GERHARD LOHFINK
Modlitwa moją ojczyzną. Teologia i praktyka modlitwy chrześcijańskiej
tłum. Eliza Pieciul-Karmińska
W drodze, Poznań 2011, ss. 251.
Jeden z niemieckich recenzentów porównał książkę ks. G. Lohfinka o modlitwie do dzieła Ewagriusza z Pontu, który pisząc na ten temat nie przeprowadzał rozległych wywodów, ale krótko omówił wiele kwestii szczegółowych. Uzasadnione porównanie należałoby jednak uzupełnić dopowiedzeniem, że emerytowany biblista z Tybingi, zanim sformułował jakąś myśl, w sposób mądrościowy ujawnił pytania, które sobie wcześniej postawił. Część pytań zrodziło się z jego osobistych przeżyć duchowych, ale dużo więcej przywołał tych, które usłyszał w Kościele w Niemczech lub z ust ludzi oddalonych od chrześcijaństwa. W ten sposób jego zarys teologii i praktyki modlitwy nie jest oderwany od współczesnego kontekstu życia. Książkę zaczął od szalenie ważnego pytania o adresata modlitw podczas Mszy świętej. Wyraził przekonanie, że odpowiedź na nie, przez ludzi wychodzących kościoła, brzmiałaby: "modliłem się do Boga". Pozwoliło to autorowi postawić tezę, że modlitwa danego człowieka zależy od jego obrazu Boga. Chrześcijanie nie modlą się do Boga w ogólności. Zwracają się do Ojca, Syna, Ducha Świętego. Mając to na uwadze, autor twierdzi, że w oparciu o słowo Boże (np. Rz 8,15) trzeba też przyjąć, iż wołanie Abba nie jest możliwe bez Ducha Świętego. Zatem modlitwa bez Niego nie jest prawdziwą modlitwą. Ks. Lohfink podkreśla też, że wśród niektórych ochrzczonych przyjął się arystotelesowski obraz Boga jako doskonałego ducha istniejącego z siebie i dla siebie. Tymczasem Trójjedyny myśli przecież o świecie. Nade wszystko uzdalnia człowieka do włączenia się do swej wewnętrznej rozmowy. "Rozmowa w Bogu - pisze autor - nie jest jakimś krążącym wokół siebie dialogiem z sobą samym (...). Ochrzczeni zostają uprawomocnieni, by wraz z Jezusem mówić «Abba, Ojcze», a w Duchu Świętym przemawiać do Ojca w niewyrażalnym westchnieniu". Przyjęcie chrześcijańskiego obrazu Boga wpływa również na postrzeganie historii i życia doczesnego, tak osobistego, jak narodów. Niemiecki teolog na przykładzie pism Rousseau, Kanta i Brechta ilustruje, jak fałszywa jest modlitwa, która zdumiewa się dziełami Boga, ale nie zgadza się na modlitwę prośby, gdyż nie dopuszcza myśli o działaniu Boga w historii. Prezentuje on także ezoteryczne książki o medytacjach, które z kolei ubóstwiają świat. Jeśli ks. Lohfink wielokrotnie modlitwę nazywa swoją ojczyzną lub domem, to nie dlatego, by wzorem oświeceniowych myślicieli wyalienować się od życia, ale właśnie by wyznać to, co najbardziej wyrażają psalmy, iż za kolejnymi wydarzeniami stoi żywy Bóg. Dla autora "małą ojczyzną" nie jest jednak rodzinny Frankfurt nad Menem czy język niemiecki, ale to (a właściwie Kto), co przez nie przemawia.
kp
ZDZISŁAW JÓZEF
KIJAS OFMConv
Inna strona Kościoła
Biblioteka PASTORES
Wydawnictwo "Bernardinum"
Pelplin 2011, ss. 272.
Święci są dowodem na obecność Boga w świecie. Z ich światła życia korzystają inni. "Chociaż - jak zaznacza autor - grzechy i słabości członków Kościoła kładą się cieniem na jego ciele, to jednak nie niszczą istniejącego
w nim światła, którym jest Jezus Chrystus, bo «światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła» (J 1,5). Upadki i cienie, o których mowa, wyciszają nieco głos Kościoła, ale przecież nie są w stanie odbierać mu słowa, którym jest Boży Syn - Słowo Ojca, przez które «wszystko się stało, bez Niego nic się nie stało» (J 1,3)". W imię wyraźniejszego wyeksponowania tej myśli powstała książka prof. Z. J. Kijasa. Nie prezentuje on poszczególnych sylwetek świętych (wyjątkiem od reguły jest krótka charakterystyka świętości Jana Pawła II) lub nawet świadków wiary. Uwagę swą skupia na misterium Kościoła. Właśnie fakt istnienia świętych (także tych niekanonizowanych) potwierdza prawdę, że Kościół służy człowiekowi, aby osiągnął to, co dla niego najważniejsze, i aby wyrastał z biedy swego oddalenia od Boga. Dlatego Kościół słusznie nazywa się Matką, która bierze wzór z Matki Pana i rodzi nowego człowieka, czyli zakorzenionego w Bogu i posiadającego postawy podobne do Syna Bożego. Tę rzeczywistość określa się również mianem Kościoła jako sakramentu zbawienia, czyli właśnie znaku świętych w świecie, których moc pochodzi od Chrystusa. Nie rosłaby jednak wspólnota świętych, gdyby nie działanie Ducha Świętego, który Kościół otwiera, uświęca, jednoczy. Obecność w Kościele Ducha Pana pozwala mu nie tylko zachować jego tożsamość, czyli zakorzenienie w misterium Trójjedynego, ale także ukazać światu świętość w różnorodności i piękno tej świętości. Widać je w otwarciu na Stwórcę i jego stworzenie, najbardziej wówczas, gdy "realizuje się w świecie, nie zaś w ucieczce od jego problemów". Omawiana książka spełni swój cel, jeśli wpadnie w ręce tego, kto zgorszony jest grzechem wielu członków Kościoła. Osiągnie swój cel także wówczas, gdy przeczytają ją ci, którzy zalewem dewocyjnej literatury o świętych, jakby manifestujących swe bohaterskie życie
i wpływy u Stwórcy (nazywanym "patronatem"), zniechęcili innych do jakiejkolwiek świętości.
kp
KS. STEFAN KARDYNAŁ WYSZYŃSKI
Via crucis. Szkice więzienne
Wydawnictwo "Soli Deo"
Warszawa 2011, s. 96.
W tej niewielkiej książeczce, która ukazała się w 110. rocznicę urodzin i 30. rocznicę śmierci kard. Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia, czytelnik spotka się z czterema szkicami Drogi Krzyżowej jego autorstwa. Szkiców tych nie da się przeczytać jednym tchem. Zmuszają one do refleksji, są doskonałą formą medytacji. Po lekturze pięknych, aczkolwiek nietypowych stacji Drogi Krzyżowej, czytelnik zaczyna rozumieć, w czym tkwiła wielkość Prymasa Wyszyńskiego i jego szacunek dla drugiego człowieka. Ten charakterystyczny dla Prymasa szacunek dla człowieka wypływa z jego osobistej relacji do Boga. W medytacjach Wyszyński daje poznać niejako siebie samego, swój sposób widzenia i pojmowania wiary, mocno osadzony w Ewangelii. Sięgając po jego szkice, odnajdujemy w nich rzetelną interpretację uczniostwa w Jezusie. Polega ono na osobistym przyjęciu Chrystusa wraz
z wszystkimi tego konsekwencjami. Zwycięstwo krzyża urzeczywistnia się wtedy, kiedy samemu bierze się własny krzyż i idzie śladami Mistrza. Dopiero takie uczniostwo jest właściwym wzrastaniem w wierze. Pierwszy szkic: "Ogólny, skierowany do człowieka", wskazuje na konieczność dawania świadectwa prawdzie, tak jak czynił to Chrystus. Dziś człowiek ucieka od prawdy, w czym podobny jest do Szymo-
na z Cyreny, który się nie kwapi, którego trzeba dopiero "przymusić". Drugi szkic: "Droga Krzyżowa wynagradzająca" zwraca uwagę na podmiotowość samego człowieka, który w relacji do Jezusa ma swój udział w bluźnierstwach, żartach i kpinach, jakie spadły na Niego. W ten sposób, nolens volens, dorzucił on swoim postępowaniem Jezusowi własny "kamyczek". Dobrze, iż mimo takich zachowań nie brakuje też takich ludzi, którzy chcą być Szymonami pomagającymi Jezusowi. Trzeci szkic: "Co się dzieje duszy Chrystusa - współcierpienie" traktuje o roli ziarna pszenicznego, z obumarcia którego rodzi się Kościół, Eucharystia, nowe życie. Tutaj Szymonami staną się wszyscy ci, którzy dźwigając krzyż, będą pod nim upadać, umierać i w nim się zbawiać. Czwarty szkic: "W szkole cnót Chrystusa" zwraca uwagę uczniowi Chrystusa na sztukę milczenia, mówienia prawdy we właściwym czasie, uległości, pocieszania i pomagania. Taki udział w Drodze Krzyżowej jest prawdziwą szkołą cierpliwości, ubóstwa i posłuszeństwa. Piękno owych szkiców polega przede wszystkim na tym, iż słowa, które wypływają z głębi serca Wyszyńskiego, nie są skierowane tylko do innych, lecz także do niego samego. Wskazują one dobitnie na trud, jaki zadawał on sobie, aby nimi żyć. W tym najpełniej objawiało się jego uczniostwo w Chrystusie, czyli świętość.
jz
KS. JAN TWARDOWSKI
Taka jest moja wiara.
Rozważania
wybór i oprac. Aleksandra Iwanowska
Wydawnictwo "Bernardinum"
Pelplin 2011, ss. 280.
Książka ukazała się w piątą rocznicę śmierci ks. Twardowskiego i jest zbiorem wybranych fragmentów jego wierszy, homilii, notatek, wywiadów, wypowiedzi traktujących o wierze. Teksty te mają niezwykle osobisty charakter. Czytane uważnie prowadzą po drodze refleksji, jakby rekolekcji do odpowiedzi na istotne pytanie o to, czym jest wiara - przede wszystkim moja wiara dla mnie - oraz kim jest dla mnie Jezus Chrystus. Każdy z fragmentów wypowiedzi ks. Twardowskiego jest mocnym świadectwem człowieka głęboko wierzącego, zakorzenionego w Bogu, które czyta się z szacunkiem i wdzięcznością. Staje się jasne, że wiara w Boga, a także wiara Bogu stanowiły istotę życia tego księdza. "Chciałbym przybliżyć sens wiary. Wiara - to zgoda na świat, jaki stworzył Bóg" - wyznaje, nie przecząc, że istnieje wiele zła, ale przecież wynika ono jedynie z nieprzyjęcia Boga w naszym życiu. Chodzi zatem o wypełnienie siebie, swego środowiska, swego życia, świata Bogiem. I nie jest to zadanie tylko dla wielkich i kanonizowanych. "Jest wiara doskonała i mniej doskonała. (...) Mniej doskonała wiara zbawia nas, bo jest w niej ufność pokładana w Bogu." Święci wzruszają i poruszają, ponieważ patrząc na nich widzimy Boga, którego światło odbijają niczym zwierciadła. Dlatego aby trafić do niewierzących czy słabo wierzących, trzeba "starać się pokazać swoim własnym życiem niewidzialnego a obecnego Boga." A to może czynić każdy. Właściwie każde zdanie tej książki każe się zastanowić. Zadziwia i uczy pokory już sam fakt, że w prostych słowach, zwykłych historiach codziennego życia, niby banalnych przykładach zawiera się tak wiele ważkiej treści na temat wiary, ufności, miłości, przebaczenia, modlitwy, życia. "Dostrzeżenie Boga - niepozornego, a najpotężniejszego na świecie - to duża mądrość." Mądrość ta w przypadku ks. Jana też płynie z wiary. Podobnie jak radość, życzliwość, pokora, postrzeganie świata i siebie. Wiara ta nie jest łatwa. Prowadzi przez zwątpienia i dramaty, doświadczenia i przepaście bez dna. A jednak jest ona "zawsze szczęśliwa".
ank
ANNA FASZCZOWA
Nieodgadniony bliski. Obraz Boga w kazaniach Kasjana Korczyńskiego OFMConv (1725-1784)
Wydawnictwo KUL
Lublin 2010, ss. 258.
Opracowanie odsłania fragment kaznodziejstwa w Polsce
i wyraźnie artykułuje kwestię obrazu Boga w przepowiadaniu. Odwołanie się do przeszłości nie tylko służy wzrostowi erudycji kaznodziejskiej, ale również pomaga w namyśle nad głoszeniem słowa Bożego dzisiaj. Nie wszystko bowiem, co było przed wiekami, uległo przedawnieniu. Studium zostało poświęcone jednemu kaznodziei: Kasjanowi Korczyńskiemu, franciszkaninowi, ale analizy i oceny jego nauczania dokonano z uwzględnieniem kontekstu życia Kościoła XVIII-wiecznej Polski. Był to czas, gdy z Zachodu zaczęły docierać różne nurty myślowe podważające dotychczasowe autorytety, racjonalizujące przeżycia religijne i wykazujące sprzeczność doświadczenia wiary z rozumem - słowem, również wtedy panował duch antychrześcijański. W Polsce "w warstwach wyższych starano się godzić racjonalizm z wiarą, a wśród mieszczan i chłopów aż do rozbiorów nadal panował sarmatyzm, barokowy przerost formy nad treścią i brak osadzenia w Piśmie Świętym". W tej niełatwej sytuacji niezwykle dobrze radził sobie o. Korczyński. Jego gorliwości towarzyszyło staranie o samokształcenie. Popularny wówczas w świecie deizm (Bóg stworzył świat i nim się już nie interesuje) w jego kazaniach był przezwyciężany obrazem Boga nieodgadnionego i bliskiego. Autorka wskazuje na jeszcze inne obrazy Boga: bliski i daleki, chwalebny i uniżony, miłosierny i sprawiedliwy. O. Korczyński nie poprzestawał jednak na ukazywaniu Jego wielkości i majestatu czy jedności natury, ale przekonywał, że nie istnieje On sam dla siebie. Bóg udzielił się człowiekowi już przez fakt stworzenia i nadal daje dowody swej obecności i powołuje do wspólnoty ze sobą. Zachowanie takiej perspektywy teologicznej uchroniło nie tylko o. Korczyńskiego przed ustawianiem pośredników między pełnym majestatem Boga a nicością grzesznika i przed przemilczaniem nauki o życiu wiecznym przy podejmowaniu refleksji nad Opatrznością w życiu doczesnym. Studium A. Faszczowej wykazało, że pytanie o obraz Boga nie tylko pomaga porządkować nauczanie kaznodziejów, ale także stanowi wymiar, który trzeba niezwykle starannie badać, gdyż fałszywy obraz Boga pociąga za sobą fałszywy obraz Kościoła, człowieka i świata.
kp
WOJCIECH MACIEJ STABRYŁA (red.)
Manipulacja Biblią
WYDAWNICTWO
Maternus Media
Tychy 2011, ss. 235.
Lektura ta nie jest kompendium wiedzy na tytułowy temat czy też poradnikiem. Książka - jak podano we Wstępie - "dąży do ukazania wybranych przykładów manipulacji i niewłaściwego posługiwania się Biblią". Z problemem zmierza się 10 autorów w 13 artykułach. Całość podzielono na trzy części: Katolickie zasady interpretacji Biblii; [Nad]użycie Biblii w kulturze; [Nad]użycie Biblii w religii. Różnorodność spojrzeń autorów (bibliści, dogmatycy, pedagog, polonista, ekumenista i mariolog) zapewnia czytelnikowi zapoznanie się z zagadnieniem w szerokim kontekście. Czy to możliwe, że Biblii - zbioru ksiąg natchnionych i głównego, obok Tradycji, źródła wiary chrześcijańskiej - można użyć w sposób niewłaściwy?
"Z pewnością - o ile pominie się zasady właściwego podejścia do tekstu biblijnego bądź też chce się osiągnąć z góry zamierzone efekty." W tekstach podane są przykłady manipulacji Biblią w polityce, literaturze, filmie, internecie, ale też w wydaniu Anselma Grüna, czy w sektach (Davida Berga, świadków Jehowy), a nawet w argumentacji teologów i na ambonie. Książka nie zajmuje się tylko krytycznie kwestią manipulacji Biblią, ale pozytywnie wskazuje (generalnie w pierwszej części) na środki pomagające traktować Biblię właściwie. Nie bez znaczenia zatem jest znajomość podstawowych zasad osobistej lektury Pisma Świętego i ich praktycznego zastosowania, jak: korzystanie z tekstu zaaprobowanego, uwzględnianie szeroko pojętego kontekstu, miejsc paralelnych, rozwoju idei biblijnych, uwzględnianie gatunków literackich, różnych sensów tekstu, okoliczności powstawania danej księgi, czytanie komentarzy oraz unikanie fundamentalistycznego traktowania tekstu natchnionego. Czy i na ile zasady te pomagają uniknąć błędu manipulacji zależy od relacji czytelnika z samym tekstem, a przede wszystkim z jego Autorem. W końcu "słowo Boże może okazać się światłem, które wskaże drogę ku właściwym decyzjom, może przynieść nadzieję i pociechę, może stać się źródłem wiary i zaufania złożonego w Bogu".
ank
BŁOGOSŁAWIONY KSIĄDZ MICHAŁ SOPOĆKO
Dziennik
oprac. Ks. Henryk Ciereszko
Wydawnictwo św. Jerzego w Białymstoku
Białystok 2010, ss. 378.
Umiejętność dostrzegania znaków czasu i ich interpretacja to dla teologa jedno z najtrudniejszych wyzwań. Można się o tym przekonać, czytając opublikowane po raz pierwszy 4 bruliony Dziennika ks. M. Sopoćki (1888-1975). Pierwsze zapiski powstały w 1915 roku, czyli prawie rok po jego święceniach prezbiteratu. Chociaż nie notował regularnie, to jednak do końca życia zachował praktykę zapisywania ważnych spraw osobistych lub wydarzeń z życia akademickiego i kościelnego. Po studiach teologicznych w Warszawie pracował w katedrze teologii pastoralnej Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. Był też ojcem duchownym w tamtejszym seminarium. Przez 5 lat (do 1938 roku) był spowiednikiem św. Faustyny. Po wojnie zamieszkał na stałe w Białymstoku, posługując w seminarium duchownym. Potrafił łączyć pracę naukową z duszpasterstwem. Teologia i kult Bożego Miłosierdzia stanowiły główny przedmiot jego zainteresowań. Problem - jak podaje w Dzienniku - polegał na tym, że w jego przypadku inspiracja płynęła z wizji s. Faustyny. Jednak od 1959 roku nie mógł wprost opierać się na jej Dzienniczku. Nie doczekał się odwołania zakazu (w 1978 roku) Stolicy Apostolskiej co do szerzenia nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego wywodzącego się z widzeń s. F. Kowalskiej. Ponadto w II połowie XX wieku duszpasterstwo w Polsce wyraźnie eksponowało wymiar maryjny. W tym czasie zanikał też stopniowo kult Najświętszego Serca Jezusa według wizji św. Małgorzaty Alacoque. Prof. Sopoćko nie mógł także wiele skorzystać z podręczników akademickich, bo nie zajmowały się tym przymiotem Boga, jakim jest Jego miłosierdzie. W sposób pionierski badał więc Pismo Święte i Ojców Kościoła, przygotowywał na ten temat referaty na różne sympozja; dbał również o to, aby biskupi otrzymywali stosowne opracowania. Wśród utrudnień należałoby też wymienić formę wykształcenia, jaką otrzymał, nim został księdzem: "Tyle razy wspominałem o tej prawdzie [miłosierdzia Bożego] w kazaniach, myślałem o niej na rekolekcjach, powtarzałem w modlitwach kościelnych (...), ale nie rozumiałem znaczenia tej prawdy, ani nie wnikałem w jej treść". Mimo tych i innych okoliczności wyrósł prorok, który w Dzienniku odsłania prawdę o swoich udanych i nieudanych słowach oraz czynach.
kp
MICHAŁ ROŻEK
Mężowie niezłomni. A naród pamięta ich mądrość
WAM, Kraków 2009, ss. 324.
Publikacja o dwóch wybitnych postaciach Kościoła w Polsce, jakimi byli kard. Adam Sapieha
i kard. Karol Wojtyła (obecnie bł. Jan Paweł II), sprawi radość przede wszystkim koneserom historii. Książka złożona z dwóch części - Niezłomny książę i Niezłomny w zniewoleniu - została napisana przystępnie, co sprawia, że zawarty w niej szereg zdarzeń i faktów z życia obu postaci czyta się niemal jednym tchem. Ukazano je w sposób prosty i bez retuszu na tle bogatej, przechodzącej różne koleje losu, historii Polski, co stanowi niewątpliwie walor tej publikacji. Czytelnik zapoznaje się z wieloma mało znanymi faktami z życia Sapiehy i jego rodu, jak też z sytuacją Krakowa za czasów jego poprzednika, kard. Puzyny. Trudne, pełne wyzwań czasy sprawiły, iż Sapieha dał się poznać przede wszystkim jako dobry organizator i wielki społecznik, apostoł dzieł charytatywnych. Należał on do nielicznych osób, które na miarę swego urzędu i możliwości spieszyły każdemu z pomocą. Wrażliwym na potrzeby innych pozostał Sapieha do końca swoich dni. Autor ukazuje go jako postać nietuzinkową, która mimo nacisków z różnych stron ma własny pogląd na daną sprawę. Przykładem tego może być jego konflikt z nuncjuszem Achillesem Rattim (późniejszym papieżem Piusem XI), któremu zarzucał on stronniczość w sporach Polski i Niemiec o Śląsk. Sapieha ukazany na tle dziejów katedry wawelskiej jawi się z jednej strony jako mecenas narodowych dóbr kultury. Z drugiej strony ukazany jest jako nieugięty kustosz, który - chroniąc Wawel przed upolitycznieniem - odmawia pochówku niektórym Polakom (np. Witosowi i Sienkiewiczowi). Sapieha przedstawiony na tle dramatycznych wydarzeń II wojny światowej daje się poznać wobec okupanta jako osoba niezłomna. Zarówno jego postawa, jak i bezkompromisowość są czymś niezwykłym, zważywszy na fakt, że każdy, kto stawiał faszystom opór, albo był aresztowany i zsyłany do obozu, albo rozstrzeliwany. Drugą postacią, którą autor barwnie namalował, jest Karol Wojtyła, "niezłomny w zniewoleniu". Został on ukazany jako ten, który w czasach komunistycznych pozostał w swoim myśleniu "niezłomny", czyli wolny. Niemały wpływ na taką postawę miał m.in. kard. Sapieha. Bardzo ciekawym zagadnieniem, choć może mniej znanym, jest zaangażowanie Wojtyły na rzecz Ruchu Światło-Życie. To właśnie w jego osobie program ateizacji młodzieży przez komunistów natrafiał na największy opór. Był tym, który czynnie wspierał rodzące się, a następnie rozwijające dzieło oazowe ks. Franciszka Blachnickiego. Kolejnym, niemniej pasjonującym wątkiem, jest budowa "miasta bez Boga", czyli Nowej Huty, i walka ludzi o wiarę, o Kościół, o Boga. Wiara ludzi, ich przywiązanie do Boga spotyka się z ogromną determinacją abp. Wojtyły. Ciekawostką książki są fragmenty zapisków tajnych służb bezpieczeństwa o Wojtyle. To, co pisano o nim jako "ściśle poufne", wskazuje na sumienność, z jaką funkcjonariusze SB rozpracowywali jego sylwetkę. Co więcej, wiele jego zalet zostało trafnie scharakteryzowanych jako konkretne zagrożenie dla komuny i jej programowej ateizacji. Z jednej strony dostrzeżono w nim model najbardziej niebezpiecznego "katolicyzmu otwartego", stąd taka jego popularność wśród młodzieży, studentów i w kręgach inteligenckich. Z drugiej strony stawiano na jego konflikt z kard. Stefanem Wyszyńskim, co - jak wiadomo - było z góry złym założeniem i musiało zakończyć się fiaskiem.
jz
MICHAŁ ZIOŁO OCSO
Inne sprawy
W drodze
Poznań 2010, ss. 408.
O. Michał Zioło bez znieczulenia demaskuje uciszone i zagłaskane sumienie dzisiejszego człowieka/chrześcijanina, wskazując na potrzebę przewartościowania siebie i swojego życia według wezwania Zbawiciela do nawrócenia, czyli do bycia świętym grzesznikiem, a nie idealnym dewotą. To dążące ku nudzie przyzwyczajenie do słów o miłości, uczynkach miłosierdzia, nawracaniu, świętości, a nawet o niepojętym przecież Bogu sprawia, że prawda o tych sprawach umyka i staje się obca. Liturgia nas nie zadowala, bliźni, których mamy kochać, stają się coraz bardziej dalecy, Kościół nie spełnia oczekiwań, a Bóg nie wysłuchuje na czas naszych modlitw. Krytyka, pretensja, rozczulenie nad sobą. O. Zioło podpowiada: "Pozwólmy prowadzić się Bogu za rękę. Liturgia bowiem nie jest moją własnością, jest własnością Boga". Bóg, który przychodzi na ołtarzu, nie ma już nic więcej do dania, ponieważ oddał samego Siebie. Człowiek zdaje się czekać na coś więcej, a przecież nie ma nic większego. Dlatego najistotniejszą postawą chrześcijanina jest dziękczynienie. Modlitwa i kształtowana na niej postawa życia nie mają być dzieleniem się swoim bólem, utyskiwaniem nad swoim losem z nadzieją, że teraz to już na pewno Bóg coś zmieni po mojej myśli, według moich planów. Mają się stać dziękczynieniem, które poszerza serce i pozwala widzieć i odczuwać świat rzeczywisty, stworzony przez Boga. Tak "rodzi się po prostu nowe serce, które uczy się współczucia, które posiada coraz mniej racji i praw". Tak właśnie rodzą się święci. "Świat cierpi z powodu świętych, niewygodnych i uwierających w życiu jak kamień w bucie. Po ludzku przegrywający życie (...) szczęśliwi z Chrystusem." Autor przedstawia swoich przewodników (m.in. św. Benedykt, Rejtan, Krasiński, Merton) oraz przyjaciół. Opisuje fakty z własnego życia, wydarzenia z życia znanych postaci i historie ludzi nieznanych. Wszędzie wskazuje, że nigdy nie jest za późno, że zawsze jest za co dziękować. Brzmi to banalnie? Może jednak mimo wszystko dzisiejszego człowieka stać na to, by w tym świecie stawać się pełnym wdzięczności dzieckiem Boga. W końcu Bóg "wybrał dla nas ze wszystkich możliwych światów ten najlepszy, czyli mamy szansę".
ank
KS. MAREK RYBIŃSKI SDB
Zapiski tunezyjskie
Salezjański Ośrodek Misyjny - Wydawnictwo Sióstr Loretanek
Warszawa 2011, ss. 160.
Ks. Marek Rybiński został zamordowany 17 lutego 2011 roku. Był najstarszym z jedenaściorga dzieci (w tym czworo adoptowanych), salezjaninem szczęśliwym w swoim powołaniu, misjonarzem zakochanym w swej pracy, nauczycielem bez reszty oddanym wychowankom i ich rodzinom. W pamięci znających go osób zapisał się - jak można przeczytać w Epilogu - jako ktoś o wielkim potencjale dobra. Taka też jest książka jego autorstwa: przedstawia dziejące się dobro, często niedostrzegane, zarzucone wieloma sprawami, zapomniane. Lektura wciąga od pierwszych zdań i wprowadza w świat widziany oczyma człowieka Bożego, autentycznego, wierzącego, spontanicznego, o mentalności dziecka, które całkowicie i bez zastrzeżeń ufa Bogu. Zapiski wydają się być chwilami jakby nieułożone, z dygresjami, ale to tylko dodaje im uroku. Poznajemy zarówno samego autora, jak i je-
go rodzinę, wspólnotę zakonną, placówkę misyjną, ludzi, z którymi się spotykał, zwyczaje i kulturę Tunezyjczyków, bogatą historię tamtejszego Kościoła, a przede wszystkim obecnego Boga. Sprawy wielkie (problemy misji) jak i, wydawałoby się, błahe (tort urodzinowy) łączy ten sam zachwyt ks. Marka widzącego wszystko radosnymi oczami dziecka. Najwięcej owej radości sprawia mu żywy Kościół, który czuje on mocno i autentycznie:
"Z jakże różnych miejsc pochodzimy, jak różne mamy wizje tego samego Kościoła, style pracy, języki, doświadczenia, a zbiera nas w jedno i czyni Kościołem jedna wiara w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, w Duchu Świętym - to niesamowite doświadczenie, naprawdę!". Chociaż już we Wstępie dowiadujemy się, że autor został brutalnie zamordowany, książkę czyta się z uśmiechem. Humor i błyskotliwy język to kolejne atuty tej lektury. Do książki dołączono 26-minutowy film, w którym postać ks. Marka przedstawiają m.in. jego rodzice, współpracownicy, koledzy, arcybiskup Tunisu, ambasador RP w Tunezji. Dyspozycyjny ksiądz, świetny kolega, wspaniały pedagog. "Wszyscy go lubili" - pada z niejednych ust. Arcybiskup z trudem powstrzymuje płacz, mówiąc o zamordowanym: "mój syn". Poza tym film świetnie uzupełnia fotografie zamieszczone w Zapiskach, pozwalając dokładniej przyjrzeć się ludziom i krajobrazowi Tunezji. Fascynująca postać, niezwykła książka, warty obejrzenia film.
ank