Zdawałoby się, że przez przypadek scena ta rozgrywa się w bibliotece - bibliotece Oxfordu. Ale nie jest to przypadek, raczej ironia losu, jeśli, oczywiście, bibliotekę zdefiniujemy jako świątynię wiedzy, miejsce ze wszech miar bezpieczne, zaciszne i oddzielone od świata gustowną architekturą półek, dźwigającą oprawne w skórę i marmurkowy papier płody umysłów, rezultaty bezpiecznego rozszczepiania atomów idei, choć również zapisy walk, cierpień, dokonywanych wyborów i ich rezultatów w postaci zdrad i ludzkiej niezłomności.
Opasłe tomy i ledwie zeszyty - za to liźnięte ogniem geniusza, stoją zawsze gotowe do odpowiedzi, upewniają pracujących tu ładem, klasyfikacją i obietnicą rozwiązania zagadki. A jednak w tej scenie stają się grupą ironicznych świadków. Ironia słusznie zostaje przypisana tym przedmiotom. Nie tylko dlatego, że tomy pełne moralności zostały napisane również przez autorów całkiem rozwiązłych, a teorie sprawiedliwości przez ludzi, którzy nigdy nie pofatygowali się do fabryk Manchesteru, podobnie jak autorzy dzieł heroicznych obawiający się przeziębienia na barykadzie. To można jeszcze zrozumieć, kwalifikując wszelką literaturę jako wielkie "zamiast".
MICHAŁ ZIOŁO OCSO