PETER KREEFT
(...) Kto nie wie, że prowadzimy wojnę? Kto nie wie, że barbarzyńcy są u bram? A raczej już przez nie weszli – piszą scenariusze programów telewizyjnych i filmów, podręczniki szkolne i wyroki sądowe. Nie wiedzą tego tylko ludzie zamknięci w księżycowej bańce mydlanej świata akademickiego albo programów edukacji religijnej.
O tym, że jest wojna, wiedzą handlarze narkotyków, prostytutki, żebracy w Kalkucie, babcie w Polsce, ludzie na Kubie. O tym, że jest wojna, wiedzieli rdzenni Amerykanie – dopóki nie daliśmy im wody ognistej, a potem gier hazardowych, żeby stępić ich niebezpiecznie trzeźwy umysł.
Skąd bierze się ta kultura śmierci? Stąd. Ameryka to centrum kultury śmierci. I jeśli Bóg nadal kocha swój Kościół w Ameryce, to wkrótce sprawi, że stanie się on mały, ubogi i prześladowany, tak samo jak uczynił ze starożytnym Izraelem – żeby zachować go przy życiu przez przycinanie go. Jeśli nas kocha, odetnie martwe drewno. I będziemy krwawić. A krew męczenników znów stanie się nasieniem chrześcijan i przyjdzie nowa wiosna, i nowe pąki – ale nie stanie się to bez krwi. Nigdy nie dzieje się to bez krwi, bez ofiary i bez cierpienia. Dzieło Chrystusa, jeśli rzeczywiście jest to dzieło Chrystusa, a nie wygodna podróbka, nigdy nie dokonuje się bez krzyża. Cokolwiek dokonuje się bez krzyża, może być dobrym dziełem, ale nie jest dziełem Chrystusa. Bo dzieło Chrystusa nie dokonuje się bez krwi. Dzieło Chrystusa to transfuzja krwi. Na tym polega zbawienie.
I jeśli wkładamy rękawiczki, żeby nie wbić sobie drzazg z Jego krzyża, jeśli stosujemy duchową antykoncepcję, to Jego królestwo nie nadejdzie i Jego dzieło się nie dokona. Nasz świat umrze. Nie chcę przez to powiedzieć jedynie, że umrze zachodnia cywilizacja; takie stwierdzenie byłoby banalne. Chcę powiedzieć, że umrą nieśmiertelne dusze – miliardy Ramonów, Władymirów, Tiffanych i Bridget pójdą do piekła.
Taka jest stawka w tej wojnie. Nie chodzi tylko o to, czy Ameryka stanie się republiką bananową albo czy zapomnimy Szekspira, ani nawet o to, czy jakiś nuklearny terrorysta obróci w popiół połowę ludzkości, ale raczej o to, czy nasze dzieci i dzieci naszych dzieci będą na wieki oglądać Boga. Dlatego musimy się obudzić i poczuć odór trupów, gnijących dusz, umierających dzieci.
Świadomość, że zawsze, ale zwłaszcza w czasach takich jak te, znajdujemy się w stanie wojny, jest pierwszym warunkiem zwycięstwa. (...)