Gdy prawie siedem lat temu zostawałem proboszczem, ksiądz dziekan (dziś już w niebie) powiedział, że proboszczem trzeba nauczyć się być. Jakoś tak mi te słowa zapadły w serce, że nijak nie mogę zapomnieć. Czy dziś umiem? Nie wiem. Wiedziałem od początku, już jako zwykły wikary, że powinienem uczyć się bycia ojcem, nie kolegą. Zawsze mi to w kapłaństwie towarzyszyło. Tym bardziej, gdy zostałem proboszczem. Droga Neokatechumenalna, z którą zetknąłem się przed laty, a która postawiła całe moje dotychczasowe życie na głowie, ma swój żargon. Jednym z jego elementów jest stwierdzenie, że proboszcz jest ojcem parafii (jak biskup ojcem diecezji). Właśnie życzenia przy jakichś okazjach składane przez ludzi świeckich z różnych wspólnot, nie tylko z Drogi, by być dobrym ojcem, najbardziej mnie uderzają i zostają w pamięci. A te dotyczące zdrówka i im podobne jakoś są wyblakłe, choć pewnie szczere. Ale jak tu być ojcem, a nie szefem? Trudne, zwłaszcza dla początkującego proboszcza. (...)