Różne bywają interpretacje krzyża Chrystusa. Ten najważniejszy znak chrześcijaństwa, wyrastający z gleby Objawienia, nie został zamknięty jedynie w obszarze religii. Swoim znaczeniowo-symbolicznym promieniowaniem przeszedł w przestrzeń kultury, zadomawiając się w niej na dobre. Bywa więc kojarzony w niej głównie z ogromem cierpienia fizycznego, duchowego, moralnego czy psychicznego. Odczytuje się go na przykład jako szeroko rozumiany symbol ofiarności, męstwa, całkowitego oddania się życiowo najważniejszemu dziełu, którego nie sposób zrealizować bez wielkiej ceny ofiary, cierpienia i śmierci. Kojarzony jest z postawą niezłomnej obrony jakiejś bezcennej, uznawanej wartości.

W samym religijnym myśleniu przyjmuje się interpretację krzyża w różnych jego aspektach. Można go postrzegać, koncentrując się głównie na rzeczywistości grzechu, a właściwie na sumie wszystkich grzechów, czyli na zogniskowanym w krzyżu złu, które Chrystus odpokutowuje przez swoją mękę, agonię i śmierć. Wówczas nasza uwaga zasadniczo skierowywana jest na refleksję nad ludzkimi uczynkami, ich moralną i duchową wartością. Można także odczytywać krzyż, zwracając uwagę przede wszystkim na traumatyczne przeżycia Syna Bożego w wymiarze Jego cielesności. Eksponuje się wówczas realizm człowieczeństwa Chrystusa i związany z nim ból, osiągający granicę wszelkich cierpień. Można wreszcie wiązać krzyż głównie z najwyższą miłością, jaką Jezus żywi do swego Ojca oraz do każdego człowieka. Krzyż jawi się wtedy jako źródło pokoju, nadziei i głębokiego zachwytu nad realizmem wyzwalania osoby ludzkiej z każdej postaci zła; zwycięstwa objawiającego i wprowadzającego w doświadczenie niepojętej, uzdrawiającej mocy Bożej miłości – Bożego miłosierdzia. Taką optykę rozświetlania sensu krzyża można nazwać interpretacją „w świetle Jezusowego Serca”.

Mało w naszych czasach znana, a warta rozważenia, jest interpretacja misji Chrystusa i Jego krzyża, jaką Bóg Ojciec objawił św. Katarzynie ze Sieny. Ta święta tercjarka dominikańska, Doktor Kościoła, przekazała ją w swoim życiowym dziele mistycznym, to jest w Dialogu o Bożej Opatrzności, czyli Księdze Boskiej Nauki, a ściślej, w ramach wchodzącego w jego skład traktatu Nauka o moście[1].

Opisana tam perspektywa Ojca stanowi swoiste poszerzenie i ubogacenie wspomnianej wyżej interpretacji krzyża „w świetle Jezusowego Serca” o „światło zamysłu miłości Ojca”, to znaczy o to, czym krzyż Jezusa jest dla Boga Ojca, dla Jego planów odkupienia i zbawienia człowieka.

„Chcę, abyś ujrzała most, który zbudowałem z Jednorodzonego Syna mego; spójrz na wielkość jego, która sięga od nieba do ziemi; zobacz, że z wielkością boskości jest zjednoczona ziemia waszego człowieczeństwa. (...) Tak wysokość zniżyła się do ziemi waszego człowieczeństwa; jednocząc się z nią zbudowała most i naprawiła drogę. Po co ten most? Abyście prawdziwie doszli do radowania się z naturą anielską. Lecz aby zdobyć życie, nie dość by było, że Syn mój stał się mostem, gdybyście sami nie przeszli przez ten most” (XXII).

Most przerzucony nad rzeką grzechu i śmierci

Dlaczego most? Otóż człowiek stworzony został do wiecznej komunii z Bogiem. Jednak po grzechu pierworodnym nie mógł o własnych siłach odbudować utraconej komunii ze swoim Stwórcą. „Ja stworzyłem człowieka na obraz i podobieństwo moje, aby posiadł życie wieczne, dzielił je ze Mną i kosztował najwyższej i wiecznej słodyczy i dobroci mojej. Przez grzech swój nie doszedł do tego celu i nie spełniła się prawda moja. Bo grzech zamknął niebo i bramę mego miłosierdzia. Wina zrodziła ciernie i kolce licznych utrapień. Stworzenie znalazło w samym sobie bunt, bo skoro tylko zbuntowało się przeciw Mnie, zbuntowało się przeciw sobie. (...) Ledwo [człowiek] zgrzeszył, nadpłynęła rzeka burzliwa, która zawsze uderza weń falami swymi; musiał znosić trudy i udręczenia: ze strony swojej, ze strony diabła i ze strony świata. Wszyscy tonęli, gdyż nikt, mimo swych wszystkich sprawiedliwości, nie mógł dojść do życia wiecznego” (XXI).

Pragnąc temu zaradzić, Stwórca obiecał grzesznym ludziom Mesjasza (Rdz 3,15). Jego osoba, a zarazem misja doprecyzowywana była na kolejnych etapach historii zbawienia przez Boga, a objawiana Izraelowi i ludzkości przez pośrednictwo proroków. Ostatecznie, tym obiecanym Mesjaszem, którego Bóg Ojciec dał światu, okazał się Jego Syn, Jezus Chrystus, który z Maryi Dziewicy przyjął ludzką naturę i wypełniwszy swoją ziemską misję, umożliwił nam pełną komunię z Bogiem. Obdarzony wolną wolą człowiek, aby osiągnąć pełnię owoców ofiary Chrystusa, musi wyrazić pragnienie komunii z Bogiem, przez zerwanie z grzechem i przyjęcie darów Odkupiciela. Bóg Ojciec wyjaśnił to Sienence w słowach: „Przeto chcąc zapobiec tak wielkim waszym nieszczęściom, dałem wam jako most Syna mego, abyście chcąc przejść przez rzekę nie utonęli. Rzeka ta, to burzliwe morze tego ciemnego życia. Widzisz jakie zobowiązania ma względem Mnie stworzenie, i jak bardzo jest ciemne, chcąc jednak utonąć, zamiast przyjąć pomoc, którą mu dałem” (XXI).

Zbudowany przez Boga Ojca most przerzucony jest nad rzeką grzechu, która nieustannie płynie i nie może stanowić dla człowieka prawdziwego punktu oparcia. Kto próbuje przedostać się przez tę rzekę o własnych siłach, tego nurt rzeki porywa i nie może dopłynąć do drugiego brzegu, jakim jest życie wieczne z Bogiem. Sama rzeka porywa go i kieruje w stronę życia wiecznego, ale bez Boga, ku wiekuistemu potępieniu. „Diabeł zaprasza ludzi do wody śmierci, jedynej jaką posiada; oślepia ich rozkoszami i zaszczytami świata; na wędkę przyjemności chwyta ich pozorem dobra. W inny sposób nie mógłby tego uczynić; ludzie schwytać by się nie dali, gdyby nie znajdowali tam czegoś dobrego lub przyjemnego, bo dusza z natury swojej zawsze pragnie dobra. Prawdą jest, że dusza, oślepiona miłością własną, nie poznaje ani rozróżnia, co jest prawdziwym dobrem, co przynosi pożytek zarazem duszy i ciału. Przeto diabeł w swej złośliwości, widząc, że człowiek ten jest oślepiony zmysłową miłością własną, ukazuje mu liczne i rozmaite grzechy, zabarwione jakąś korzyścią lub dobrem. Każdemu daje wedle jego stanu, wedle wad głównych, do których widzi go najbardziej przysposobionym. (...) [Ci], którzy toną w rzece, którzy myślą tylko o sobie, kochają tylko siebie, obrażając tak Mnie” (XLIV). „Zaklinam was, najdroższe dzieci moje, abyście szli mostem, a nie pod nim, bo nie jest to droga prawdy; jest to droga kłamstwa; idą nią niegodziwi grzesznicy. (...) Są to ci grzesznicy, za których proszę was, abyście się do Mnie modlili, za których żądam od was łez i potów, aby otrzymali ode Mnie miłosierdzie” (XXIX).

W przeciwieństwie do rzeki, most jest stabilny, stanowi dla człowieka trwały punkt oparcia. Most łączy życie doczesne z wiecznością szczęśliwą, wprowadza w pełnię komunii z Bogiem. Most zbudowany jest ze stopni, które niczym cementem związane są mocą krwi Jezusa.

Obrazy biblijne

Dla lepszego i głębszego zrozumienia „nauki o moście” warto przyjrzeć się trzem nowotestamentowym obrazom spotkań z Chrystusem. Można je nazwać etapami komunii z Chrystusem. We wszystkich tych opisach występują: Jezus w bezpośrednim odniesieniu do tajemnicy Paschy (krzyża) oraz Maria Magdalena albo Maria, ta, o której Jezus powiedział, że „obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona” (Łk 10,42).

Pierwszy, to scena opisana przez św. Jana w 12. rozdziale jego Ewangelii: „Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego Jezus wskrzesił z martwych. Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta posługiwała, a Łazarz był jednym z zasiadających z Nim przy stole. Maria zaś wzięła funt szlachetnego, drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi stopy, a włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku” (J 12,1-3). To nietypowe zachowanie Marii wyjaśnia sam Zbawiciel, biorąc ją w obronę przed krytyką Judasza: „Zostaw ją! Przechowała to, aby Mnie namaścić na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, Mnie zaś nie zawsze macie” (J 12,7 n.). Dla dalszych rozważań niech wystarczy to, iż na pierwszym etapie komunii z Chrystusem człowiek uniża się do stóp Jezusa w najwyższym akcie pokory, hołdu i czci. Uznaje tym samym Jezusa za swego Pana. Będąc przy stopach Jezusa, uznaje Go jednocześnie za swoją Drogę. Pierwszy etap jest etapem „u stóp Jezusa”.

Drugi opis, służący za biblijną egzemplifikację etapów komunii z Chrystusem, to relacja św. Jana o stojących pod krzyżem przyjaciołach Jezusa, trwających przy Jego przebitym Sercu: „A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. (...) A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: «Dokonało się!». I skłoniwszy głowę, oddał ducha. Ponieważ był to dzień Przygotowania, aby zatem ciała nie pozostawały na krzyżu w szabat – ów bowiem dzień szabatu był wielkim świętem – Żydzi prosili Piłata, żeby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich ciała. Przyszli więc żołnierze i połamali golenie tak pierwszemu, jak i drugiemu, którzy z Nim byli ukrzyżowani. Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok, a natychmiast wypłynęła krew i woda. Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy wierzyli. Stało się to bowiem, aby się wypełniło Pismo: Kość jego nie będzie złamana. I znowu na innym miejscu mówi Pismo: Będą patrzeć na Tego, którego przebili” (J 19,25.30-37). Drugi etap prezentowanej komunii z Chrystusem, to trwanie przy otwartym Sercu Jezusa, przyjmowanie zdrojów Jego miłosierdzia.

Trzecia biblijna scena, odpowiadająca trzeciemu etapowi komunii z Chrystusem, to spotkanie Zmartwychwstałego z Marią Magdaleną: „Maria Magdalena natomiast stała przed grobem, płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa – jednego w miejscu głowy, drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: «Niewiasto, czemu płaczesz?». Odpowiedziała im: «Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono». Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: «Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?». Ona zaś, sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: «Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go zabiorę». Jezus rzekł do niej: «Mario!». A ona, obróciwszy się, powiedziała do Niego po hebrajsku: «Rabbuni», to znaczy: Mój Nauczycielu! Rzekł do niej Jezus: «Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: ‘Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego’». Poszła Maria Magdalena i oznajmiła uczniom: «Widziałam Pana», i co jej powiedział” (J 20,11-18). Ten trzeci etap komunii z Chrystusem można nazwać trwaniem przy przebudzającym i ożywiającym tchnieniu żyjącego Chrystusa, przy wzywającym nas po imieniu Jego słowie – trwaniem przy tchnących Ducha ustach Jezusa.

Stopnie mostu

Bóg Ojciec wyjaśnił św. Katarzynie budowę mostu. „Most ten, którym jest Jednorodzony Syn mój, ma trzy stopnie: dwa zostały zrobione na drzewie najświętszego krzyża, a trzeci wtedy, kiedy uczuł wielką gorycz, kiedy Mu dano do picia żółć i ocet” (XXVI). Każdy ze stopni ma własną charakterystykę i funkcję. Po stopniach tych wspinamy się ku coraz większemu zjednoczeniu z Chrystusem, udzielającym nam poznania Jego miłości, życia i skutecznie prowadzącym do domu Ojca. Opierając się o przebite stopy Jezusa, dotrzeć mamy do Jego przebitego Serca, aby pić strumienie miłosierdzia, wypływające z Jego przebitego Serca, żyć Jego pragnieniami i miłością. To jednak nie wystarczy. Trzeba wspiąć się do ust Chrystusa, które wydają tchnienie życia, pełną wolność od grzechu i zjednoczenie z Ojcem. Tam wody rzeki nie dochodzą, gdyż Boży Duch jest ponad wszystkim. Trzeba więc Bożego Ducha przyjąć od Chrystusa, niejako prosto z ust Jego.

Bóg Ojciec wyjaśnił to duchowej córce św. Dominika w jednoznaczny sposób: „Pierwszym stopniem są stopy, które oznaczają uczucie: bo jak stopy noszą ciało, tak uczucia noszą duszę. Stopy przybite stanowią dla ciebie stopień, abyś mogła dosięgnąć boku, który objawia ci tajemnicę serca. Tak wznosząc się na stopach uczuć dusza zaczyna kosztować miłości serca, utkwiwszy oko intelektu w otwartym sercu Syna mojego, gdzie znajduje doskonałą, niewysłowioną miłość. Doskonałą, mówię, bo nie kocha was dla własnej korzyści. (...) Wtedy dusza napełnia się miłością, widząc, że jest tak bardzo kochana. Wstąpiwszy na drugi stopień, wznosi się do trzeciego, to jest do ust, gdzie znajduje pokój po długiej wojnie, którą rozpętały grzechy” (XXVI).

Wejście na każdy z trzech omawianych stopni pociąga za sobą konkretny, odrębny skutek duchowy. Przylgnięcie do przebitych stóp Jezusa jest uznaniem Go za Drogę, Prawdę i Życie. Te stopy są najbardziej błogosławione, zwiastują bowiem najwspanialszą Dobrą Nowinę. „O jak są pełne wdzięku na górach nogi zwiastuna radosnej nowiny, który ogłasza pokój, zwiastuje szczęście, który obwieszcza zbawienie, który mówi do Syjonu: «Twój Bóg zaczął królować»” (Iz 52,7). Z wysokości krzyża Jezus proklamuje najbardziej wiarygodne orędzie Bożej miłości. Przylgnięcie zatem do przebitych stóp Jezusa jest wyrazem pragnienia wejścia w Jego ślady, podążania za Nim, wyzucia się z grzechu i wszelkich koncepcji tak zwanych własnych ścieżek. Wspięcie się na tych przebitych stopach Zbawiciela do Jego przebitego Serca oznacza, iż nie własną siłą się rozwijamy i wyzwalamy z naszych słabości, ale mocą Jego łaski. Pijemy zatem ożywiający nas napój Bożej miłości i łaski. To one ugruntowują nas w dobrym. Współpracując z tymi darami, rozwijamy cnoty. Opierając się o tak wielkie bogactwo, dochodzimy do życia tchnieniem Jezusa, Jego Duchem.

Bóg Ojciec wyraził to w krótkiej nauce: „Na pierwszym stopniu, odrywając stopy upodobania ziemi, [dusza] wyzuła się z grzechu, na drugim przyodziała się w miłość i cnotę, a na trzecim zakosztowała pokoju. Tak most ma trzy stopnie i trzeba przejść dwa pierwsze, aby dojść do ostatniego. Jest wzniesiony w górę, tak że prąd wody [to znaczy: rzeki grzechu – S. P.] nie dotyka go, bo nie było w Nim jadu grzechu (por. 1 J 3,5). (...) Nikt nie mógł przejść przez ten most, zanim nie był wzniesiony. Przeto On rzekł: [Gdy] będę podwyższony, pociągnę wszystko do siebie (J 12,32)” (XXVI).

Opisując celowość zbudowania mostu oraz podążania nim ponad rzeką grzechu i śmierci, Bóg Ojciec wyjaśnia: „Najpierw uczyniłem wam most widzialny, którym jest Syn mój, gdy posłałem Go, aby żył wśród ludzi. Potem gdy ten most widzialny wstąpił do nieba, pozostał wam most i droga nauki, zjednoczonej, jak rzekłem, z mocą moją, z mądrością Syna i zmiłowaniem Ducha Świętego. Ta moc daje cnotę męstwa temu, kto idzie tą drogą; mądrość użycza mu światła, które pozwala mu poznać prawdę, a Duch Święty darzy go miłością, która trawi i niszczy wszelką zmysłową miłość własną i pozostawia duszy tylko miłość cnót. Tak to w każdy sposób, przez swą widzialną obecność i przez naukę, jest on drogą, prawdą i życiem, a droga ta jest mostem, który was prowadzi ku wyżynom nieba” (XXIX).

Wyzwania

Chrystus i nauka Jego krzyża jest mostem. „Droga ta nie może być uszkodzona ani zamknięta dla tego, który chce nią iść, gdyż jest trwała i niezniszczalna, bo pochodzi ode Mnie, który się nie zmieniam. Więc winniście mężnie iść tą drogą, oświeceni pełnym światłem wiary, którą przywdzialiście na chrzcie świętym. (...) Ukazałem ci jasno i wytłumaczyłem, jaki jest ten most widzialny i jaka jest nauka, która jest jednym z mostem” (XXIX). Idąc tym mostem, wchodzimy na bezpieczną drogę, która nie tylko ukierunkowuje nas na dom Ojca, ale prowadzi i syci obecnością Jezusa. To On ogarnia nas swoją miłością i dlatego trudy samozaparcia, walki z własną słabością, znoszenia wszelkich przeciwności i walk duchowych nie muszą zniechęcić do podążania do pewnego celu. Punktem oparcia są bowiem rany Chrystusa, Jego zmaganie o nas oraz Jego zwycięstwo nad naszą słabością. Opierając się na Nim, na Tym, który jest Skałą, jesteśmy wprowadzani na kolejny stopień bliskości z Nim samym. To On pociąga nas ku sobie. Trzeba jedynie mocno oprzeć się o Jego rany, o Jego zwycięski krzyż, gdyż „On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze uzdrowienie” (por. Iz 53,5). Konstrukcja takiego mostu udźwignie każdy nasz ciężar. Czyż nie harmonizuje to ze słowami Jezusa: „Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony – wejdzie i wyjdzie, i znajdzie pastwisko. Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie, i miały je w obfitości. Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce” (J 10,9-11)?

STANISŁAW PRZEPIERSKI OP (1959-2020), filozof, teolog, kaznodzieja, rekolekcjonista; członek Polskiego Towarzystwa Mariologicznego, asystent Żywego Różańca w archidiecezji warszawskiej.


[1]   Św. Katarzyna ze Sieny, Dialog o Bożej Opatrzności, czyli Księga Boskiej Nauki, tłum. L. Staff, W drodze, Poznań 1987 (Nauka o moście obejmuje rozdziały XXVI-LXXXVII). Numery podane w nawiasach odnoszą się do rozdziału cytowanego dzieła.

Pastores poleca