Niewątpliwie pod względem społeczno-psychologicznym celibat jest pewną prowokacją. W świecie, który właściwie nie wierzy już w życie po śmierci, ta forma życia oznacza nieustanny protest przeciwko powszechnej powierzchowności. Zgodnie z przesłaniem celibatu życie na ziemi z jego radościami i cierpieniami to nie wszystko. Niektórzy, słysząc o tym, naprawdę wpadają w wściekłość, podważony bowiem zostaje ich sposób rozumienia życia. I to nie przez jakiś napisany tekst lub przeprowadzoną rozmowę, ale przez podjęcie decyzji życiowej, wobec której nie można sobie zatkać uszu. Celibat jest wyznaniem wiary składanym nie ustami, ale życiem. Nie ulega wątpliwości, że gdyby wszystko kończyło się wraz ze śmiercią, celibat byłby idiotyzmem. Po co rezygnować z bli­skości z kobietą, z emocjonującego spotkania z własnymi dziećmi, ze szczęśliwie przeżywanej seksualności? Dlaczego mielibyśmy się pozbawiać cielesnej płodności w tym życiu? Tylko wówczas, gdy doczesność jest jedynie fragmentem, który w wieczności znajdzie swoje dopełnienie, ta forma życia, jaką jest celibat, może rzucić jasne światło na życie, które dopiero ma przyjść. Tylko wówczas głosi się donośnie przesłanie o życiu w pełni, za którym ludzie zawsze głęboko tęsknili, które przeczuwali. Jednak dopiero dzięki wcieleniu Boga w Jezusie Chrystusie, a zwłaszcza dzięki Jego śmierci i cudownemu zmartwychwstaniu, realność tego życia stała się jawna dla wszystkich ludzi. Dla naszego społeczeństwa celibat okazuje się wręcz "ościeniem w ciele", który wciąż na nowo przypomina nam, w porę i nie w porę, że nieustanne troski i palące problemy życia ziemskiego to nie wszystko.


Celibat jest niemieszczańską formą życia, która relatywizuje śmieszny porządek mieszczański, z pozoru tak pewny siebie. Przeciwnicy celibatu nierzadko prowokują nas, mówiąc, że bezżenności dla królestwa niebieskiego nie ma, oczywiście, sensu podważać, gdy chodzi o klasztor z dala od świata. Kiedy jednak w grę wchodzą wspólnoty parafialne, kiedy się żyje "w świecie", wówczas powinno się zezwolić na to, by rolę kapłanów pełnili viri probati (mężczyźni żonaci, którzy dali dowód swej prawości). Przeciwnikami celibatu są często te same osoby, które chciałyby usunąć wszelkie rozróżnienia między sacrum i profanum, również rozróżnienie między duchownymi i świeckimi, między tematami światowymi i kościelnymi. Z pewnością wiara w to, że Bóg stał się człowiekiem, jest wtargnięciem sakralności w sferę świecką. Pierwsi chrześcijanie bardzo wyraźnie zaznaczali, że starożytnych, pogańskich sposobów rozumienia sacrum i profanum nie można tak po prostu przenieść do chrześcijaństwa. Tak prymitywnego podziału już nie ma. Bóg w Trójcy Jedyny w Jezusie Chrystusie definitywnie przyciągnął do siebie również cały świat. Jednak świat nie został przez to unicestwiony, a człowiek nie zatracił swej istoty względem wiecznego Boga. Uczniowie Chrystusa czuli, że chrześcijaństwo jest "różnicą, która robi różnicę" - jak by dziś powiedziano w ramach terapii systemowej. Chrześcijanie nie mieszali się ze światem, ale czuli, że stanowią Kościół, czyli że są wezwani do czegoś przekraczającego codzienną monotonię. Lecz właśnie w ten sposób skutecznie działali wewnątrz tego świata, nie bojąc się nawiązywania kontaktu z nim.


Ta "różnica, która robi różnicę", była jednak po przewrocie konstantyńskim narażona na niebezpieczeństwo. Nagle bycie chrześcijaninem przestało już być samo w sobie prowokacją. Nagle chrześcijanie przejęli kierowanie cesarstwem. Bycie chrześcijaninem nie było już - używając kategorii świeckich - stratą, lecz stało się przewagą. Był to także problem natury psychologicznej. Chrześcijaństwu groziło, że duchowo osiądzie na mieliźnie. I właśnie w tej epoce celibat zaczął podążać swą zwycięską ścieżką. Dziś wiemy, że celibat miał już swe korzenie w czasach apostolskich, teraz jednak stawał się kotwicą zbawienia duchowego Kościoła popieranego i faworyzowanego przez cesarzy i królów. W Egipcie mężczyźni zaczęli opuszczać miasta i masowo udawać się na pustynię do mnichów, od których otrzymywali bodźce i zachęty do prowadzenia głębokiego życia duchowego w mieście, pełnym przepychu i monotonii. Wkrótce na przewodników wspólnot zaczęto wszędzie wybierać mężczyzn żyjących w celibacie. Wielki szacunek dla tej formy życia rozciągnął się następnie na całą historię Kościoła. Synod w Elwirze, reforma gregoriańska z XI wieku oraz późniejsze reformy Soboru Trydenckiego starały się uwypuklić znaczenie celibatu. Natomiast w epokach słabości Kościoła również celibat doświadczał kryzysu. Na początku XIX wieku w obecnej archidiecezji Freiburg pojawił się "ruch przeciwko celibatowi", wspierany przez 156 księży. Kiedy później nieoczekiwanie doszło do odrodzenia Kościoła katolickiego w XIX wieku, kampania przeciwko celibatowi sama wygasła, okazując się zbyteczną.
Również w czasie kryzysu po Soborze Watykańskim II celibat ponownie znalazł się pod ostrzałem. Jednak właśnie w rozwijających się na nowo ruchach kościelnych cieszy się on znów sporym szacunkiem. Wielką pomocą z psychologicznego punktu widzenia jest to, że księża utrzymują żywy kontakt z zaangażowanymi świeckimi i z tej "normalności" czerpią coraz to nowe bodźce życiowe. Pomaga im również świadomość, że są wspierani modlitwą świeckich. Rozróżnienie między księżmi i świeckimi oraz wzajemne posługiwanie jedni drugim mogą dzięki temu być przeżywane w bardzo głęboki sposób.


Celibat a seksualność

Ogólna krytyka celibatu wyraźnie słabnie. Jednak dziennikarze zawsze znajdują rozrywkę w wystawianiu na próbę osoby, która otrzymuje w Kościele nową posługę, zadając jej pytanie o celibat. W swych odpowiedziach konkretny duchowny nie tyle pokazuje, czy jest za celibatem, czy przeciw niemu. Raczej przez swoje mniej lub bardziej zręczne sformułowania może pokazać, czy potrafi już radzić sobie z mediami, czy jeszcze nie.
Warto zauważyć, że ojciec założyciel nowoczesnej psychologii, Zygmunt Freud, który niewątpliwie nie był przyjacielem Kościoła i chrześcijaństwa, potrafił dostrzec pozytywne aspekty w wyborze celibatu na początkowym etapie chrześcijaństwa: "W epokach, w których spełnienie miłosnego pożądania nie znajdowało żadnej przeszkody lub trudności, jak na przykład u schyłku kultur starożytnych, miłość została pozbawiona wartości, życie stało się puste, i trzeba było solidnego wychowania, by przywrócić uczuciom właściwe miejsce. W tym kontekście można stwierdzić, że nurt ascetyczny chrześcijaństwa dał miłości takie wartości psychiczne, jakich starożytność pogańska nigdy nie byłaby w stanie jej ofiarować".


Z kolei w dyskusji o celibacie w ostatnich kilkudziesięciu latach znów doszły do głosu jałowe argumenty psychologiczne. Ponownie więc słyszymy od niezbyt oświeconych współczesnych myślicieli, że "rezygnowanie" z seksualności nie jest wcale naturalne. U podstaw takiego twierdzenia leży całkowicie błędna koncepcja natury. Co to bowiem oznacza? Może to, że Mahatma Gandhi był nienaturalny, ponieważ złożył śluby odpowiadające celibatowi? Może to, że Dalajlama jest nienaturalny? Czy może nienaturalni są wszyscy ludzie, którzy w sposób zamierzony lub dlatego, że tak akurat potoczyły się ich losy, żyją bezżennie? U Greków "natura człowieka" oznaczała istotę każdego człowieka. W ten sposób przygotowano drogę do zrozumienia, że każdy człowiek ma godność, któ­ra mu przystoi jako człowiekowi. Koncepcja ta rozpowszechniła się jedy­nie dzięki religiom monoteistycznym.


Każdemu człowiekowi z natury przynależy więc przede wszystkim go­dność ludzka. Grecy, których myślenie sięgnęło wyżyn, nigdy nie doszliby do idei, że naturą jest w tym sensie jedynie cielesny aspekt człowieka. Takie naturalistyczne, zredukowane koncepcje wysuwają się na pierwszy plan dużo później i w konsekwencji znajdują ujście jak wszyscy wiemy - w rasistowskich definicjach człowieka, które wiążą realizację człowieka wyłącznie ze ściśle określoną rasą. Pojęcie rasy w narodowym socjalizmie miało taki praktyczny skutek, że prokreacja i przedłużenie rasy stały się najwyższym priorytetem. Matki były oficjalnie nagradzane za liczne potomstwo. Nie możemy się zatem dziwić, że narodowi socjaliści w ramach walki z Kościołem katolickim dyskryminowali celibat jako "nienaturalny" i w procesach obyczajowych (lata 1936-1937) próbowali oficjalnie dyskredytować księży i zakonników jako homoseksualistów lub jako mających inne dewiacje seksualne.
Można w ten sposób zobaczyć, że pojęcie natury w epoce nowożytnej było różnorako nadużywane i poddawane manipulacji ideologicznej. "Nienaturalny" był okrzyk bojowy totalitarnych dyktatur przeciwko religii i wszystkiemu, co z nią miało związek.


Niestety, nie da się powiedzieć, że ta kulturowa tradycja oskarżania o "nienaturalność" należy już dziś do przeszłości. Zdanie pisarza Bertolda Brechta z 1955 roku: "Wciąż jeszcze płodne jest łono, z którego się to wykluło" nie straciło na aktualności. Nikt już, oczywiście, nie mówi o rasie, ale pogański kult ciała na nowo święci radosne triumfy. Czasami odnosi się wrażenie, że poprzez zachowanie zdrowego ciała i formy ludzie chcą w jakiś sposób zapewnić sobie coś w rodzaju życia wiecznego. Ciało jest coraz częściej symbolem eksponowania siebie w społeczeństwie, które staje się coraz bardziej narcystyczne. Zdolność wzbudzania pociągu seksualnego staje się kryterium decydującym o własnej wartości na rynku. Sama relacja seksualna ma wartość drugorzędną, jest nieudana, jeśli partner nie dostarcza już tego zachwytu, którego domaga się własne ego. W ten sposób nowy kult ciała rodzi nieszczęście milionów osób, ponieważ cały ten projekt nie może się powieźć z tej prostej przyczyny, że każdy człowiek się starzeje. Jednak właśnie dlatego, że człowiek usuwa tę ciemną stro­nę swoich niestrudzonych, ale bezsensow­nych wysiłków, pojawia się forma życia w celibacie, która konsekwentnie zwalcza absurdalne dogmaty powszechnej idolatrii ciała i stanowi szczególną prowokację.
W ten sposób, niezupełnie świadomie, znów używa się dawnego chwytu nazistów i dyskryminuje się celibat jako "nienaturalny", gdyż to właśnie kryje się pośrednio za deklaracją, że mimo stale zmienianych i stale niezadowalających relacji seksualnych jest się całkowicie "naturalnym". Właśnie ten agresywny atak na celibat, używający w boju hasła o "nienaturalności", nadaje się do opracowania jako przykład neurotycznego niezadowolenia z własnego planu życiowego. Przecież dla człowieka zdrowego, żyjącego w pokoju z samym sobą, powinno być czymś całkowicie obojętnym, że inni ludzie dobrowolnie rezygnują z działań seksualnych albo są do tego zmuszeni przez choroby bądź inne sytuacje. Ogromna agresja, z jaką są prowadzone te ataki, jest - w kategoriach psychologicznych - znakiem tego, że sam agresor może mieć jakiś problem z konkretnym doświadczeniem w obszarze własnej seksualności, problem, do którego wszakże nie chce się przyznać przed samym sobą.


Istnieje jednak także całkowicie nieneurotyczny wariant oskarżenia celibatu o "nienaturalność". Jest to wersja "macho". Lansują ją mężczyźni, którzy na hasło: "Używajmy seksu!" zaczynają uganiać się za kobietami. Tacy "panowie stworzenia", którzy uparcie nie chcą wydorośleć, podkreślają fakt, że jeśli dostają "naturalny" bodziec, kobieta musi być do ich dyspozycji. Wszystko, co zachowuje się inaczej, uważają za całkowicie "nienaturalne". Zasługą, zdobyczą międzynarodowego ruchu kobiet jest to, że przemoc w małżeństwie stała się w wielu krajach przestępstwem prawnie karanym. Zmuszanie kobiet do seksu uzasadniane tym, że kogoś popycha do tego jego własna natura, jest naruszeniem godności kobiety i jej tożsamości płciowej. Dlatego jako psychoterapeuta mówię: "Kto nie może zrezygnować ze współżycia, nie jest zdolny do małżeństwa". Jeśli kobieta - albo mężczyzna - nie chce albo z powodu choroby czy z innego powodu nie może podjąć współżycia, to dojrzała para małżonków powinna być w stanie zrezygnować na jakiś czas z aktywności seksualnej. Coś takiego naszym niedojrzałym "machos" byłoby niezmiernie trudno praktykować.


Ludzka seksualność nie funkcjonuje jak garnek ciśnieniowy, w którym po prostu z pomocą kobiety napięcie seksualne może zostać rozładowane. Tego rodzaju błędne rozumienia seksualności - niedojrzałe i pełne pogardy dla osoby, patrzące na kobietę jedynie jak na przedmiot zaspokojenia własnego pożądania, naruszają godność kobiety i jej tożsamość płciową, ale odgrywają ważną rolę w krytyce celibatu. Dojrzała seksualność nigdy nie jest "naturalna" w sposób prymitywny. Natura człowieka jest zawsze już jakoś wy­edukowana. W dojrzałym związku małżonkowie zwracają także uwagę na swoje wzajemne potrzeby. Istnieje wiele powodów, dla których czasowo lub trwale również w małżeństwie współżycie nie jest możliwe - czy to z racji chwilowej choroby, czy też trwałej przeszkody. W tym sen­sie obowiązuje wspomniana zasada: kto nie może zrezygnować z aktywności seksualnej, nie jest zdolny do małżeństwa. Nie zrywa to rzeczywiście dojrzałego związku, lecz czasami go nawet wręcz ubogaca. Życie w celibacie staje się nienaturalne tylko wówczas, gdy bycie w pojedynkę przera­dza się w zamknięty w sobie egoizm lub narcystyczne eksponowanie siebie. Na taką incurvatio in seipsum, sprzeczną z prawdziwą naturą czło­wieka, nie jest uodporniony również człowiek żyjący w małżeństwie.
W dyskusjach nad celibatem nie należy się koncentrować wyłącznie na kwestii współżycia. Trzeba raczej postrzegać celibat jako określoną formę relacji łączącej głęboką więź z Bogiem i dobre stosunki z ludźmi powierzonymi posłudze apostolskiej duchownego.


Psychoanalityk Eva Jaeggi w swojej książce Ich sag’ mir selber Guten Morgen. Single - eine moderne Lebensform określiła człowieka, który świadomie żyje samotnie, jako szczególnie ważnego również dla wszystkich ludzi żyjących w trwałych związkach  w ten sposób unaocznia on tym ludziom, że nie są oni wyłącznie zależni od relacji, w której trwają, ale mają swoją własną wartość. W przypadku relacji, które się kończą - bez względu na to, z jakiego powodu tak się dzieje - nierzadko samotność dotkliwie ciąży temu, kto zostaje sam. Świadomość, że są ludzie, którzy wybrali taki stan dobrowolnie, daje w takich sytuacjach siłę i odwagę. Zresztą, także z historycznego punktu widzenia wielkie poważanie dla celibatu z miłości do królestwa niebieskiego przyniosło skutki w postaci emancypacji kobiet. Mogły one dzięki temu pójść własną drogą, zerwano bowiem ze społeczną akceptacją kobiet wyłącznie jako żon podporządkowywanych swoim mężom.


Osłabienie życia duchowego

Kiedy w 2003 roku dla Papieskiej Akademii Życia zorganizowałem w Watykanie kongres o nadużyciach wobec dzieci i młodzieży ze strony księży i zakonników, doszliśmy do poruszających wniosków. Zaproszeni zostali najbardziej znani specjaliści z różnych krajów, którzy w większości nie byli katolikami. Kiedy w kwestii oceny zagrożeń wyłoniło się kryterium deficytu bliskości, ktoś z publiczności postawił pytanie, czy zatem to nie celibat stanowi problem. Wówczas zabrał głos Bill Marshall, jeden z najznamienitszych na skalę światową terapeutów w dziedzinie tego rodzaju przestępstw, jawnie przyznający się do ateizmu, ale żywiący wielką sympatię do Kościoła. Powiedział, że to nieporozumienie. Wyszedł od przesłanki, że ksiądz katolicki ma bliską więź z Bogiem. A kiedy pewien psychoterapeuta katolicki, wybitny ekspert w dziedzinie terapii księży, zauważył, że dla dobrego przeżywania celibatu należałoby kandydatów do kapłaństwa więcej uczyć o seksualności, zabrał głos specjalista od oceny zagrożeń, niewątpliwie najlepszy znawca tego tematu na świecie, Kanadyjczyk Karl Hanson. Uznał on, że aby żyć w celibacie, należałoby raczej pogłębiać jego duchowość.


Na podstawie swojego doświadczenia terapeutycznego mogę jedynie potwierdzić, że osłabienie życia duchowego często poprzedza "kryzys celibatu". Jeśli ksiądz nie modli się regularnie, jeśli przestaje się spowiadać, jeśli nie ma żadnej żywotnej więzi z Bogiem, to jako ksiądz nie jest już płodny. Ludzie bowiem zauważają, że z tego człowieka Bożego nie wychodzi już żadna moc Ducha Bożego. Samo to wystarczy, by doprowadzić takiego księdza do stanu frustracji i niezadowolenia z własnego powołania kapłańskiego. Kiedy ponadto w tego rodzaju sytuacji pojawi się jakaś więź zewnętrzna, wówczas ksiądz jest w najwyższym stopniu narażony na niebezpieczeństwo, że już i tak popękane i przeciekające tamy definitywnie się rozpadną. Z kolei ksiądz, który przeżywa swą wiarę dynamicznie i w sposób przekonywający, sam i wobec innych, jest płodnym pasterzem dusz, który może również z radością przeżywać swoją posługę duszpasterską. Ważne dla duchownych jest także słuchanie sakramentalnej spowiedzi wiernych, gdyż pozwala mu to nawiązać egzystencjalną łączność z ludźmi. Celibat czyni księdza wolnym, by mógł utrzymywać intensywne kontakty duszpasterskie. Lecz z tej wolności na rzecz innych ksiądz powinien również sam korzystać. Przeżywanie celibatu "za biurkiem" albo życie jak funkcjonariusz, który zaniedbuje relacje z ludźmi, jest w kategoriach psychologicznych trudniejsze. Gorliwy duszpasterz ma nawet więcej doświadczenia życiowego niż niejeden mężczyzna żonaty. Wcale nie jest prawdą to, co czasami się słyszy, że żonaty duszpasterz mógłby lepiej pokierować ludźmi żyjącymi w związkach małżeńskich. Żonaty duszpasterz, podobnie jak żonaty psy­choterapeuta, jest - w przypadku, z którym ma akurat do czynienia narażony na ryzyko nieświadomego przeżywania na nowo i odwoływania się do doświadczenia własnego małżeństwa. Dlatego na ogół potrzebuje on superwizji, ażeby uniknąć tego rodzaju ryzyka. Natomiast dobry duszpasterz ma zwykle spore doświadczenie życiowe, na które składa się wiele historii małżeńskich. Z tego wszystkiego może on zaczerpnąć wówczas inspirację  do  znalezienia  rozwiązania w najtrudniejszych przypadkach. Tłumaczy to niezwykłe bogactwo pism papieża Jana Pawła II na temat małżeństwa. Ponadto, również całkiem zwyczajne przyjaźnie są ważne, by stąpać twardo po ziemi. Celibat nie powinien stać się eremickim klasztorem. Św. Augu­styn zawsze uważał za godne polecenia, by księża bezżenni żyli w jednym domu. W wielu miejscach zwyczaj ten na nowo powraca. Taka domowa wspólnota, która jest także wspólnotą duchową, ułatwia konieczną correctio fraterna, krytykę mającą na celu dobro drugiego  krytykę, która również w ramach małżeństwa sprawia, iż małżonkowie wzajemnie się od siebie nie oddalają. W ten sposób staje się jasne, że celibat naprawdę nie oznacza izolacji, samotności, ale bycie wolnym dla ludzi i dla jakiegoś szczególnego zadania. Oczywiście, ze względu na stan życia ksiądz nie ma dostępu do pewnych pól aktywności. Nie będzie rozwijał pewnych zdolności, takich jak umiejętność zmiany pieluszki małemu dziecku, sprawnego kierowania młodymi latoroślami wśród nieprzewidywalnych oko­liczności wieku dojrzewania, a także pokazania hartującej więź małżeńską intensywności oddania się drugim. Dlatego jeszcze ważniejsze jest to, by zadbał o płodność w sferze duchowej.


Kiedyś proboszcz był często jedynym, który miał za sobą studia uniwersyteckie, a jego formacja i kultura osobista promieniowały na najbliższe otoczenie. Księża, którzy prowadzą bogate życie kulturalne, którzy stosownie do możliwości otwierają się na sztukę i kulturę, i biorą udział w liczących się dyskusjach na te tematy, mogą przeżywać celibat także jako źródło szczególnej żywotności kulturalnej i duchowej. Celibat zatem z pewnością nie jest dla charakterów słabych i nijakich. Przede wszystkim jednak nie jest on dla narcyzów, którzy psychicznie krążą tylko wokół siebie i interesują się wyłącznie sobą. Najczęstszym problemem w dokonaniu wyboru i w przygotowaniu nowych księży nie są ewentualne odchylenia seksualne, ale narcyzm. "Zawód" księdza jest bowiem dla narcyza pokusą niemal nie do przezwyciężenia. Ubieranie się w szaty liturgiczne i wygłaszanie innym ludziom kazań, na które nikt nie może udzielić natychmiastowej riposty  to dla narcyza wręcz spełnienie wszystkich jego pragnień. Nie osiągnie on jednak autentycznego zadowolenia. Tak jest, zresztą, w przypadku każdego zachłannego pragnienia. Tymczasem ksiądz powinien posiadać całkiem odwrotną mentalność. Musi on interesować się przede wszystkim innymi osobami i ich potrzebami, a za błyskotliwością jego słów musi się roztaczać wspaniały blask Boga, nie zaś jego własna, blada połyskliwość.
Aby rozeznać takie cechy, lepsza od jakichkolwiek testów psychologicznych jest dokładna obserwacja w seminarium. Czy kandydat do kapłaństwa jest w stanie rozwinąć w sobie jakąś wrażliwość na inne osoby? Czy z odpowiednią serdecznością uczestniczy w życiu i cierpieniach innych? Czy też raczej nie robi nic innego poza kręceniem się wokół siebie i wykorzystywaniem innych, by nimi manipulować dla własnych korzyści? Czy też, kiedy spadają na niego krytyki, udaje przesadnie zranionego, może nawet wybuchając niepohamowaną "narcystyczną wściekłością"?

Na koniec chciałbym dołączyć jeszcze refleksję socjologiczną, z której wypływają istotne problemy natury psychologicznej. Pomysł wspólne­go życia "na próbę", wolnych związków jedynie na jakiś czas doprowadził w Europie do tego, że coraz więcej jest singli. Najwyższą "wartość rynkową" prezentuje osoba między 18. a 29. rokiem życia, potem stara się ona jeszcze wykazać jakąś udawaną młodością, aż wreszcie po licznych nieudanych związkach zostaje sama i rozczarowana wycofuje się z życia. W ten sposób nasze społeczeństwo dobrobytu na pewno nie daje żadnego szczęścia. Nie należy się jednak łudzić, że kiedyś wszystko to wyglądało zupełnie inaczej. Małżeństwo zaczęło przeżywać okres wysokiej koniunktury dopiero w ostatnich stu latach. 250 lat temu niecałe 30% ludności żyło w związkach małżeńskich, ponieważ można było wziąć ślub dopiero wówczas, gdy zostały spełnione odpowiednie przesłanki ekonomiczne. Nauczyciele czy nauczycielki często, a nawet w większości przypadków, nie żyli w małżeństwach, tak samo urzędnicy itp. W tamtym czasie celibat wcale nie był czymś dziwnym w społeczeństwie żyjącym na ogół w związkach małżeńskich. Dziś sytuacja znów zbliża się do dawnego stanu. Tylko że niegdyś single intensyw­niej uczestniczyli w życiu wspólnoty. Inaczej rzecz się ma dziś z singlami, którzy żyją sami w małych mieszkankach w mieście. Chodzi o pewną kulturę egzystencji w pojedynkę, która miałaby sens. Dlatego znów zwracają się oni chętnie do dobrych doświadczeń, jakie w ciągu wieków były udziałem celibatariuszy żyjących bezżennie z miłości do królestwa niebieskiego. Również Reguła św. Benedykta jest dla każdego duchowo przebudzonego psychoterapeuty - pewnym dziedzictwem, drogocenną szkatułką, pełną mądrych rad, jak samotne życie mnisze może istnieć w równowadze z życiem we wspólnocie. W ten sposób szacunek dla celibatu w społeczeństwie, które stało się pełne singli, jest wręcz znakiem świadczącym o poziomie humanizmu i wielkoduszności tego społeczeństwa. Mahatma Gandhi, który sam złożył coś w rodzaju "ślubu celibatu" i do końca żył bez małżeństwa, całkowicie oddany swojej misji, powiedział, że społeczeństwo bez celibatariuszy jest ubogie.
Dziś, tak jak w przeszłości, celibat stanowi dla ludzi psychicznie zdrowych szansę życia duchowo ożywionego, emocjonującego, dynamicznego, pełnego płodności duchowej. A dla Kościoła jest cennym darem Boga  o który to dar powinniśmy, oczywiście, wciąż na nowo się modlić.

z włoskiego tłumaczył
Krzysztof Stopa
Manfred Lütz (ur. 1954), psychiatra, psychoterapeuta, teolog; konsultor Kongregacji ds. Duchowieństwa. W Polsce opublikowano jego książki: Bóg. Mała historia Największego, Szaleństwo! Leczymy nie tych, których trzeba i Obezwładniony olbrzym. Psycho-analiza Kościoła katolickiego.


1 Konferencja Il celibato ecclesiastico: profili psico-spirituali, wygłoszona podczas międzynarodowego kongresu teologicznego zorganizowanego w dniach 11-12 marca 2010 w Papieskim Uniwersytecie Laterańskim nt. "Wierność Chrystusa, wierność kapłana", została zamieszczona ma stronie internetowej www.zenit.org 13 marca 2010. Tytuł artykułu i śródtytuły oraz skróty pochodzą od Redakcji.

Pastores poleca