Jestem mężatką od 26 lat. Mam 4 synów. Poznaliśmy się na oazie, przed ślubem znaliśmy się kilka lat i choć już wtedy pojawiały się problemy, to nie próbowaliśmy ich rozwiązywać. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak poważne mogą być tego konsekwencje. Byliśmy zakochani, wydawało się, że poważnie traktujemy swoją wiarę i ja przynajmniej na tym właśnie budowałam moją pewność, że nasze małżeństwo nie może się nie udać... A jednak było ono od początku bardzo trudne. Nieporozumienia najpierw były rzadkie, później coraz poważniejsze i dotyczyły fundamentalnych kwestii. I od początku w prawie żadnej sprawie nie mogliśmy dojść do wspólnych ustaleń. Nierozwiązane problemy pogłębiały się i w końcu doprowadziły do tego, że wspólne życie okazało się właściwie niemożliwe, bo niszczyło mnie i dzieci. Wiedziałam, że nigdy nie rozwiodę się z mężem, bo sakramentalne małżeństwo było dla mnie zawsze święte – bardzo poważnie podchodziłam do przysięgi małżeńskiej. Coraz częściej jednak myślałam o rozstaniu. (...)
MAŁGORZATA