14 stycznia 2012. Jedziemy na rekreację. Wreszcie wspólnotowy wyjazd, oczekiwany po świątecznym czasie Bożego Narodzenia. Tym razem nad jezioro Kivu. Przemierzając kolejne rwandyjskie pagórki, zatrzymaliśmy się u znajomych Sióstr od Wniebowzięcia, w Nyange. Jedna z wielu miejscowości w rwandyjskim krajobrazie, rozsiane domki na niezliczonych wzgórzach, zielone poletka porośnięte bananowcami i fasolą. Co uderzające, nie widać kościoła. Gdzież ukrył się ten monumentalny budynek z czerwonej cegły, wzniesiony na wzgórzu? Czyżby lasy zasłoniły widok? Przecież w Rwandzie w czasie wojny wypalono większą ich część. Znikł? Zapadł się? Historia tego kościoła-widma okazała się niezwykle dramatyczna. Siostra podprowadziła nas bliżej. Zrozumieliśmy. Po budowli zostały fundamenty. Główna nawa i prezbiterium stały się jednym wielkim wspólnym grobowcem dla kilku tysięcy ofiar ludobójczej hekatomby z 1994 roku. Kształt zawalonej świątyni wyznacza ogrodzenie z siatki, główne wyjście to pospawana po wszystkim brama wjazdowa. Na tyłach rozbity wielki namiot z niezliczonymi rzędami konarów drzew, służących za kościelne ławki, w parafialnej świątyni pw. Nawiedzenia NMP, w sześćdziesięciotysięcznej parafii Nyange.
16 lutego 2012. Starsza pani, w rozmównicy sióstr pallotynek w Ruhango, pije zsiadłe mleko. To czas południowego posiłku. Cierpliwie czeka. Trochę się spóźniłem, przywitała mnie serdecznie, choć nie wylewnie. Gdy zapytałem, czy mogę wrócić po długopis i kartkę, odpowiedziała, że nie spodziewała się przesłuchania, raczej nastawiała się na złożenie świadectwa. Zrzucając winę na ułomność własnej pamięci i bogactwo jej świadectwa, naciskałem, że chciałbym jednak nieco zanotować. Zgodziła się. Mama Grâce, jak wszyscy ją tu nazywają, zaczęła opowiadać, jak doszła do wolności i przebaczenia - Bogu, Kościołowi i mordercom jej męża, czwórki dzieci i prawie całej dalszej rodziny. (...)