BOGDAN KOCAŃDA OFMConv
Życie jest sztuką, której należy się uczyć. Trudności są częścią życia i dotyczą każdego śmiertelnika, nie omijają one również osób konsekrowanych i duchownych.
W tym kontekście możemy przyjrzeć się przykładowi zniewolonego przez demona księdza katolickiego, który, nie wiedząc, co się z nim dzieje, i nie rozumiejąc swoich wewnętrznych i zewnętrznych zachowań, przychodzi do konfratra z prośbą o pomoc.
W jaki sposób mu pomóc? Jak się zachować? Jakie podjąć działania?
Te i inne pytania nurtują wielu prezbiterów, którzy z lęku, niewiedzy lub z innych powodów nie podejmują jednak walki duchowej i trudu towarzyszenia osobie zniewolonej, lecz jedynie odsyłają ją do egzorcystów, często bez odpowiedniego rozpoznania. I chociaż liczba tych ostatnich w naszym kraju nieustannie wzrasta, to przecież nie można traktować ich instrumentalnie, niejako umywając od takich problemów własne ręce. Egzorcystom w Polsce nie brakuje pracy tym bardziej, że w większości przypadków posługa egzorcyzmowania jest jedną z wielu, jakie podejmują dla Kościoła.
Należy zatem w większym stopniu rozwinąć wśród księży posługę modlitwy o uwolnienie i podać odpowiednie środki, którymi będą mogli posługiwać się na co dzień.
Chodzi o to, by mieli więcej odwagi do towarzyszenia osobom zniewolonym, podejmując modlitwę o uwolnienie z mocą zmartwychwstałego Chrystusa.
Historia pewnego księdza
Ks. Jan, lat 35, wikariusz w wielkomiejskiej parafii, od początku swego kapłaństwa zaangażowany w posługę dla młodzieży. Inteligentny, zawsze aktywny, wręcz błyskotliwy, umie znaleźć się w każdej sytuacji. Dzięki wrodzonej umiejętności nawiązywania kontaktów szybko staje się duszą towarzystwa. Jednak od pewnego czasu przeżywa wewnętrzne trudności, z którymi sobie nie radzi. Nie potrafi się modlić, dlatego zaniechał codzienną osobistą modlitwę. Z wielkim trudem przychodzi mu celebracja sakramentów świętych, szczególnie Eucharystii i sakramentu pojednania. Podczas Mszy świętej przeżywa wewnętrzny bunt wobec usłyszanego słowa Bożego, nie przyjmuje ani nie interpretuje go, a jego kazania stały się manifestem społecznego filantropa. W czasie podniesienia, wpatrując się w Chleb eucharystyczny, oczyma wyobraźni widzi łono kobiety. Ucieka od posługi w konfesjonale, gdyż ludzie przychodzący do spowiedzi świętej denerwują go, nadto w duchu ironizuje i komentuje ich grzechy. Źle się czuje w świątyni i na plebanii. Od pewnego czasu źle się czuje również wśród konfratrów i odkrywa w sobie wielką awersję do proboszcza, którego wcześniej szanował, zwłaszcza za ojcowskie podejście do życia i zmysł duszpasterski. Coraz częściej "wybywa" z parafii. Na spotkaniach z młodzieżą pozwala sobie na frywolne żarty i docinki. Z grupy formacyjnej uczynił paczkę wzajemnej adoracji, zaniedbując wiele wcześniejszych inicjatyw. (...)