„Cristiada” to film, który wzbudził spore zainteresowanie publiczności, zarówno ze względu na oryginalny i rzadko poruszany temat – wojny religijnej w Meksyku w pierwszej połowie ubiegłego stulecia, jak i ze względu na fakt, że jego dystrybucja napotykała w wielu krajach pewne trudności i opory ze strony instytucji filmowych. Wiele z nich, bojąc się wyściubić nosa z kąta poprawności politycznej, nie chciało zająć się dystrybucją obrazu pokazującego krwawe prześladowanie chrześcijan przez zaprzysięgłych lewaków, ateistów, masonerię i

antyklerykałów. Trzeba uczciwie przyznać, że pierwsze fabularne dzieło Wrighta, specjalisty od efektów specjalnych, który zaangażował do filmu wielu światowej sławy aktorów i realizatorów, nie należy do arcydzieł sztuki reżyserskiej. Mimo to jego rozpowszechnianie warte było ryzyka, czy to z uwagi na stawiane tu kwestie, czy to ze względu na wartości, spychane w dzisiejszej kulturze na drugi plan, na które, jak się okazało, istnieje ciągle spore zapotrzebowanie. Film, kręcony w historycznych miejscach w Meksyku, opowiada historię pięciu bohaterów (większość z nich to postacie autentyczne), którzy stają w obronie swojej wiary oraz prawa do przekonań i wyznania religijnego. Ich zmagania obserwujemy w wirze wojny domowej prowadzonej w latach 1926-29 przez jawnie ateistyczny rząd Meksyku, który rozpętuje antykatolicką histerię, doprowadzając do prześladowań wyznawców Chrystusa w imię „zachowania nieśmiertelnych ideałów Rewolucji Meksykańskiej”. Katolicy kilku prowincji, zrzeszeni w różnych stowarzyszeniach i organizacjach, takich jak Narodowa Liga na rzecz Obrony Wolności Religijnej (Liga Nacional para la Defensa de la Libertad Religiosa), postanawiają nie poddawać się biernie krwawym i niesprawiedliwym prześladowaniom. Buntują się, chwytając za broń pod wodzą gen. Enrique Gorostieta Velarde, który przyłącza się do obrońców wiary, chociaż sam nie jest człowiekiem wierzącym. Widzimy jego głębszą przemianę pod wpływem męstwa, przekonań i poświęcenia chrześcijan: „był on ostatnim, który wierzył w sens ich walki. Ale stał się pierwszym, gotowym oddać za nią życie”. Ze względu na świadectwo wiary zaczęto nazywać bohaterskich katolików Cristeros (Chrystusowcy) – od pozdrowienia zagrzewającego do oporu w imię Zbawiciela: Viva Cristo Rey („Niech żyje Chrystus Król!”). Świadectwo to okazało się być bohaterstwem najwyższej próby, gdyż zostało okupione krwią podczas prawie trzyletniej partyzanckiej wojny podjazdowej z wojskami federalnymi, którym patronował wszechwładny i bezwzględny prezydent Plutarco Elías Calles. Film Wrighta jest dość realistyczną i szanującą prawdę historyczną opowieścią – bez zbytnich eufemizmów i

koloryzowania. Twarze atakujących mówią same za siebie. Ich wyraz, często brutalny i bezwzględny, ukazuje nienawiść lub złość, która jest motorem napędowym porywczych decyzji i rozkazów, wrogich gestów i czynów pełnych zemsty, niosących grozę i śmierć. Kiedy filmowy prezydent wzywa, by rozprawić się z katolikami „natychmiast, z pełną siłą, bez zwłoki”, widz ogląda na ekranie wykonywanie rozkazów dokładnie i z sadystyczną brutalnością, zadawanie tortur, także dorastającym dzieciom. Jednak przemoc jako bezwzględna siła niszcząca ukazana jest w filmie po obu stronach konfliktu. Wbrew poleceniom Piusa XI, który nakazał katolikom podporządkować się niesprawiedliwym prawom prezydenta Callesa, jakie Papież jednocześnie potępił w swoim liście, chrześcijańscy rebelianci postanawiają nie siedzieć z założonymi rękami: nie pozostają dłużni napastnikom, a niektórzy z nich – w odwecie – zabijają i wieszają zbrodniarzy obok ich ofiar. Oczywiście, film wskazuje wyraźnie, kto jest agresorem, a kto ofiarą, kto napędza bratobójczą wojnę, a kto się broni przed przemocą, jednak realistycznie ukazana krwawa batalia prowadzona przez chrześcijan stawia wyraźnie pytanie o etyczne granice obrony własnej, o prawo moralne do zabijania drugiego człowieka, który według nauczania Chrystusa jest dla chrześcijanina bratem. Dla przykładu, film ukazuje księdza, który stał się jednym z generałów armii złożonej z katolików, z którego rozkazu, choć w sposób przez niego niezawiniony, giną cywile –kobiety i dzieci. Wobec tego faktu duchowny sam wadzi się ze sobą i mierzy się z bardzo poważnym dylematem, czy warto było podejmować walkę, która niesie śmierć niewinnych. Inną kwestię stawia doświadczony w bataliach żołnierz i strateg, gen. Gorostieta, który objąwszy dowództwo nad wojskami sformowanymi z prześladowanych katolików, stwierdza, że nie wolno walczyć dla zemsty. Wtedy bowiem zmaganie kończy się przegraną, gdyż traci się własną godność. Wolno walczyć tylko o wartości największe i pozytywne, tak wielkie, jak wolność czy życie innych ludzi. W przeciwnym razie walka jest niemoralna. Widać, że właśnie z tego powodu sławny bojownik przyłączył się do batalii o słuszną sprawę, prowadzonej przez chrześcijan. To właśnie walka na śmierć i życie, która mogła być przyczyną duchowego pogrążenia się w złu i śmierci, stała się dla niego, paradoksalnie, drogą do poznania Boga, doprowadziła go do pojednania z Chrystusem. Dodatkowo, dokonało się to w sakramencie spowiedzi, udzielonym mu przez księdza, któremu wcześniej generał wypomniał chęć odwetu i zemsty. Film nie daje jasnej odpowiedzi na pytanie o granice obrony własnej i życia innych – nie to jest zamiarem reżysera. Stawia natomiast rzadko podejmowany dzisiaj problem prowadzenia takiej walki. Potwierdza prawdę, że każdy człowiek ma prawo do proporcjonalnej obrony życia ludzkiego, wiary, wolności i innych najważniejszych wartości, gdy są one brutalnie atakowane. Wojna ma swoje prawa i swoje ofiary, zawsze jednak jest niebezpieczna i pozostaje wielkim dylematem, tajemniczą i najbardziej newralgiczną rzeczywistością, która obnaża najgłębsze motywy ludzkich działań i decyzji, weryfikuje wartości, dla których żyjemy. Reżyser wskazuje, że walka sprawdza człowieka, objawia mu jego własne wnętrze i ukazuje innym prawdę o nim. Może być intensywnym okresem dojrzewania ludzkiego i chrześcijańskiego lub czasem moralnej klęski i osobowej zapaści. Rzeczywistość walki/wojny nie jest wolna od oceny moralnej, co zmusza każdego do szczególnego wyczulenia, do namysłu i pogłębiania własnej świadomości. Zwłaszcza do panowania nad emocjami, często wystawianymi na niezwykle trudną próbę. Wojna, napędzana odwetem i ślepą zemstą, z łatwością zaraża nienawiścią i przekształca obrońcę wartości w ich wroga, ofiarę w napastnika, hańbi i pozbawia godności. Gdy prowadzona jest w obronie najgłębszych wartości, z chrześcijańską miłością, która nie jest pobożnym sentymentem, lecz podejmuje trud walki ze ślepą nienawiścią, rychło rodzącą się we własnym sercu, może okazać się słuszna. Gdy chrześcijańska miłość nieustannie sprawdza, czy w walce, którą zmuszeni jesteśmy prowadzić, nie stajemy się przypadkiem wrogiem Boga miłującego każdego człowieka, może się nawet okazać, iż owa walka jest tajemniczą drogą do Boga, drogą męczeństwa, tak jak stało się to w przypadku małego José Sáncheza del Río, który biorąc udział we wspomnianej wojnie, nie poddał się nienawiści, lecz oddał życie za wiarę z okrzykiem: Viva Cristo Rey! Właśnie dlatego Benedykt XVI w 2005 roku beatyfikował go wraz z grupą 13 męczenników meksykańskich, a papież Franciszek kanonizował 16 października 2016 roku.


Marek Kotyński CSsR


„Cristiada”, reż. Dean Wright, scen. Michael Love, zdj. Eduardo Martinez Solares, muz. James Horner; w rolach głównych: Andy Garcia, Eva Longoria, Peter O’Toole, Oscar Isaac, Mauricio Kuri, Santiago Cabrera. Meksyk, 2012.

Pastores poleca