może powiedzieć: „mój Kościół”?
Ten, kto się z Kościołem katolickim – bo rozumiem, że o nim rozmawiamy – identyfikuje i obiektywnie do niego należy. Owa obiektywna przynależność rozpoczyna się od chrztu, a potem rozwija się, jeśli się rozwija, poprzez coraz bardziej świadome wyznawanie Credo Kościoła i przyjmowanie kolejnych sakramentów. Tu pojawia się problem, na ile deklarowanej wierze i przyjmowaniu sakramentów odpowiadają życiowe wybory i nastawienie serca. Dotykamy w ten sposób drugiego elementu, czyli osobistego utożsamiania się z Kościołem. Bardzo różnie to może wyglądać. Przeszło dwa lata temu opublikowaliśmy list, jaki Ksiądz Profesor skierował do naszej redakcji. Kolejne akapity rozpoczynały się od słów: „Marzą mi się rekolekcje kapłańskie...”. Diagnoza obecnego stanu była dość bolesna. Czy dobre kapłańskie rekolekcje to wciąż kwestia marzeń?
Szymon i pozostali uczniowie od jakiegoś czasu chodzą za Jezusem i z Jezusem. I przychodzi taki moment, że słyszą od Niego bardzo ważne pytanie: Kim Ja właściwie jestem dla was? Jak wy Mnie odbieracie? Co się dzieje w każdym z was, kiedy Mnie widzicie, kiedy o Mnie myślicie?
Św. Stanisław Papczyński, Założyciel Zgromadzenia Marianów, w centrum swych teologicznych rozważań i kaznodziejstwa stawia Osobę Jezusa Chrystusa. Zbawicielowi poświęca dwa zbiory dyskursów pasyjnych Orator Crucifixus (1670 r.) i Christus Patiens (1690 r.). Swoje powołanie założycielskie, wyrażone 11 grudnia 1670 roku w formie ofiarowania zwanego oblatio, funduje na Jezusie ukrzyżowanym: „W imię Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego”.
W życiu jest zawsze inaczej. Trudno zaplanować jeden dzień, a co dopiero lata czy ich dziesiątki. Przyjmując przed 25 laty święcenia prezbiteratu, nie planowałem, jak ma wyglądać realizacja mojego powołania. Zresztą, nie byłbym w stanie napisać scenariusza, jaki pisze Bóg, moi przełożeni, a także samo życie. Pragnąłem i nadal pragnę być takim księdzem, jakiego chce mieć Bóg i Kościół. W praktyce różnie to wychodzi. Ale wciąż na nowo podejmuję starania, aby sprostać wyzwaniom. Doświadczenia duszpasterskie traktuję jako osnowę współpracy z łaską, której dawcą jest Bóg. Wszystko to, co dobre, Jemu zawdzięczam.
Biskupi katoliccy w naszej części kontynentu – w odróżnieniu od hierarchów w Europie Zachodniej – lepiej rozumieją zagrożenia związane z rosyjskim imperializmem. W związku z tym po rozpoczęciu pełnoskalowej agresji Putina na Ukrainę zabierali publicznie głos znacznie częściej niż dostojnicy na Zachodzie. Jednym z pierwszych był przewodniczący Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki, który jeszcze 14 lutego 2022 roku, a więc 10 dni przed atakiem, napisał list do biskupów prawosławnych i katolickich Rosji i Ukrainy, apelując, by połączyć „duchowy wysiłek wyznawców Chrystusa różnych wyznań w Rosji, na Ukrainie i w Polsce, (...) aby zażegnać widmo kolejnej wojny w naszym regionie”. Czy dowartościowanie roli słowa Bożego w katolickim duszpasterstwie tworzy ryzyko przyjęcia protestanckiego pryncypium sola Scriptura („tylko Pismo Święte” lub „tylko przez Pismo”)? Raczej nie, katolik przez samo zakorzenienie w Kościele jest – jak się zdaje – uodporniony na tę pokusę. Rok liturgiczny z jego czytaniami i świętami czy nawet tajemnice różańcowe na tyle wyostrzają zmysł kościelny, że prywatnie uprawiana egzegeza biblijna pozostaje w zasięgu siły grawitacji Kościoła. Można by ewentualnie mówić o jakiejś wersji przyjęcia aksjomatu „tylko Pismo” w wersji soft, albo, co bardziej prawdopodobne, o przejęciu pewnych towarzyszących ubiblijnieniu założeń. (…) Muzeum im. Rodziny Ulmów w Markowej upamiętnia nie tylko Józefa i Wiktorię jako Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. W tej wiosce było ich więcej. Placówka jednak poszerzyła i nadal rozszerza tę dokumentację o wszystkich Polaków ratujących Żydów w czasie wojny. Natomiast działająca w tej samej miejscowości Fundacja im. Rodziny Ulmów SOAR od kilku lat organizuje Festiwal Psalmów Dawidowych pt. „Honorując Sprawiedliwych i Ocalonych”. W przesłaniu jest nie tylko historia, ale także chrześcijańskie spojrzenie na wydarzenia minionej wojny (wojen) i przejawy miłości Boga. Dlaczego niektóre wspólnoty chcą niezależności od biskupa? Kiedy zaczęła się inwazja na Ukrainę, po konsultacji z żoną zgłosiłem do służb miejskich gotowość przyjęcia do domu uchodźców. Myśleliśmy o maksymalnie trzech osobach. Czas mijał, a gości nie było. Wtedy zacząłem odczuwać coś, co potem sformułowałem jako „dyskomfort komfortu”. Wcale nie było mi dobrze z tym, że w naszym domu jest mi wygodnie. W pobliskiej remizie mieszkało już kilkunastu przybyszów z Ukrainy, nieodległy hotel zapełnił się dobrze ponad setką ludzi, gdzieniegdzie uchodźcy byli już po domach – a u mnie po staremu. Koniec lutego 2022. Z pewnym niedowierzaniem słuchamy wiadomości o napaści Rosji na Ukrainę. Mija kilkanaście dni i wojna dociera do nas, do centralnej Polski, bezpośrednio w postaci uciekinierów. W naszej parafii poprzez Caritas powstaje grupa osób, które nawiązują kontakty z punktami granicznymi. Niektórzy Ukraińcy przybywają sami, inni są przywożeni przez parafian. Na apel podany z ambony zgłaszamy chęć przyjęcia uciekinierów do naszego domu. (…) Cała ta przygoda zaczęła się w Brazylii, 2 stycznia 2006 roku. Byłem wówczas w odwiedzinach u mojej rodziny. Mój brat, Grzegorz, opowiadał mi o pozytywnych znakach rozwoju działań duszpasterskich i ewangelizacyjnych w Brazylii. Po świętach Bożego Narodzenia 2005 roku pojechaliśmy na rekolekcje do wspólnoty charyzmatycznej Cançāo Nova (Pieśń nowa), chyba największej wspólnoty katolickiej w Brazylii. (…) Mam wrażenie, że Pan formował mnie wielokrotnie przez przykład życia innych, którzy bez względu na to, czy realizowali swoje życie w powołaniu małżeńskim, zakonnym, kapłańskim czy do życia samotnego, robili to po prostu tak prawdziwie, że też tak chciałem. To właśnie ich autentyczność nie pozwoliła mi nie płakać jak bóbr, gdy Pan bardzo mocno osobiście mnie spotkał na rekolekcjach w Licheniu i gdy po ich zakończeniu w zimny styczniowy poranek, siedząc w pociągu powrotnym z Konina, wiedziałem, że muszę tam wrócić. Tuż po zakończeniu Światowych Dni Młodzieży w Krakowie w 2016 roku, w jednym z tamtejszych komisariatów pojawił się młody człowiek. Na głowie miał kapelusz pielgrzyma, w ręku różaniec i skromny dobytek. Funkcjonariusze życzliwie zwrócili się do niego, gotowi udzielić wszelkiej koniecznej pomocy. On zaś z uśmiechem na twarzy oznajmił, że pomocy nie szuka, a zgłosił się, ponieważ jest poszukiwany listem gończym; chce odbyć wyrok, bo jak już odpokutuje zło, które uczynił, będzie mógł być prawdziwie wolnym człowiekiem.
Pośród zamętu doktrynalnego i duszpasterskiego, jaki panuje dziś w Kościele, w kontekście nacechowanych ideologicznie zmian sposobu myślenia o sakramencie święceń oraz kryzysu tożsamości duchownych, nigdy dość przypominania najważniejszych prawd o istocie powołania do kapłaństwa służebnego. Kard. Sarah robi to jasno, prosto i jednoznacznie. Przedstawiając podstawowe prawdy i możliwe drogi odnowy życia wyświęconych szafarzy, oddaje głos wielu różnym przewodnikom duchowym, tym wyniesionym na ołtarze i innym, poczynając od Jana Chryzostoma, Grzegorza Wielkiego i Bernarda z Clairvaux po Jana Pawła II, Benedykta XVI i Franciszka.
Jakub i Jan, synowie Zebedeusza, byli niewątpliwie jednymi z najbliższych uczniów Jezusa. Widzimy ich w Ewangeliach w kluczowych momentach u boku Mistrza. To oni razem z Piotrem są świadkami przemienienia na górze Tabor, oni również towarzyszą Chrystusowi w czasie modlitwy w Ogrójcu. Kim byli ci apostołowie? Na czym polegała ich gorliwość i nad czym Jezus musiał w nich i z nimi pracować? W czym, wreszcie, my dzisiaj przypominamy owych „synów gromu” i czego możemy razem z nimi nauczyć się od Pana? Takie pytania stawia przed czytelnikami Krzysztof Wons SDS w kolejnej książce z cyklu wprowadzeń do lectio divina.
W dawnych czasach mądrość poprzednich pokoleń była przekazywana w sposób naturalny z ojców na synów i wnuków. Dziś łańcuch pokoleń nie spaja już jednostek tak mocno jak kiedyś, więzi rodzinne są osłabione albo nawet w zaniku, a wielu ojców nie przekazuje młodym mądrości i tradycji przodków. Dlatego tym bardziej należy się wsłuchiwać w głosy tych przedstawicieli starszego pokolenia, którzy w dzisiejszych czasach mogą nam służyć jako przewodnicy, pobudzać do myślenia i zachęcać do szukania właściwych ścieżek życia. Jednym z nich jest z pewnością Charles Chaput, kapucyn, potomek rdzennych mieszkańców Ameryki, emerytowany arcybiskup Filadelfii. Jego nowa książka to – jak sam pisze – „garść myśli na temat, który z biegiem czasu nabiera coraz większego znaczenia.
„Bądź uwielbiony, Boże, w darze i tajemnicy kapłaństwa moich braci Ludwika i Sławomira” – pisze we Wstępie przeor najmłodszego w Polsce benedyktyńskiego klasztoru w Biskupowie na Śląsku Opolskim, o. Marcin Gromadecki. Świadectwo życia obu zakonników tchnie przede wszystkim uwielbieniem Boga. W rocznicę święceń prezbiteratu – 55. o. Ludwika i 25. o. Sławomira – jubilaci opowiadają o swoim dojrzewaniu do kapłaństwa. Dzielą ich różnica pokoleniowa, pochodzenie społeczne, cechy charakteru. Łączą determinacja w zmaganiach o wierność Panu Bogu w surowych warunkach życia dzieciństwa i młodości, głębia duchowych doświadczeń, hart ducha, otwartość na ludzi świeckich i na nowe wyzwania, więzi z Ruchem Focolari, przyjaźń.
Prof. Stanisław Grygiel, niedawno zmarły wykładowca Papieskiego Instytutu Jana Pawła II dla Studiów nad Małżeństwem i Rodziną, to jedna ze znanych postaci z otoczenia Karola Wojtyły, którego był uczniem i przyjacielem. Długo można by wymieniać zasługi Profesora, zwłaszcza w zakresie propagowania nauczania Jana Pawła II na temat małżeństwa. W okresie krakowskim pracował między innymi jako redaktor przeżywającego wówczas swoje lata świetności miesięcznika „Znak”. Po wyborze Wojtyły na Stolicę Piotrową przeniósł się natomiast z rodziną do Rzymu, by tam pracować intelektualnie u boku papieża Polaka. Jakie były poglądy Stanisława Grygiela, jakie jego myśli o Kościele, Bogu, człowieku, rodzinie i Polsce? Można się o tym przekonać, czytając jego książki czy artykuły. Dobrym wprowadzeniem i przystępną syntezą myśli Filozofa jest jednak wywiad-rzeka, który przeprowadziła z nim Maria Zboralska.
Wydany w serii „Biblioteka «Christianitas»” tom zbiera w jedno dwie książki Johna Seniora (1923-1999), z których pierwsza jest diagnozą upadku, a druga programem odbudowy kultury chrześcijańskiej. Autor, profesor literatury na amerykańskich uniwersytetach, w młodości był marksistą, następnie zgłębiał filozofię i duchowość Dalekiego Wschodu, by wreszcie odnaleźć drogę do Kościoła katolickiego. Pisał niewiele, poświęcając się przede wszystkim pracy wykładowcy i wychowawcy. W latach siedemdziesiątych opracował nowatorski system kształcenia przez literaturę, który polegał głównie na czytaniu klasyków. Były to czasy, gdy na uniwersytetach literaturę powszechnie czytano przez pryzmat modnych ideologii, takich jak marksizm czy feminizm. Senior uczył natomiast czytania bez uprzedzeń, tak by dawni autorzy mogli przemówić własnym głosem.
„Obraz świata w świadomości przeciętnego człowieka Zachodu przypomina dziś obraz w roztrzaskanym lustrze. (...) Jest odbiciem powierzchownych uczuć oraz emocji chwili. Obraz ten to galimatias sprzecznych ocen, złudnych dążeń i zawiedzionych nadziei. Co gorsze, taki galimatias utożsamia się dzisiaj z wiedzą. Człowiek zachodniej cywilizacji (...) jest dziedzicem wielkiej tradycji, której jednak nie zna, jest wielbicielem wolności, której się obawia. (...) Nie potrafi odpowiedzieć na najprostsze pytanie: kim jestem?”
Czy można powiedzieć coś więcej o Jezusie niż to, co opowiadają o nim Ewangelie? Wydaje się, że nie. A jednak chrześcijanie, i nie tylko oni, ciągle chętnie czytają powieści i oglądają nowe filmy o tej najważniejszej postaci religijnej wszechczasów. Oblicza się, że tych ostatnich, poświęconych w całości Mistrzowi z Nazaretu, powstało już ponad 200 i ciągle kręcone są nowe od chwili, gdy w roku 1898 wyświetlono pierwszy w historii film religijny, 11-minutowy francuski niemy obraz Georgesa Hatota i Louisa Lumière’a „Życie i męka Jezusa Chrystusa”. Od tego momentu filmy z Jezusem w roli głównej, coraz lepsze technicznie i coraz ciekawsze koncepcyjnie, pojawiają się nieustannie, aż do dziś. |
Pastores poleca |