[…] W przeważnie protestanckiej Anglii duchowny kojarzy się z przykładnym mężem i ojcem, dlatego łatwiej przypisywać tam katolickiemu księdzu zgorzknienie i zazdrość wobec tych, którzy „ułożyli sobie życie”. Ks. Brown okazuje się całkowicie wolny także od takich uczuć. Wielokrotnie występuje w obronie małżeństwa i kibicuje młodym, którzy się ku niemu skłaniają.
W jednym z opowiadań wyjaśnia swojemu rozmówcy: „Widzi pan, oni chcą wziąć ślub (...) Czy może być coś ważniejszego?”. A w innym pyta zakochanego młodzieńca: „Czy zależy panu na tej dziewczynie? To znaczy, czy zależy panu na niej na tyle, by ją poślubić i być dla niej bardzo dobrym mężem?”. On sam wydaje się całkowicie zadowolony ze swojej „małej trzódki”, którą czasem tworzą przestępcy w jego rodzinnym kraju, czasem irlandzcy imigranci w amerykańskim więzieniu, a najczęściej po prostu – biedacy. […]