Urodziłem się w małym miasteczku, w bardzo urokliwym miejscu, które do dziś wspominam ze wzruszeniem. Tam spędziłem wraz z młodszym rodzeństwem swoje dzieciństwo. Mój tata pracował zawodowo, ale niestety do domu często wracał nietrzeźwy. Nie miałem z nim dobrej relacji. Nie pamiętam, by kiedykolwiek wziął mnie na ręce. Nie pamiętam też żadnych jego słów, które byłyby dla mnie ważne, z wyjątkiem dwóch sytuacji, kiedy dał mi do zrozumienia, że zależy mu na mnie. Kiedy to mówił, był jednak w stanie nietrzeźwym. Pamiętam za to doskonale surowość ojca w stosunku do mnie, jeśli coś przeskrobałem, jego krzyk, bicie, awantury w domu z mamą, która często z tego powodu płakała.
W takiej atmosferze wzrastałem i nie było mi łatwo, choć z drugiej strony nie wiedziałem, że można żyć inaczej. Dopiero po latach to zobaczyłem. Sytuacja w domu była pewnie powodem mojej nieśmiałości, strachu przed ludźmi, izolacji, zamknięcia się w swoim świecie. Ten stan pogłębiła nasza rodzinna przeprowadzka, nowa szkoła podstawowa, nowe środowisko, nowi koledzy. Ponieważ byłem nieśmiały, nie umiałem zdobyć przyjaciół. W szkole byłem zawsze jakby na uboczu. Nie potrafiłem się bronić, ani bić. Może w ten sposób jako grzeczny chłopiec chciałem zdobyć akceptację innych. Ojciec w nowym środowisku mniej pił, mniej się awanturował, ale relacje z nim nadal były nie za dobre. Nie miałem w nim oparcia, kogoś, komu mógłbym powierzyć swoje problemy, kto wprowadziłby mnie w świat dorosłych i nauczył być mężczyzną.