KS. PIOTR MAZURKIEWICZ
Do naszej świadomości zaczynają docierać informacje o sytuacji chrześcijan prześladowanych na Bliskim Wschodzie, w Pakistanie, Nigerii, Sudanie i innych krajach Afryki czy Azji. Jednocześnie dobiegają do nas niepokojące sygnały z Europy czy Ameryki o atakach na chrześcijańskich działaczy „pro-life”, profanacjach kościołów, aktach wandalizmu na chrześcijańskich cmentarzach. Łatwo ulec złudzeniu, że Zachód niewiele różni się od Wschodu (Bliskiego, Środkowego czy Dalekiego), a nasze położenie jest niemal identyczne, jak chrześcijan w Damaszku czy Mosulu. Jest to jednak tylko złudzenie. Wielokrotnie miałem okazję rozmawiać z prezbiterami, biskupami i świeckimi odwiedzającymi Europę w poszukiwaniu wsparcia dla swoich współbraci, których na chwilę pozostawili samych w ojczyźnie, nie mając pewności, czy zastaną ich jeszcze żywych, gdy wrócą z podróży. Z punktu widzenia rzeczywiście prześladowanych chrześcijan Europa jawi się jako bezpieczny kontynent, gdzie uczniowie Chrystusa mogą szukać politycznego wsparcia. Zarazem te kilka dni spędzonych „na zgniłym Zachodzie” jest dla nich przerwą i odpoczynkiem od koszmarów towarzyszących im na co dzień w ich ojczyźnie. Różnica między sytuacją chrześcijan w Europie i na przykład na Bliskim Wschodzie jest więc zasadnicza. Nie oznacza to, że w Europie nie ma problemów, ale są one innej natury. Dlatego też, próbując wypracować właściwe słownictwo do opisu tego, co dzieje się w obu tych częściach świata, przyjęto, że w odniesieniu do Zachodu mówimy o dyskryminacji i nietolerancji wobec chrześcijan, podczas gdy słowo „prześladowanie” rezerwujemy dla tych regionów, gdzie za wierność Jezusowi człowiek każdego dnia ryzykuje życiem. Jest to ważne rozróżnienie, gdyż uświadamia nam, że nawet jeśli ryzykujemy dla Chrystusa, to co najwyżej oderwanie własnego siedzenia od wygodnego fotela, podczas gdy niektórzy z naszych braci tracą dla Niego głowę w najbardziej dosłownym znaczeniu. (...)