Wprawdzie byłem ochrzczony i przystąpiłem do pierwszej Komunii świętej, ale jako człowiek dorosły zachowywałem do chrześcijaństwa dystans.
Mając poczucie bycia kimś nowoczesnym i racjonalnym, patrzyłem na Kościół z dobrotliwą wyższością, a argumenty o teatralizacji życia duchowego, o indoktrynerskich zachowaniach świeckich i księży trafiały mi do przekonania.
Kiedy poznałem moją przyszłą żonę, Agnieszkę, dwa lata starałem się o jej rękę, stosując najrozmaitsze zabiegi, a ponieważ Agnieszka była praktykującą katoliczką, zaproponowałem jej ślub kościelny, którego przecież w głębi duszy nie traktowałem poważnie. Gdy moja przyszła żona wreszcie się zgodziła, zaproponowała mi, bym w zgodzie z własnym sumieniem wszedł z nią w związek z mojej strony niesakramentalny. Ja jednak niczego w życiu nie traktowałem do końca poważnie, więc mimo wszystko przyjąłem sakrament bierzmowania i wkrótce potem z Agnieszką związaliśmy się sakramentem ślubu. (...)