Na początku mojej kapłańskiej drogi, przed 17 laty, miałem, jak każdy neoprezbiter, dużo entuzjazmu i gorliwości. Później zacząłem doświadczać swoich ograniczeń, grzechów niewierności powołaniu, duchowego lenistwa... Po pewnym czasie mogłem o sobie powiedzieć, że jestem bardziej "przeszkodą" w ewangelizacji niż pomocą. Na zewnątrz pozostawałem stale aktywny, ale ta aktywność zagłuszała wewnętrzne pragnienie poszukiwania przyjaźni z Chrystusem. Dzięki słowu Bożemu odnalazłem dwie najważniejsze cechy dla mojego posługiwania: posłuszeństwo i ofiarę. Pomógł mi w tym Orygenes, którego odkryłem już na początku mojego powołania. Z kolei w Liście do Hebrajczyków znalazłem fragmenty, które mnie zdumiały: oto Chrystus, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek "nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał" (Hbr 5,8). (...)