(…) Spróbujmy, a zobaczymy. Kiedy Duch przychodzi, zawsze coś się dzieje. Nasze pragnienie spotyka się z Jego pragnieniem. Duch pożąda nas i chce naszego przyzwolenia. Wie, że nie jesteśmy samowystarczalni, że potrzebujemy Jego życiodajnego tchnienia, zdolnego odnowić oblicze naszego serca. Dlatego właśnie wzywamy Go tutaj – i tylko tutaj – jako Ducha Stworzyciela. To On na początku unosił się nad wodami i zmieniał chaos w kosmos, czyli w piękno i harmonię, zgodnie z wolą Bożą.
Od początku stworzenia Duch Święty jest niezwykle blisko kruchego człowieka, staje się tchnieniem jego życia. Także dziś zdolny jest wszczepić nas w życie Boga. Przychodzimy do Niego z pustymi rękami, a Jego działanie zawsze polega na prowadzeniu ku pełni życia.
To On osłonił swoim cieniem Maryję, aby zrodzić z niej nowe stworzenie, Chrystusa, który odkupi ludzkość. To On jest tą będącą ponad wszystkim gwałtowną wichurą, zdolną „rozwalać góry i druzgotać skały” (por. 1 Krl 19,11), i będącym we wszystkim „słodkim Gościem duszy” (św. Bazyli), wprowadzającym w zażyłość z Bogiem. Jest w tym jakaś wręcz bezkresna czułość. Dzięki Duchowi Świętemu jesteśmy „u siebie”, kiedy jesteśmy w Bogu. Duch nawiedza nasze dusze i jest intimior intimo meo, czyli bliższy nam aniżeli my sami sobie (św. Augustyn). Duch chce być naszym „nieodłącznym Towarzyszem” (św. Bazyli), który nas nie opuszcza. Mamy wciąż otwierać oczy na tę bliskość. Tkwi w niej ogromna siła. Nasza samotność pełna jest łagodnej obecności Ducha. W oparciu o tę przyjaźń a także naszą zgodę działa On z wielką mocą w naszym życiu. Duch Święty jest wewnętrznym Nauczycielem, zdolnym „przywrócić nadzieję tam, gdzie jej brakuje, i ukazać drogę ku temu, co niemożliwe” (św. Grzegorz z Nyssy); nie przekreśla naszej natury, ale otwiera ją na swoją łaskę i przywraca jej świeżość nowego życia. (…)