Ci, którzy uczyli się katechizmu na pamięć, z łatwością przypominają sobie jedną z głównych prawd wiary, brzmiącą: „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze”.
Nie ujmując nic z prawdziwości tego sformułowania, trzeba jednak podkreślić, że pozostawienie go w takiej formie, bez odniesienia do pozostałych prawd i całości objawienia, myli nas swoją statycznością. Można by pomyśleć, że Bóg zasiada na swym niebiańskim tronie i przygląda się, jak człowiek sobie radzi na ziemi, aby na koniec tych wysiłków dokonać sądu i albo go nagrodzić, albo ukarać. Ale takie rozumienie sprawiedliwości zawęża i redukuje wszystko to, co Bóg nieustannie czyni dla człowieka, aby ten mógł stać się sprawiedliwym.
Punktem kulminacyjnym Bożego dzieła jest misterium śmierci i zmartwychwstania Jego Syna i zesłanie Ducha Świętego. Człowiek staje się sprawiedliwym nie dzięki swoim wysiłkom, ale poprzez posłuszeństwo Chrystusa, który całkowicie poddał się woli Ojca (Rz 5,19). I chociaż Mateuszowa scena Sądu Ostatecznego nie pozostawia żadnych wątpliwości, iż nastąpi oddzielenie złych i dobrych na końcu czasów, to podejmując rozważania o Bożej sprawiedliwości, musimy prześledzić główne rysy biblijnej sprawiedliwości oraz dzieła Boga zmierzające ku temu, aby człowiek mógł być uznany za sprawiedliwego i znaleźć się po stronie zbawionych. (...)
KS. MACIEJ WAROWNY