Jestem dość młodą kobietą, nie tak dawno skończyłam studia humanistyczne. Pracuję z młodzieżą i choć nie zarabiam kokosów, lubię to, co robię. Jedyna trudność to mieszkanie w domu rodzinnym. Jest jednak w moim życiu sprawa, która mnie zraniła, która wciąż boli. Tą sprawą jest moja niechciana samotność i brak zaufania w miłość. Ma to związek z relacją, w którą w pewnym momencie się zaangażowałam.
W domu było zwyczajnie, jak w wielu pełnych rodzinach. Ciężka praca rodziców, średnie warunki materialne i mieszkaniowe, mało czasu na rozmowy z dziećmi, ale za to dużo poczucia bezpieczeństwa, spokoju, po prostu rodzinności. Rodzice byli do siebie przywiązani, choć nie widziałam nigdy ich wzajemnej czułości. Na pewno łączyła ich odpowiedzialność za rodzinę. Chodziliśmy razem do kościoła; wychowanie do wiary i patriotyzmu było u nas oczywistością. Osobiście brakowało mi rozmów, pytań o moje sprawy, wyjaśniania mi świata. Wszystkiego, co dotyczy życia z ludźmi, musiałam uczyć się sama. (...)