Szanowna Redakcjo!

Chciałabym podzielić się kilkoma swoimi spostrzeżeniami na temat obecności księży w internetowym serwisie społecznościo­wym, jakim jest Facebook (FB). Z racji studiów odbytych na katolickiej uczelni mam radość mieć wśród znajomych i przyja­ciół grono księży. Gdy zaczęłam korzystać z FB, część tych rela­cji przeniosła się w jakimś wymiarze też do sieci, część – zawie­szona wcześniej z racji odległości – mogła zostać nawiązana na nowo. Zawarłam też sporo nowych znajomości, wirtualnych, to znaczy nigdy nie spotkałam tych księży „w realu”, choć łączy nas wspólne zaangażowanie w wiele rzeczywistych spraw. Niektórzy z nich sami zaproponowali znajomość, mając wgląd w moją aktywność na tym serwisie poprzez chociażby konta wspólnych znajomych, co znaczy, że szukają ludzi na FB. Część z nich poznałam przy okazji zaangażowania w jakąś akcję organizowaną lub nagłaśnianą za pośrednictwem FB. Jestem pełna podziwu dla wielu z tych księży. Ich profile to nie tylko aktualne zdjęcia, filmiki, informacje o miejscu pobytu, ulubionych lekturach i zainteresowaniach. To przede wszystkim miejsce ewangelizacji. Aktyw­nej, pięknej, odważnej, otwartej na rozmowę, poszukującej wielu zagubionych owieczek, szczerej. Kto aktywnie korzysta z FB, odpowiadając na komentarze, zwłaszcza gdy komentujących jest wielu i z różnymi zdaniami, nie ma szans udawać. Często dyskusje są bardzo żywe, czasem agresywne, zwłaszcza te doty­czące ważnych, aktualnych tematów (np. sprawa ochrony życia od poczęcia po naturalną śmierć, kwestia imigrantów, pomoc najuboższym, promowanie patriotyzmu), wówczas ci księża potrafią wraz z jakąś częścią internetowych znajomych stworzyć swoisty areopag wiary. Ponadto oferują modlitwę, błogosławią, odprawiają Msze w intencji znajomych z FB, aranżują przeróżne akcje duszpasterskie, charytatywne, patriotyczne i kulturalne.

Niestety, w tym samym serwisie spotykam wiele profili, ale, dzięki Bogu, o wiele mniej niż tych opisanych wyżej, które napawają niepokojem. Niektórzy księża zdają się ukrywać swoją tożsamość wypływającą ze święceń. Może się jej wstydzą, może tworzą w sieci nieksiężowską alternatywę samych siebie... Zdję­cia profilowe są „luzackie”, te w tle przedstawiają najczęściej piękny samochód, ale są też zdjęcia z wakacyjnego wyjazdu czy postacie z kreskówki. (Co ciekawe, zauważyłam, że siostry zakonne na FB generalnie nie mają zbyt wyszukanych zdjęć. Większość to takie z przypadku, gdzieś z pielgrzymki, czasem z dowodu osobistego. Natomiast księża w miażdżącej większości bardzo dbają o swoje zdjęcia, zwłaszcza profilowe. Przysłowiowa próż­ność kobieca staje się na FB domeną mężczyzn?) Na FB można (ale nie trzeba) podać wiele informacji o sobie, między innymi jest rubryka „W związku”. Trudno zrozumieć w tym miejscu wpis: „To skomplikowane”, „Wolny”, gdy ma się do czynienia z prezbiterem. Podobnie szokujące są „wyznania” przy rubryce „Praca”: „Szlachta nie pracuje”, „To nie takie proste do wytłumaczenia”. Treści przekazywane w udostępnianych postach, które widzą wszyscy użytkownicy FB, nie mają też nic wspólnego z wiarą. Nawet życzenia świąteczne są niezwykle laickie.

Sprawa to smutna, a wielkiej wagi. Dotyczy zarówno prezbi­terów, jak i kleryków. Co można zrobić, jak formować, żeby na takim FB ksiądz umiał przyznać się do tego, kim jest, dla kogo jest i do Kogo zmierza? Jeśli nie umie tego zrobić „w sieci”, co dzieje się „w realu”?

 

MARIANNA

Pastores poleca