Drodzy Czytelnicy!

„W miarę jak światła wiary słabną, wzrok ludzi się zacieśnia.” Jak nie pogubić się w naszej cywilizacji, tak niestabilnej i tymczasowej, która zyskała wręcz miano „dyktatury relatywizmu”? Gdzie szukać pomocy i oparcia w wewnętrznych zmaganiach i kryzysach? Czy wierność Bogu i powołaniu jest jeszcze w „modzie” i czy w ogóle jest możliwa?

1. Realia życia nie napawają optymizmem, gdyż neopogaństwo osiedliło się nawet w Kościele (ks. A. Draguła), a obecną sytuację już 50 lat temu przewidywał prorok – ks. Joseph Ratzinger. Z kolei według papieża Franciszka „w kulturze tymczasowości nawet obecna chwila pozbawiona jest jakiegokolwiek zakorzenienia” i nie może stanowić trwałego punktu odniesienia (ks. P. Mazurkiewicz). Problem nie jest nowy, bo sam Jezus spotykał się z niezrozumieniem i odrzuceniem ze strony nie tylko tłumów, ale i uczniów (ks. W. Chrostowski).

(…) Piotr nie posiadał wykształcenia, nie miał za sobą – tak jak Paweł – rabinackiej szkoły, ani nie zgłębiał rozmaitych nauk, które otwierały przed nim szerokie horyzonty wiedzy. Nie znał skomplikowanych nurtów greckiej filozofii ani rygorystycznych zasad rzymskiej administracji i prawa.

(…) Czy Kościół w Polsce przygotowuje się na tę przemianę, która – jeśli wierzyć Ratzingerowi – musi przyjść? Wydaje się, że nie, a przynajmniej niewystarczająco. Wciąż silne są bowiem głosy mówiące, że realizujący się w innych krajach model sekularyzacyjny w Polsce się nie sprawdzi. Tylko dlaczego Kościół w Polsce miałby być wyjątkiem? Spadek liczby powołań jest symptomatyczny.

(…) Na dłuższą metę Kościołowi nie zostanie oszczędzona konieczność stopniowego pozbywania się tożsamości ze światem i stania się znowu tym, czym jest: wspólnotą wierzących.

(…) Sekularyzacja kultury powoduje, że uwaga człowieka, nawet wierzącego, niemal w całości skupiona jest na doczesności. Wiara religijna staje się wiarą doczesną, wiarą, która jest jedynie pewną specyficzną strategią radzenia sobie w tym świecie. „Pojawia się – pisze Norbert Lohfink – teraz pytanie: czy ktoś, kto wprawdzie abstrakcyjnie

Refleksja nad końcem cywilizacji, jaką znamy, zaczyna przenikać do kultury masowej. Belgijska siedemnastolatka Blanche śpiewała na konkursie Eurowizji 2017 roku, że jest „sama w strefie zagrożenia”, „sama w płomieniu wątpliwości” i że obawia się, iż „stracimy to wszystko”. Istotnie, świat początku XXI wieku nie napawa optymizmem. Istnieje bowiem wiele zjawisk, które zagrażają ludzkiej cywilizacji.

(…) Celibat nie jest rezygnacją z relacji do kobiety. Jest rezygnacją z relacji małżeńskiej. W przyjaźni z kobietą nie można mieszać tych relacji. Celibat nie jest tylko rezygnacją z kontaktów seksualnych! One bowiem nie stanowią jedynego wymiaru życia małżeńskiego.

(…) Dać świadectwo własnych słabości, zwłaszcza gdy dotyczą głęboko intymnych spraw, jest rzeczą trudną. W przypadku księży trudność jest jeszcze większa ze względu na społeczną przychylność, jaką – w każdym razie w Polsce – się cieszą. Księdzu, który przecież kroczy, a nie idzie, spoczywa, a nie śpi, spożywa, a nie zjada, bardziej wypada być pomnikiem niż grzesznikiem.

(…) Środowisko osób duchownych łączy bardzo wiele: dzięcięctwo Boże, które czyni nas braćmi, wspólna duchowa droga i tradycja, kapłańskie powołanie i posługiwanie, wspólnota diecezjalna lub zakonna, współpraca duszpasterska i wiele innych okoliczności. Łączy nas tak wiele, a jednocześnie trudno nie zauważyć, że również wiele nas dzieli.

Jesienią w pracy kapłańskiej nie jest najgorzej, choć zwykle właśnie ta pora roku kojarzona jest powszechnie ze stanami depresyjnymi. Krótszy dzień, zmienna aura oraz myśl, że do wiosny tak jeszcze daleko, powodują, że wiele osób przeżywa obniżkę nastroju i zmniejszenie napędu do działania. Ci jednak, którzy pracują w rytmie roku szkolnego, katechetycznego, w tym wielu księży, często z nowymi po wakacjach siłami wchodzą w swoje obowiązki.

Z JOLANTĄ HAJDASZ, dziennikarką, medioznawcą, autorką filmów „Zapomniane męczeństwo” i „Żołnierz niezłomny Kościoła”, rozmawia Marcin Walczak

Z KRZYSZTOFEM WONSEM SDS, rekolekcjonistą, kierownikiem duchowym, teologiem duchowości, dyrektorem Centrum Formacji Duchowej Salwatorianów w Krakowie, rozmawia Anna Foltańska

(…) Już w III wieku św. Cyprian w swoim komentarzu do modlitwy „Ojcze nasz” pisał: „Wola zaś Boga jest tą, którą Chrystus czynił i której nauczał. Pokora w obcowaniu, stałość w wierze, skromność w słowach, w czynach sprawiedliwość, w uczynkach miłosierdzie, w obyczajach karność, nieznajomość czynienia krzywdy, a możność znoszenia uczynionej, utrzymywanie z braćmi pokoju, miłowanie Pana z całego serca, ukochanie w nim tego, przez co jest ojcem, a obawa przed tym, przez co jest Bogiem; nie przenosić nic nad Chrystusa, bo i On niczego nad nas nie przenosił, nierozdzielnie trwać w Jego miłości, przy krzyżu Jego odważnie i wiernie stać, gdy o Jego imieniu i godności jest mowa, wykazywać w mowie stałość wyznania, w dyskusji zaufanie, w imię którego się zgromadzamy, w śmierci cierpliwość, za którą koronę otrzymujemy; to znaczy chcieć być współdziedzicami Chrystusa, to znaczy spełniać przykazanie Boga, to znaczy spełniać wolę Ojca”. Tak więc Cyprian podkreśla, że to wiara jest jednym z istotnych czynników pełnienia woli Ojca. Wiernym jest bowiem ten, kto na pierwszym miejscu stawia Boga i Jego przykazania. I choć nie jest to łatwe, jednak dzięki ufności pokładanej w Bogu, dzięki całkowitemu zaangażowaniu w Jego miłość do nas – jesteśmy w stanie osiągnąć taki poziom wiary, który cechuje prawdziwego ucznia Chrystusa. (…)
(…) Duchowny może umacniać wiarę i budować się wiarą zupełnie niezauważanych przez świat członków wspólnoty Kościoła, o ile jest człowiekiem metanoi, człowiekiem stale gotowym do nawrócenia. Apostoł będący w drodze, dający się prowadzić i przemieniany przez słowo Boże, może być skałą dla spotkanych braci w wierze, jeszcze nie

Ikona barwą i kształtem zawiera w sobie – paralelnie do słowa Biblii i dogmatu – moc prowadzenia naszej wiary ku nadprzyrodzoności, w świat Bożych znaków, które są pomocą pośród chaosu otaczających nas słów i obrazów.

(…) Czwartek, jako dzień ustanowienia przez Chrystusa sakramentu kapłaństwa, nie był tu dniem przypadkowym. Nazwa akcji wydawała się chwytliwa, by nie rzec – prowokacyjna, wiele osób mogło ją bowiem zrozumieć w ten sposób, że być może chodzi tu o wsparcie materialne. Na początku Kasia wciągnęła w „Dychę” osoby z Biura „Synaj”.

(…) W swojej książce The First Five Years of Priesthood (Pierwszych pięć lat kapłaństwa – 2002 r.) Dean Hodge przedstawia badania na temat powodów, dla których niektórzy młodzi księża odchodzą z kapłaństwa. Wynika z nich, że większe ryzyko odejścia ponoszą księża, którzy czują się „samotni i niedoceniani” (s. 64), co potwierdza omówioną wcześniej potrzebę budowania relacji.

(…) Kolęda daje możliwość jakiegoś poznania parafian i oceny skuteczności, a częściej nieskuteczności nie tylko duszpasterstwa zwyczajnego, ale i różnych inicjatyw o charakterze ewangelizacyjnym. W tym wymiarze, przynajmniej dla mnie jako proboszcza, stanowi trudną lekcję pokory i wezwanie do osobistego nawrócenia. Pozwala także odkryć potrzeby ludzi i wyjść im naprzeciw.

Stanąłem kiedyś wobec wyboru: iść drogą akademickiej kariery czy oddać się sprawie misji. Decyzję odejścia z pracy na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim poprzedziło kilka lat niełatwego rozeznawania i wewnętrznych zmagań.

(…) 9 lat po ślubach wieczystych przeżyłam kryzys, który spowodował decyzję o opuszczeniu zgromadzenia na trzy lata w ramach eksklaustracji. Ta decyzja miała wiele przyczyn i przez kilka lat dojrzewała. Po skończeniu studiów teologicznych zostałam posłana do małej wspólnoty, gdzie zaczęłam pracę w szkole i przy parafii. Czułam się bardzo dobrze, pracując jako katechetka na różnych poziomach edukacji.

(…) Dostrzegłem najpierw ich umiejętność uznania, że drugi jest inny, wyjątkowy i wolny; ma określony punkt widzenia, jest warunkowany konkretną historią życia i wpleciony w niepowtarzalne więzi z innymi. Okazało się to dla mnie trudne do reflektowania zwłaszcza wtedy, kiedy skłonny byłem stale narzucać własny punkt widzenia i rozumienia rzeczy, jak gdyby nie mogły zaistnieć inne opinie i poglądy. Codzienność tymczasem podpowiadała mi, że nawet najgłupsza i najbardziej niszcząca idea raz po raz staje się faktem, z którym muszę się zmierzyć, i kompletnie nie musi zależeć od mojego „chcenia”; najzwyczajniej generują ją konkretne sytuacje, „zbiegi okoliczności”, nierzadko inni ludzie.

(…) Drugim szczególnym doświadczeniem, kiedy odczułem wielką moc wspólnoty, był udział w wypadku, w którym zginął człowiek. Sąd orzekł winę obydwu stron, ale świadomość, że w jakiś sposób przeze mnie zginął człowiek, podłamała mnie psychicznie.

(…) „Ks. P. wybrał bycie ojcem swoich dzieci” – usłyszeliśmy na pierwszym wykładzie po wakacyjnej przerwie. P. był opiekunem naszego roku – zawsze skromny, cichy, miły. Przełożony jego wspólnoty zakonnej wyjaśnił, że kilka tygodni temu P. wyznał, iż coroczne wakacyjne wyjazdy na parafię do kolegi kursowego zaowocowały romansem. Teraz urodziło mu się drugie dziecko, więc zostawia wszystko i zamieszka z matką dzieci.

(…) Zostać albertynką nie było moim planem, lecz Jego wolą, dlatego do dziś oddaję się jej bez zastrzeżeń i nigdy mnie ta postawa nie zawiodła. Przez kilkanaście lat życia zakonnego mieszkałam w różnych miejscach Polski, wykonując różnorodne zadania. Przyjmowałam z wiarą słowa przełożonych, bo tej konkretnej posługi chciał ode mnie Jezus.

(…) Nie wszystko było różowe... Musiałem przejść przez różne momenty wewnętrznego wzmagania. Dopadły mnie pierwsze kryzysy: a to z braku zrozumienia ze strony innych, a to z nienależytego docenienia, a to z niesprawiedliwego potraktowania. A czasem chciałem się wszystkim przypodobać i nie miałem odwagi się sprzeciwić, zamykałem się w sobie. Zacząłem być coraz bardziej świadomy własnej słabości. Odkryłem w sobie wewnętrzny mechanizm szukania gratyfikacji wobec różnych trudności.

Molinié porusza temat największej tajemnicy i daru – miłości Boga do człowieka i tego, jak człowiek ją traktuje. Miłości Boga nie można mylić z życzliwością. Wydaje się trudna, zbyt wymagająca, ale jest konsekwentna i bardzo zainteresowana naszym szczęściem. Biblia przekonuje, że Bóg często gani, nawet potępia, ale nigdy nie traktuje z pogardą. Z kolei my jesteśmy zazwyczaj podobni do apostołów w scenie aresztowania Jezusa – najpierw próbowali robić coś po swojemu, a po uwięzieniu Mistrza czuli się porzuceni, choć w rzeczywistości to oni zostawili Go samego. Zbyt często działamy po swojemu, jak Piotr, który sięgnął po miecz. Martwimy się lub obrażamy, bo Pan nie błogosławi naszych wysiłków. Skoncentrowani na sobie, rozczulamy się nad niepowodzeniem naszych szczytnych planów. Po pierwsze, mało kochamy.

Czy po 2000 lat można powiedzieć jeszcze coś nowego o zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa? Tak wiele już wylano atramentu, by ukazać to fundamentalne dla wiary chrześcijańskiej wydarzenie. Widząc na kolejnej okładce hasło Zmartwychwstanie, można się więc zrazu zniechęcić. A jednak uwagę błyskawicznie przykuwa podtytuł: Instrukcja obsługi. Ciekawe to połączenie, pokazujące, że autor chce wiązać rozważania teologiczne ciężkiego kalibru z horyzontem codzienności i prozaicznych, praktycznych spraw. Rzeczywiście cała książka podtrzymuje to wytworzone już przez tytuł wrażenie. Także sama osoba autora intryguje – wychowanek rodziców maoistów, francuski filozof żydowskiego pochodzenia, w młodości ateista i anarchista, teraz gorliwy katolik.

To druga, po bardziej faktograficznej Z Bogiem w Rosji, publikacja amerykańskiego jezuity o polskich korzeniach, napisana z pomocą jego współpracownika i przyjaciela (wyd. oryg. USA 1973). Czyta się tę książkę niczym duchowy traktat, gdyż i Albertyn (miasteczko we wschodniej Polsce, z misyjnym ośrodkiem jezuickim, zniszczonym w ciągu kilku tygodni jesienią w 1939 roku), i moskiewska Łubianka (wielogodzinne przesłuchania, totalna izolacja, ekstremalny głód – i tak przez 5 lat), a potem sowieckie łagry (15 lat ciężkich robót i wyniszczających warunków życia) i Norylsk (posługa pośród prześladowań i szykan, w dusznej atmosferze ateistycznej propagandy) zdają się być jedynie

Autor jest obecnie biskupem prawosławnym. Po studiach kinematografii, mimo dobrze zapowiadającej się kariery reżysera, przyjął chrzest i wstąpił do pskowsko-pieczerskiego monasteru. Pierwszy raz przybył tam zaraz po chrzcie, wiedziony radą chrzestnej – cerkiewnej sprzątaczki. Klasztor nie stawiał na przyciągnięcie za wszelką cenę nowych powołań. Wydaje się, że wręcz łamano wszystkie zasady marketingu. Autor swój pierwszy, kilkudniowy pobyt w klasztorze rozpoczął od czyszczenia kanalizacji. Potem było rąbanie i składowanie drewna, obrządzanie krów, sprzątanie obejścia. Zajęcia mało uduchowione, a jednak, gdy po 10 dniach wrócił do Moskwy i pracy w studiu filmowym,

Trzeba mieć sporo odwagi i dystansu do samego siebie, żeby tomikowi własnych wierszy nadać tytuł Epigonia. Epigon to przecież – według „Słownika języka polskiego” – „bierny naśladowca wielkich poprzedników lub kontynuator nieaktualnych idei”. W przypadku Wojciecha Wencla, którego twórczość część krytyków już dawno wrzuciłaby do literackiego lamusa, taki gest brzmi wręcz jak prowokacja . (...)

Pastores poleca