Wiadomo o nim bardzo wiele. Jego życie zostało prześwietlone dokładnie w toku toczącego się procesu beatyfikacyjnego. Żył zresztą niedawno - od jego śmierci minęły 23 lata, a zmarł stosunkowo wcześnie: w bieżącym roku skończyłby 89 lat.
Źródeł mówiących o jego życiu jest więc sporo - od osobistych zapisków, poprzez rozmaite dokumenty urzędowe i bardzo liczne wypowiedzi świadków aż po materiały służb komunistycznego państwa zachowane w archiwach IPN-u. Jednego jednak nie dało się ustalić: gdzie i kiedy przyjął sakrament bierzmowania.
Brak odpowiedniej adnotacji w księdze chrztu nie jest dziełem przypadku. Ks. Franciszek Blachnicki - bo o nim tutaj mowa - nie przyjął bierzmowania w normalnym trybie, w gimnazjum, razem ze swoją klasą (przypuszcza się, że sakrament ten otrzymał później na początku studiów w seminarium duchownym).
Nieprzyjęcie bierzmowania razem ze wszystkimi nie wynikało z zaniedbania czy niedopatrzenia. Był to świadomy wybór - Franciszek Blachnicki uważał się wówczas za niewierzącego.
Do wiary
Ks. Franciszek Blachnicki, założyciel ruchu oazowego, wielka postać polskiego Kościoła... Jego droga do wiary nie była bezproblemowa i pozbawiona zakrętów.
Wzrastał w normalnej, kochającej się i religijnej rodzinie. Przyjął chrzest, przystąpił do pierwszej Komunii świętej, był wprowadzany w świat wiary przez rodziców i starsze rodzeństwo. Jako dziecko głęboko wierzył w Boga. To wszystko jednak skończyło się w wieku młodzieńczym. Przeżył kryzys, który doprowadził go do utraty wiary. Nie stało się to pod jakimkolwiek zewnętrznym wpływem. Po prostu w pewnym momencie doszedł do wniosku, że nie wierzy. Co ciekawe, zachował szacunek dla chrześcijaństwa, odejście od wiary nie spowodowało też rozluźnienia wymagań moralnych, jakie sobie stawiał.
Co było przyczyną utraty wiary? Środowiska, w których dojrzewał młody Franciszek Blachnicki (w tym środowisko rodzinne), opierały się bardziej na tradycjach, zwyczajach i obrzędach niż na żywym doświadczeniu wiary. W gronie najbliższych nie znalazł wystarczającego świadectwa i oparcia, by mógł rozwiązać swoje problemy religijne.
Sytuacji niewiary nie zmienił wybuch wojny, okupacja, uwięzienie, obóz koncentracyjny, ani skazanie na śmierć i oczekiwanie na wykonanie wyroku. Przez dwa i pół miesiąca przebywał w celi śmierci i nadal pozostawał niewierzącym. Nie skorzystał z możliwości spowiedzi - uważał, że nie ma piekła i było mu obojętne, co stanie się z nim po śmierci.
Wszystko zmieniło się jednego dnia - 17 czerwca 1942 roku. W swoim testamencie ks. Blachnicki w ten sposób pisał o tym dniu: "Dar wiary, która jako nowa, nadprzyrodzona rzeczywistość została mi wlana w jednym momencie w owym pamiętnym dniu - jako zupełnie nowe, nie ludzką mocą zapalone światło, które świeci nawet wtedy, gdy nie pada jeszcze na żaden przedmiot, i trwa cicho, nieporuszenie jak gwiazda, świecąc w ciemnościach i sama będąc ciemnością".
Ten dzień ks. Blachnicki nazywał "największym dniem życia", "dniem narodzin". Pisał: "Ta rzeczywistość wiary - od tamtej chwili, bez przerwy (...) określa całą dynamikę mego życia i jest we mnie «źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu». Nigdy w tym okresie nie przeżywałem wątpliwości co do wiary i nigdy nie miałem innych celów i dążeń, zainteresowań, poza wynikającymi z wiary i skierowanymi ku Ojcu przez Syna w Duchu Świętym, w realizacji wielkiego planu zbawienia. Wszystkie decyzje były podejmowane z motywacji wiary". (...)
KRZYSZTOF JANKOWIAK