(…)Na parafię przybył kolejny neoprezbiter – Jarosław. Był niczym promień radości i góra ufności. Każdy gest, słowo, działanie rozjaśniał dobrym, ufnym spojrzeniem i zaraźliwym, tryskającym radością uśmiechem. Gdy ktoś był konfliktowy, w jego oczach pojawiało się zdziwienie z nutą zakłopotania, jak u bardzo miłowanego dziecka, które pierwszy raz widzi czyjąś złość. Czasem w oczach zabłysnął smutek, gdy adwersarz nie ustąpił wobec łagodności i logiczności argumentów o. Jarosława. Zdawało się, że nie tracił przy tym cierpliwości i życzliwości. Wszystko powierzał Bogu. Jak wielkie dawał tym świadectwo... Z tym spojrzeniem i uśmiechem przepięknie sprawował sakramenty, spokojnie, bez pośpiechu, ale nie flegmatycznie. Był tak samo otwarty i radosny podczas rozmowy, jak przy sprawowaniu Eucharystii czy w konfesjonale. Mam wrażenie, że prowadził nieustanny dialog z Bogiem i w tę rozmowę starał się wciągnąć też nas, choć nie dorastaliśmy do tego. Na Mszy zwracał dorosłym uwagę, by brali przykład z nas, dzieci: „Patrzcie, jak dzieci są zaciekawione, podczas Przeistoczenia wpatrują się w Hostię, chcą zobaczyć Jezusa. A dorośli chowają głowy, jakby się bali. Śmiało, patrzcie, jaki jest piękny! Biały, czysty, niewinny, kruchy, bezbronny, jak dzieci właśnie. Jak Go takim zobaczycie, to pokochacie. Przecież do serca macie Go przyjąć”. Jego kazania były wyznaniem miłości. Serce mi wtedy żywiej biło, chciałam też tak kochać, tak widzieć Boga. Tego nauczyciela straciłam po kilku miesiącach, gdy wyjechał na dalekie misje. (…)


ANNA MARIA

Pastores poleca