KRZYSZTOF WONS SDS

(...) Kapłańskiej odwagi nie zdobędę, troszcząc się o PR, zawracając sobie głowę myślami o tym, co powiedzą o mnie inni, albo rozglądając się na prawo i lewo za sympatykami moich pasterskich poczynań. Kapłańska odwaga rośnie wraz z wiarą w moc Ewangelii. Mogę mieć cherlawy głos, być lichym na ciele i pozostawać duchowym gigantem; mogę być kompletnie amedialny, a przykuwać uwagę tłumów; mogę być lekceważony przez możnych tego świata i pozostawać oparciem dla wielu, żyć skromnie w jakimś kącie świata, jak Jezus w Nazarecie, i głosić Jego słowa, które powtarzane będą przez wieki. Ceny prawdziwej odwagi nie mierzy się zebranymi oklaskami, ilością wejść na stronę blogera, zachwytem celebrytów i opiniotwórczą hossą w mediach, ale wiernością Ewangelii, także za cenę odrzucenia i wypchnięcia na margines, poza „liczących się w świecie”. Nie daj Boże, abym zaczął rozglądać się niewolniczo za pochwałami „autorytetów” z pierwszych stronic gazet, umizgami klakierów i pożądliwie nadsłuchiwać pochlebstw na mój temat. Byłby to ponury sygnał, że prawda w moich ustach zaczyna być profanowana, że zacząłem ulegać „prostytucji słowa” i że w moim wnętrzu, pod złotą powłoką plastikowej atrapy „cenionego księdza” rozpoczął się proces gnicia kapłańskiego sumienia; choć na zewnątrz pozostawałbym jeszcze przez jakiś czas „gwiazdą”, wewnętrznie przemieniałbym się w moralnego karła i tchórzliwego sprzedawczyka; moje usta, zamiast emitować ewangeliczne wartości, zaczęłyby służyć produkcji „kolorowych baniek mydlanych”. Zachowaj, Boże. (...)

Pastores poleca