rozmowę redakcyjną z udziałem STANISŁAWA TOKARSKIEGO MS, psychologa i kierownika duchowego, KAZIMIERZA PEKA MIC, teologa i zastępcy redaktora naczelnego "Pastores", KRZYSZTOFA KOSEŁY, socjologa z Uniwersytetu Warszawskiego, i PAWŁA KRZEMIŃSKIEGO, dziennikarza, prowadzi KS. MIROSŁAW CHOLEWA, redaktor naczelny "Pastores"


Przyjęliśmy potoczne rozumienie tematu naszej dyskusji. Mówi się bowiem, że księża "mają kryzys", że ktoś "z kryzysu wychodzi". Słowo to zadomowiło się na dobre w środowisku osób duchownych i w mediach.

kazimierz pek mic: Zaciekawiło mnie, kiedy to słowo pojawiło się w oficjalnym nauczaniu Kościoła. Nie badałem początku, ale za punkt odniesienia przyjąłem Sobór Watykański II. Z zaskoczeniem stwierdziłem, że pojęcie "kryzys Kościoła" czy "kryzys księdza" w dokumentach soborowych nie występuje. W jednym miejscu Konstytucji duszpasterskiej o Kościele, gdzie chciano określić wyzwania, przed jakimi stoi Kościół we współczesnym świecie, pojawia się w polskim tłumaczeniu słowo "kryzys", ale jego odpowiednika łacińskiego tam nie ma. Chodzi o to, że Kościół ma rozpoznawać znaki czasu i pomóc człowiekowi znaleźć właściwe słowa na określenie jego również społeczno-kulturowej kondycji. Termin "kryzys" wydaje się więc dość pojemny, wieloznaczny, niemało rzeczy sugeruje, ale właściwie żadnej poprawnej diagnozy nie stawia. To swego rodzaju "worek", hasło wywoławcze. Choć w kontekście dokumentu soborowego wskazuje na przemianę wzrostu, wywołaną nowymi warunkami społeczno-kulturowymi. Następnie zajrzałem do Katechizmu Kościoła Katolickiego, czyli powstałej z inicjatywy Jana Pawła II syntezy nauczania Kościoła. Pojęcia kryzysu tam nie ma. Podobnie w Kodeksie Prawa Kanonicznego. W końcu w papieskiej encyklice Ecclesia in Europa z 2003 roku w opisie rzeczywistości Kościoła spotkałem pojęcia: kryzys sumienia, kryzys wartości i kryzys powołań, mające pomóc w opisie sytuacji Kościoła na płaszczyźnie pewnych konkretnych przejawów. Ostatecznie dotarłem do podstawowego dla formacji księży dokumentu, jakim jest adhortacja Pastores dabo vobis z 1992 roku. Ponieważ w jednym z pierwszych miejsc, gdzie w polskim przekładzie występuje słowo "kryzys", w oficjalnym, łacińskim wydaniu go nie ma, nasuwa się myśl, iż jest to termin przez Kościół jedynie przejęty z potocznego słownictwa. Nie uprzywilejowuje się go, a raczej poszukuje adekwatnych odpowiedników tam, gdzie jest mowa o narastającym kryzysie (penuria) powołań kapłańskich, należałoby raczej powiedzieć o ich "niedostatku". W tym kontekście pojawia się apel Jana Pawła II o zawierzenie tej sytuacji Duchowi Świętemu, który nie zawodzi. Pojawia się w tej adhortacji wyrażenie "kryzys wiary" (crisi ipsius fidei). Niedostatek powołań byłby zatem wywołany kryzysem wiary, a odpowiedzią na ów stan rzeczy jest ewangelizacja, żeby wzbudzić wiarę, by człowiek ochrzczony przyjął i rozpoznał swoje powołanie. Pojęcie kryzysu odnosi do braku relacji z Bogiem, powodującego, iż ktoś powołany nie rozpoznaje powołania i go nie przyjmuje. Natomiast w punkcie 78 adhortacji mowa jest ogólnie o kryzysach, o tym, że ksiądz przeżywa to samo, co wierni świeccy, cierpi wraz z nimi, szukając tych samych odpowiedzi, co inni, i przeżywa rozdarcie, niepokoje, jakiś punkt zwrotny. W wersji włoskiej tłu­maczy się to jako kryzys, jednak łaciński termin discrimen discrimina wskazuje na pewne rozstrzygnięcie, rozdzielenie. W punkcie 11 dokumentu pojawia się ukonkretnienie tego terminu, czyli kryzys tożsamości ("crisi" identitatis), który odnosi się do tożsamości księdza, a także do jego funkcjonowania na trzech poziomach: posługiwania słowem, posługiwania sakramentem i posługiwania przez bycie pasterzem we wspólnocie.
Nasuwa się myśl, że w diagnozie tej dość złożonej rzeczywistości pomocne są różne narzędzia i że warto, wyraźnie wyróżniając płaszczyzny tego opisu, jednak ich ze sobą nie mieszać. Jako teolog dochodzę do wniosku, że "kryzys" to niezbyt szczęśliwy termin, który zakrywa dwie istotne dla duchowego życia księdza sprawy. Chodzi, po pierwsze, o nieumiejętność zachowania się człowieka, czyli odpowiedzi na sytuację, która go spotkała człowiek ów nie umiał opowiedzieć się za dobrem, nie miał rozeznania, źle wybrał. Teologia nazywa to grzechem. Mówienie, iż "jest to kryzys" w negatywnym rozumieniu tego terminu, powoduje, że nie nazywamy rzeczy po prostu ewangelicznie grzechem, tylko ją rozmiękcza­my. Śmiem twierdzić, że poszerzanie pól "kryzysu" grozi wyparciem "grzechu" i jest dla opisu duchowego stanu człowieka niezwykle niebezpieczne, bo go spłyca. Chodzi też, po drugie, o wypieranie w sytuacji pozytywnie rozumianego kryzysu pięknego i kluczowego dla życia duchowego terminu "pascha". Jeśli życie wiernego świeckiego, a tym bardziej prezbitera, biskupa, ma być podobne do życia Jezusa, to wpisane jest w życie paschalne. Zakłada się wówczas, że jest ucisk, jest umieranie i, co więcej, jest możliwość zmartwychwstania, doświadczenia wyzwolenia, uwolnienia. Termin "pascha", zapomniany czy niedoceniany nawet w niektórych obszarach teologii, nadaje się jak najbardziej do opisu życia chrześcijańskiego, jako odpowiedź na pytanie o tożsamość osoby, bo właśnie pascha w osobie Jezusa Chrystusa konkretnie się wypełniła. Zrozumiała jest więc pewna ostrożność w stosowaniu terminu "kryzys", który, mając dla nauczania Kościoła pewne znaczenie, nie powinien prowadzić do rezygnacji z posługiwania się pojęciami dobrze opisującymi i ukierunkowującymi życie człowieka.

Co socjologiczne spojrzenie na zagadnienie kryzysu może wnieść do opisu sytuacji życia księdza?

Pastores poleca