(…) Na pierwszą adorację przyszedłem nieco spóźniony, bo ugrzęzłem w ulicznym korku. Gdy wszedłem do kaplicy, zdębiałem. W naszej ubogiej, skromnej kaplicy na środku stał purpurowy klęcznik, bogato zdobiony, godny co najmniej króla Jagiełły. Na klęczniku klęczał kleryk.
Na ołtarzu zobaczyłem monstrancję, wielką, pełną przepięknych ozdób, przyniesioną z klasztornego skarbca specjalnie na całonocną adorację. Byłem tak zaskoczony tym widokiem, że nie mogłem dojrzeć Hostii i nie wiedziałem, kto ma być obiektem mojej adoracji. Skarciłem siebie natychmiast, mówiąc sobie, że jestem grzesznik i łajdak, i że muszę się nawrócić. Następnego dnia podczas spotkania pytałem braci o doświadczenia nocnej adoracji. I wtedy zaczęło się wypominanie, kto zaspał, kto najdłużej adorował, kto jest najlepszy... Miałem wrażenie, że to jakiś „duchowy wyścig szczurów”, ale natychmiast skarciłem siebie za tę myśl, bo z całą pewnością to ze mną musiało być coś nie tak. (…)
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze kwartalnika PASTORES 91 (2) Wiosna 2021.