Thriller historyczny
Porażający. Tak jednym słowem można określić nowy film Ryszarda Bugajskiego "Generał Nil". Oto na naszych oczach zaistniał chyba pierwszy w historii polski thriller historyczny. Ten film naprawdę wciąga, choć przecież wiadomo, jaki będzie jego finał... Niczym u Alfreda Hitchcocka, od pierwszego do ostatniego kadru widz siedzi wbity w fotel, przytłoczony wizualną soczystością precyzyjnie skonstruowanych scen, które osaczają i wyostrzają zmysły. W ciągu ponad dwóch godzin projekcji zapomina się o Bożym świecie i całkowicie poddaje sile obrazów przesuwających się na ekranie.
Przyznam, że nie tego się spodziewałem, gdy szedłem kilka miesięcy po premierze na jedyny seans w jedynym kinie wyświetlającym "Generała Nila" w Warszawie. Myślałem, że obejrzę kolejną bezbarwną opowieść o bohaterze bez skazy, pozbawiony prawdziwych emocji panegiryk z drewnianymi dialogami, opartymi na protokołach przesłuchań.
Film Bugajskiego wpisuje się w serię kilku niedawnych dzieł wypełniających białe plamy historii, o których jeszcze niedawno nie można było głośno mówić nie tylko w kinie. Pierwsze z nich, "Katyń" (2007) Andrzeja Wajdy, wywołało skrajne emocje: jedni cieszyli się, że mistrz wrócił do formy z czasów swojej świetności, inni zaś narzekali, że nie potrafi już kręcić dobrych filmów.