[…] Okres szkoły średniej pokazał mi bardzo jasno, skąd wyszedłem i czego się „najadłem”. Byłem niedowartościowanym chłopcem, który szukał miłości. Codziennie zmagałem się ze sferą seksualną na poziomie masturbacji, a każda koleżanka była zabawką na kilka dni.
Trudne sytuacje przesypiałem w internacie, by nie popadać w jeszcze trudniejsze życiowe zdarzenia. Prześlizgiwałem się z klasy do klasy, będąc średnim uczniem, drobnym złodziejaszkiem, który krzyczał: „Gdzie jesteś, Tatusiu?”, i początkującym seksoholikiem, czyli chłopcem mającym w głowie kłamstwo, z którym kompletnie sobie nie radziłem. Z mojego serca płynął cichy głos: „Kto mi pomoże? Czy jest tu ktoś, kto mi pomoże?”. W moich religijnych praktykach wołałem o pomoc do nieba, aby zareagowało na moją beznadziejną sytuację. Dzisiaj widzę, że pobyt w seminarium był początkiem drogi wychodzenia z uzależnień oraz życia w Bożej łasce. […]
BOGDAN