Rozmowę panelową z udziałem KS. BP. JÓZEFA KUPNEGO, biskupa pomocniczego archidiecezji katowickiej, PIOTRA SEMKI, publicysty, KS. PIOTRA MAZURKIEWICZA, politologa z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i redaktora "Pastores", oraz KS. WOJCIECHA WĘCKOWSKIEGO, redaktora "Pastores", prowadzi PAWEŁ BIELIŃSKI, dziennikarz Katolickiej Agencji Informacyjnej

Dziennikarze to poszukiwacze newsów, czyli ciekawych informacji. W ostatnim czasie bardzo ich zajęła sprawa ujawnienia przez jednego z księży zakonnych podejrzeń o molestowanie nieletnich przez księdza diecezjalnego z archidiecezji szczecińskiej. Większość reakcji kościelnych, zwłaszcza ze strony hierarchii, ograniczała się do twierdzenia, że jest to atak na kapłanów i próba obniżenia autorytetu Kościoła. Czy można zgodzić się z taką opinią? Czy rzeczywiście był to atak na Kościół i na duchownych?
ks. bp Józef Kupny: Stanowisko hierarchii zostało tu już zasygnalizowane. Nie mam upoważnienia, by przemawiać w imieniu Episkopatu. Wyrażam jedynie moją opinię. Jeżeli chodzi o intencje, o motywy, daleki jestem od tego, żeby przypisywać komuś złe intencje, nieczyste motywy. Jednak sposób przedstawienia tej sprawy w prasie daje podstawy do twierdzenia, że chodzi tu o atak na kapłanów, o obniżanie autorytetu Kościoła. Rozumiem tych, którzy tak mówią. Gdyby przynajmniej ta informacja o sytuacji w Szczecinie znalazła się na przykład na drugiej stronie, gdyby wyraźnie napisano, że chodzi o podejrzenie. Ale jeżeli publikacja pojawia się na pierwszej stronie, ze zdjęciem hierarchów, jeśli trwa wokół tego medialna burza, to rozumiem tych wszystkich, którzy powiadają, że jest to atak na księży i próba umniejszenia autorytetu Kościoła. Sądzę, że nie można mieć pretensji do dziennikarzy, że ujawnili tę sprawę, to można zrozumieć, ale w żaden sposób nie da się usprawiedliwić sposobu, w jaki to zrobili.

Piotr Semka: Tak się złożyło, że jestem tu jedynym dziennikarzem mediów świeckich, co stawia mnie w nieco schizofrenicznej sytuacji. O wiele łatwiej dyskutuje się o pewnych sprawach wewnątrz swojego środowiska. Ludzie Kościoła, na przykład przełożeni zakonni, w swoich wewnętrznych dyskusjach mówią niekiedy bardzo ostro, a gdy występują na zewnątrz, to w jakimś stopniu odcinają się od tego, co uważają za złe w swoim środowisku, a jednocześnie w jakimś sensie też go bronią, bo są na zewnątrz. Dochodzi więc do swoistego rozdwojenia jaźni. W wielu dyskusjach wewnątrz świata dziennikarskiego zdarzało mi się być bardzo krytycznym wobec opisywania przez dziennikarzy spraw ludzi Kościoła w kategoriach sensacji lub z wyraźnie złą wolą. Kiedy jednak z zawodowego punktu widzenia patrzę na reakcje hierarchów czy księży, bardzo często czuję solidarność z tymi mediami, które decydują się podjąć temat zamiatany przez ludzi Kościoła pod dywan. (?)

Czy zdaniem Księży Redaktorów przypadki słabości czy wręcz grzechów kapłańskich powinny być przez media nagłaśniane czy raczej przemilczane? A jeśli nagłaśniane, to w jakiej formie, w jaki sposób?

ks. Piotr Mazurkiewicz: Zgadzam się w dużym stopniu z tym, co zostało powiedziane przed chwilą, ale wydaje mi się, że należy uwzględnić jeszcze przynajmniej dwa aspekty. Po pierwsze, w większych populacjach niewłaściwe zachowania czy przypadki na granicy przestępstwa zdarzają się ? można powiedzieć ? zgodnie z regułami statystyki. Możemy starać się ograniczać ich częstotliwość, ale nie jesteśmy w stanie ich wyelimino­wać całkowicie. Rodzi się więc pytanie, czy i ewentualnie w jaki sposób powinna być o nich informowana opinia publiczna. Na pytanie ?czy? odpowiedź wydaje się stosunkowo prosta: w dzisiejszym świecie takich ?skandalizujących? sytuacji na ogół nie udaje się zataić. Informacja o nich może zatem pochodzić ?z wnętrza? Kościoła albo docierać do ludzi z tak zwanych mediów świeckich. Skandalizujące wydarzenie może być prezen­towane jako zjawisko marginalne, co ? moim zdaniem ? odpowiada po prostu prawdzie o Kościele albo może zawierać sugestię, że jest to problem, który dotyczy niemal całego Kościoła lub niemal całej populacji księży. Wiąże się to z faktem, że w świecie, także w środowisku dzienni­karskim, obok ludzi, którzy pragną szerzyć Dobrą Nowinę, są także ludzie złej woli. Nie wydaje się bowiem przypadkiem, że od kilku lat każde Boże Narodzenie i Wielkanoc przeżywamy w atmosferze skandali za sprawą informacji, do których dziennikarze dotarli właśnie w połowie grudnia albo w Wielkim Tygodniu. Jednak media świeckie nie podlegają i nie będą podlegać kontroli władz kościelnych. Nie możemy zatem sobie po prostu zażyczyć, by redakcje ?Rzeczpospolitej?, ?Gazety Wyborczej? lub innej gazety czegoś nie publikowały. W zakresie naszych możliwości pozostaje z jednej strony troska o to, by, o ile się da, nie dostarczać prete­kstu, z drugiej zaś, by w lepszy sposób ? co nie znaczy tylko bardziej profesjonalnie, ale również z dojrzałością duchową ? reagować na kryty­cz­ne artykuły prasowe czy wywiady telewizyjne. Wydaje mi się, że w za­kresie ?niedostarczania pretekstu? cały czas brakuje w Kościele procedur, zgodnie z którymi powinno się rozwiązywać tego typu problemy. Trudno mi na podstawie doniesień prasowych czy radiowych wyrokować o winie lub niewinności danej osoby. Oczekiwałbym jednak, że po kilku lub kilkunastu latach od wydarzenia o charakterze publicznym biskup będzie już miał wyrobioną w tej sprawie opinię. Gdyby zatem władza kościelna nie zwlekała nadmiernie z rozpatrzeniem konkretnego przypadku, to materiały prasowe ukazywałyby się już po jej osądzeniu przez tę władzę, a nie uprzednio. Niekiedy sami duchowni stają wobec pokusy reformowania Kościoła od zewnątrz: kapłan zderza się z rzeczywistym problemem we wspólnocie Kościoła, próbuje go rozwiązać, używając dostępnych kościelnych kanałów, a kiedy one okazują się niedrożne, wówczas szuka pomocy u dziennikarzy. Takie działanie jest po ludzku zrozumiałe, gdyż na ogół wynika z poczucia bezradności. Patrząc na historię Kościoła, mam wrażenie, że gdy reformatorzy usiło­wa­li go zmieniać ?od zewnątrz?, kończyło się to na ogół negatywnymi konsekwencjami. Byli jednak również tacy, którzy próbowali to czynić ?od środka? i często trafiali na ołtarze. Wprawdzie nie od razu, ale po jakimś czasie, a ponadto niekiedy wspominani są w kolorze czerwonym. Mam tu na myśli św. Franciszka, który kontestował to, co działo się w ży­ciu kościelnym, czy św. Jana od Krzyża, który spędził trochę czasu w klasztornym więzieniu. A nie są to jeszcze te najcięższe, ?czerwone? przypadki.

Jaki w ogóle obraz kapłana wyłania się z mediów: pozytywny czy negatywny? Czy media skupiają się wyłącznie na grzechach księży, czy też pokazują ich pracę w sposób pozytywny?

ks. Wojciech Węckowski: Nie da się podciągnąć wszystkich pod jeden wspólny mianownik. Jest wiele różnych obrazów księdza. Statystycznie rzecz biorąc, w większości ujawnia się grzechy oraz księży, którzy przez media chcą wytłumaczyć swoją winę. Dla tych, którzy w moim odbiorze odeszli w sposób spektakularny z kapłaństwa, media są w tej chwili miejscem, gdzie mogą oni w jakiś sposób się usprawiedliwić, wytłumaczyć, choć nie do końca. Skierowałbym jednak pod adresem większości mediów świeckich jeden zarzut, iż nie dbają o proporcje w pokazywaniu dobrych spraw dziejących się w Kościele, dobrego obrazu księdza. Tego duszpasterze muszą być świadomi. Media są po to, żeby informowały nie tylko o sprawach złych, ale również o dobrych. Moim życzeniem jest pozytywny obraz księdza w mediach. Są wśród duchownych takie osoby, które potrafią zaskoczyć wszystkich, nawet niewierzących, ale jest też wielu dobrze pracujących, w spokoju, z dala od medialnego zgiełku. Sami chyba nie chcą się ujawniać, ale na pewno można do nich dotrzeć.
(...)

Pastores poleca