Właściwa, zgodna z wolą Boga, relacja kapłana i kobiety zależy przede wszystkim od osobistej formacji i otwarcia się na łaskę Boga.
Kard. Stefan Wyszyński wykluczał ascezę zamknięcia i ucieczki. Uczył szacunku dla każdej kobiety. W notatkach więziennych napisał: „Z woli Bożej jestem znowu wśród gromady kobiet. Zapamiętam sobie: ilekroć wchodzi do twego pokoju kobieta, zawsze wstań, chociaż byłbyś najbardziej zajęty. Wstań, bez względu na to, czy weszła matka przełożona, czy siostra Kleofasa, która pali w piecu. Pamiętaj, że przypomina ci ona zawsze Służebnicę Pańską, na imię której Kościół wstaje. Pamiętaj, że w ten sposób płacisz dług czci twojej Niepokalanej Matce, z którą ściślej jest związana ta niewiasta niż ty. W ten sposób płacisz dług wobec twej rodzonej Matki, która ci usłużyła własną krwią i ciałem... Wstań i nie ociągaj się, pokonaj twą męską wyniosłość i władztwo... Wstań nawet wtedy, gdyby weszła najbiedniejsza z Magdalen... Dopiero wtedy będziesz naśladować Twego Mistrza, który wstał z Tronu po prawicy Ojca, aby zstąpić do Służebnicy Pańskiej... Wtedy dopiero będziesz naśladować Ojca Stworzyciela, który Ewie na pomoc przysłał Maryję... Wstań, bez zwłoki, dobrze ci to zrobi”.
W ciągu kilkunastu lat pracy w Sekretariacie Prymasa Polski w Warszawie (1969-1981) miałam możliwość doświadczyć, że to postanowienie było trwałe. Zawsze, kiedy wchodziłam do gabinetu pracy Księdza Prymasa, wstawał. Nie był to wyraz wyuczonej towarzyskiej ogłady, ale znak szacunku, z jakim odnosił się do każdej kobiety.
Podczas II wojny światowej, gdy ukrywał się w Laskach pod Warszawą, nie ograniczał się do posługi w ośrodku dla dzieci niewidomych Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. Był kapelanem szpitala wojennego jako żołnierz AK „Radwan III”. Chodził po okolicznych lasach, w okopach spowiadał żołnierzy, opatrywał rannych. Pewnego dnia znalazł w lesie dziewczynę ranną w nogę. Rana była tak głęboka, że nie doniósłby dziewczyny do szpitala – umarłaby z wykrwawienia. Nie miał z czego zrobić opaski uciskowej. Wtedy zdjął stułę, przewiązał nogę powyżej rany, wziął dziewczynę na plecy i zaniósł do szpitala w Laskach. Po latach przyszła do domu Prymasa w Warszawie elegancka pani, matka pięciorga dzieci, aby podziękować za ocalenie życia.
Źródłem takiej prostej, odważnej postawy była czysta, bezinteresowna miłość do człowieka. Misję księdza kard. Wyszyński rozumiał jako najgłębszą, wewnętrzną jedność z Bogiem i przekazywanie Jego miłości ludziom. „Bo kapłan – napisał w Liście do moich kapłanów – z woli Kościoła Chrystusowego, ustanowiony jest pośrodku między Bogiem a Ludem Bożym. Jest on i dla Boga, i dla Ludu zarazem. Nie może tak skierować się ku Bogu, by zapomniał całkowicie o otaczającym go Ludzie. I nie może tak oddać się posłudze apostolskiej Ludowi, by zapomniał o swoim Bogu. (...) przy tym ma pamiętać, by sam był Boży, a zarazem ludzki”. […]
ANNA RASTAWICKA
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze kwartalnika PASTORES 86 (1) 2020.