W Liście do Kolosan św. Paweł pisze o Bogu, który pojednał nas ze sobą "w doczesnym ciele Chrystusa przez śmierć" (por. Kol 1,22). Określeniu "doczesne ciało" w języku greckim odpowiadają dwa różne rzeczowniki: soma i sarks, tak, że tłumacząc dosłownie to miejsce, przeczytamy o pojednaniu, które dokonało się "w ciele ciała [Chrystusa]".
Dlaczego św. Paweł używa tutaj dwóch określeń ciała? Czy dzisiaj, kiedy próbujemy mówić o ludzkim ciele, nie doświadczamy trudności, przed którą stanął Paweł?
Rzeczownikiem "ciało" określamy nieraz wymiar biologiczny człowieka, czyli strukturę jego organizmu (w tym znaczeniu Grecy używali słowa sarks), a w innych kontekstach to samo słowo wskazuje na ludzkie ciało będące znakiem osoby, poniekąd odsłaniające istotę duchowo-fizyczną (w takim kontekście posługiwano się rzeczownikiem soma).
Droga do zrozumienia cielesności Chrystusa wiedzie przez uchwycenie sensu ludzkiego ciała jako takiego. Spór o ten sens trwa od wieków, choć trzeba przyznać, że dzisiaj pada w nim nowa odpowiedź, przyjmowana coraz powszechniej na poziomie kultury i życia społecznego. Warto się tej nowej odpowiedzi uważnie przyjrzeć, ponieważ w jej ramach kluczowa prawda chrześcijaństwa o wcieleniu Syna Bożego nie może być przekazana.


Albo duch, albo materia

Głosząc słowo Boże, często ukazujemy wierzącym Jezusa Chrystusa jako prawdziwego człowieka i prawdziwego Boga. Posługujemy się terminami wypracowanymi przez metafizykę, takimi jak natura, dusza czy ciało, i przez tradycję teologiczną, w której między V i VII wiekiem po Chrystusie pojawiło się odróżnienie osoby ludzkiej i ludzkiej natury. Na ile terminy te, wypracowane w ramach refleksji nad Objawieniem, są zrozumiałe dla naszych odbiorców? Wydaje się, że do myślenia wielu chrześcijan przeniknęła dzisiaj dialektyka spirytualizmu i materializmu, otwierając drogę do akceptacji działań, w których ciało ludzkie traktowane jest przedmiotowo, takich jak choćby technologia zapłodnienia pozaustrojowego.
We współczesnym pojmowaniu człowieka i jego ciała obecne są dwa bieguny, pozornie przeciwstawne: spirytualizm i materializm.
Na jednym biegunie człowiek jest pojmowany jako istota wolna, która może posługiwać się ciałem pozostającym jakby "na zewnątrz" człowieczeństwa. Przy takim ujęciu cielesność, także zróżnicowanie płciowe, nie niesie ze sobą określonego sensu, lecz jest tworzywem dla wolnego projektu człowieka. Człowiek to duchowy podmiot, centrum aktów poznania i wolności. Logiczną konsekwencją spirytualizmu stało się odróżnienie "bycia człowiekiem" od "bycia osobą": posiadanie ludzkiego ciała przestało być równoznaczne z byciem ludzką osobą. Jeśli duchowy podmiot nie wykazuje aktywności i nie podejmuje działań typowych dla człowieka, przestaje być uważany za osobę. Status osób tracą więc ludzie trwale nieprzytomni, niezdolni do podejmowania decyzji, także dzieci przed narodzeniem i otępiali ze starości, czyli ci, którzy nie potrafią nawiązać kontaktu z innymi ludźmi.
Drugi biegun w rozumieniu człowieka pojawił się w kontekście współczesnej nauki, która nie posiada kategorii zdolnych opisać duchowy wy­miar człowieka. Wizja człowieka-ducha okazała się nienaukowa i dlatego szybko dokonano redukcji tego, co duchowe, do tego, co biologiczne. Ludzkie duchowe "ja" stało się więc złudzeniem - podobnie jak wolność, która nie zmieściła się w wąskim paradygmacie naukowości. Ostatecznie więc wszystko, co ludzkie, sprowadzono do tego, co materialne, i greckie słowo soma przestało być potrzebne - dzisiaj naukowo opisuje człowieka samo słowo sarks.
Wspomniana dialektyka spirytualizmu i materializmu rozwinęła się w kontekście ideologii, która z zasady wyklucza odniesienia do antropologii teologicznej, zwłaszcza do prawdy o relacji osoby stworzonej (człowieka) do Osoby Niestworzonej. (...)

PIOTR ŚLĘCZKA SDS

Pastores poleca