Przez całe swoje zawodowe życie byłam nauczycielką matematyki. Bardzo kochałam to, co robiłam. Gdy przeszłam na emeryturę, zaczęłam więcej pomagać bratu, proboszczowi i budowniczemu kościoła w parafii odległej o 20 km od Poznania. Radości i troski, jakie przeżywał mój brat, były mi bardzo bliskie. Potem zapadł na poważną chorobę, która w maju 2009 roku doprowadziła do jego śmierci.
Przez wiele tygodni prawie całe dnie, a czasem i noce, spędzałam w szpitalu przy łóżku brata lub pod drzwiami sali operacyjnej. Była to też okazja do nawiązania bliższych relacji z innymi chorymi. Często widziałam ich samotność i lęk, potrzebę bliskości drugiego człowieka. Wtedy pierwszy raz zrodził się we mnie pomysł, że przecież ja również mogę i powinnam pomagać tym najbardziej potrzebującym. Potwierdzenie tych myśli znalazłam w książce św. Josemaríi Escrivy Przyjaciele Boga, którą zabrałam ze szpitala ze stolika zmarłego brata, z zaznaczonymi przez niego stronami i kartką z wypisami: "nie ma dni złych... wszystkie są dobre, by służyć Bogu"; "walczcie z nadmierną wyrozumiałością wobec siebie – bądźcie dla siebie wymagający!". Kartka była założona na stronie ze słowami "czynić wszystko z Miłości", z podkreślonym zdaniem: "Miłość bowiem wtedy rośnie, kiedy ją cierpienia wzmogą". Słowa z ostatnich dni, a może godzin mego brata... To wszystko jakoś mnie przynaglało. Znalazłam informację o kursie dla wolontariuszy medycznych w Hospicjum Palium w Poznaniu. Kurs skończyłam i rozpoczęły się godziny na oddziale przy łóżku chorego lub w jego domu. (...)