Moja droga wiary zaczęła się jeszcze przed narodzeniem. Jestem trzecim dzieckiem (po mnie jest jeszcze brat). Po dwóch córkach ojciec bardzo pragnął syna. Oczekiwał mnie 7 lat. Modlił się w tej intencji, pielgrzymował. Ogromnie się ucieszył z moich narodzin. Bez porozumienia z rodziną zapisał w Urzędzie Stanu Cywilnego moje imię Emanuel, po swoim ojcu. Mocno przeżyłem te znane mi z opowieści rodzinnych fakty podczas pierwszego tygodnia rekolekcji ignacjańskich w 10. roku kapłaństwa. Gdy rozważałem tekst o Abrahamie i Izaaku, nasunęła mi się myśl, że byłem dla mojego ojca jak Izaak dla Abrahama - dowodem, że Bóg jest i spełnia swoje obietnice. Ojciec zawsze marzył, bym został księdzem. Za jego życia nie wiedziałem o tym. Kiedy byłem na trzecim roku studiów seminaryjnych, ojciec zachorował na raka. Modliłem się tylko o to, by dożył moich święceń. Bóg mnie i jemu okazał miłosierdzie. Tata zmarł rok po moich święceniach. W czasie uroczystości prymicyjnych towarzyszyły nam obu łzy. Nie mogłem bez nich wypowiedzieć słów przeistoczenia. (...)