Wstępnych przyczyn mojego wejścia w uzależnienie było na pewno kilka: kulturowa, czyli polski zwyczaj picia podczas uroczystości czy świąt, rodzinna, bo wychowałem się w klimacie spotkań z krewnymi przy alkoholu. Gdy już byłem księdzem, podczas moich spotkań z ludźmi również zaczął się, niestety, pojawiać alkohol. Na rekolekcjach nieraz słyszałem, że ludzie potrzebują kapłana towarzysza, kolegi.
A ja, lubiąc ludzi, myślałem, że właśnie towarzystwo do kieliszka posłuży zbliżeniu się do nich, zbrataniu z nimi.
Jestem klasycznym, książkowym przykładem choroby alkoholowej, bo długo nie zauważałem, że coś złego się dzieje, a kiedy w końcu zauważyłem, wmawiałem sobie, że to nieprawda, i bagatelizowałem sprawę. Pierwsi – jakieś 10 lat temu - zaczęli zwracać uwagę moi rodzice. Bywało tak, że przyjeżdżałem do nich, ojciec witał się ze mną w drzwiach i mówił, że czuć ode mnie alkohol.
KS. W.