Zamiast o etapach, lepiej pisać o ludziach i miejscach. Bo ten mający przeszło 25 lat garnek lepiło w różnych miejscach wielu świętych. A że miałem szczęście i do ludzi, i do miejsc, to i garnek wytrzymał niejedno uderzenie i upadek. Ksiądz Stanisław. „Ta trzcina, kołysząca się na wietrze, ma być moim wikarym?” Nieźle. Powitanie na pierwszej parafii. Serdecznie i z humorem. Tak było przez cały, przerwany gwałtownie rok. Po skończonym dniu wspólnie przygotowywana kolacja, a potem długie rozmowy. On dostawał co tydzień „Tygodnik Powszechny”, ja – „W drodze”. Potem doszły książki ze Znaku. Wszystko bez eklezjalnego dystansu i nadęcia. Zdaje się, że miałem na niego zły wpływ, bo oprócz pochłanianych lektur zaczął przy mnie znów palić papierosy, choć to on mnie miał odzwyczaić. „Nie szarp się – mawiał często. – Masz Panu Bogu i Kościołowi służyć lata, nie rok”. Nie pomogło. Przyjechałem po kilku miesiącach, by zabrać meble i wrócić na rehabilitację. (...)