„Czyż nie sprawujemy czasem Mszy Świętej, jak gdybyśmy składali ofiarę za grzech, z którą nie mamy nic wspólnego, niczym kozła ofiarnego lub ptaka? Czyż nie przystępujemy czasem do ołtarza jako kapłani, ale nie jako żertwy? Czyż nie ofiarujemy Ojcu Chrystusa – Zbawiciela, jak gdybyśmy nie umierali z Nim?” To jeden z bardzo wielu fragmentów książki, które mogą nami wręcz wstrząsnąć.
Rzeczywiście, myśl o żertwie jako fundamencie budowania kapłaństwa wymaga przypominania w czasach, w których jakby większy akcent pada na ucztę, a dużo mniejszy na ofiarę, czyli na to, ile Jezusa nasze zbawienie kosztowało; wymaga przypominania i to, że w kapłańskim byciu alter Christus właśnie bycie żertwą jest, w najgłębszym sensie, życiodajne. Autor książki to wzięty amerykański kaznodzieja (zm. 1979), ceniony apologeta, obecnie Czcigodny Sługa Boży, którego publikacje, jedna po drugiej, pojawiają się na polskim rynku. Styl prezentowanej pozycji wydaje się w niektórych partiach nieco archaiczny. Jednak treści są zdumiewająco ponadczasowe i trafne – co podkreśla abp Stanisław Gądecki, autor Przedmowy, polecając tę publikację zwłaszcza księżom, seminarzystom i myślącym o drodze życia w kapłaństwie, ale także rodzicom duchownych. Sheen wprowadza nas w mocno zakorzenione w Biblii rozważania o tożsamości kapłana, jego powołaniu, płodności i świętości. W paru kolejnych rozdziałach wskazuje na Osobę Ducha Świętego, Jego rolę w modlitwie duchownego, w jego osobistym nawracaniu się, ubóstwie, misji w Kościele i świecie, głoszeniu słowa Bożego, a także sprawowaniu kierownictwa duchowego. Z kolei 15 rozbudowanych argumentów za codziennym rozmyślaniem (Godziną Świętą) to klasyka gatunku literatury ascetycznej – warto się w nie wczytać, przyjąć i... podjąć próbę wiernego praktykowania. Wreszcie na dłużej autor zatrzymuje się przy Szymonie-Piotrze, jak również przy kapłaństwie Judasza (dość obszerna lekcja), i te stronice mocno poruszają: wydobywają nowe tony, zachwycają, bolą, konfrontują. Jak czytać tę książkę? Niekoniecznie od deski do deski, niekoniecznie kolejne rozdziały w ciągu. Na pewno jednak w skupieniu, w gotowości do osobistej refleksji i modlitwy, a przede wszystkim z odwagą. To idealna pomoc na kapłański dzień pustyni. Od stricte biblijnych rozważań można przejść do rozmyślania czy adoracji, ale i od fraz autora, niczym od darowanych złotych myśli, można odbić w kierunku głębszego rachunku sumienia. Sheen pisze wyraźnie, kiedy ksiądz hamuje rozwój Kościoła, a kiedy go wspiera, jak jego zaangażowanie czy ociężałość przekłada się na kondycję owiec: „Gdy pasterz jest leniwy, owce są głodne; gdy śpi – gubią się; gdy jest zdeprawowany – chorują; gdy jest niewierny – tracą swój osąd”. Z każdym członkiem Kościoła jest tak, że jego osobiste grzechy, nawet najbardziej skrywane, nie pozostają bez konsekwencji dla życia wspólnoty, gdyż „fala wywołana przez kamień wrzucony do stawu rozchodzi się do wszystkich punktów brzegu”. Autor zadaje wiele niewygodnych pytań, jak np. „Dlaczego niektórzy kapłani czują się niekomfortowo w obecności Boga?”, „Dlaczego tak jest, że im gorzej przygotowany kaznodzieja, tym bardziej skłonny jest doszukiwać się wad w swoich parafianach?”. Może nadmierne umiłowanie wygód, może zajmowana pozycja, może wymachiwanie szabelką nie są tu bez winy; może tłumaczenie, że jest się „zbyt zajętym, by upaść na kolana”... A przecież bez karmienia się Bożą obecnością nie sposób przekonać ludzi, że kocha się to, w co się wierzy i o czym się ich poucza. Wychodzi się wtedy „na skróty” do kapłańskich obowiązków. Godzina Święta ustawia perspektywę zupełnie inaczej: to m.in. czas prawdy, kiedy nasze grzechy są nam ukazywane „nie jako ludzka słabość, lecz jako ponowne ukrzyżowanie Chrystusa”; to także czas, kiedy „pewność siebie ustępuje pewności Chrystusa”, kiedy możemy być „na nowo scementowani przez miłość”. A ta miłość – takie jest wyraźne przesłanie całej książki – jest w życiu duchownego kluczowa, bo jest on – zdaniem Sheena – nie „na służbie”, ale „na miłości”. Kiedy jednak z serca księdza „uchodzi miłość”, zaczyna on skrywać „głębokie uczucia pod metaliczną obręczą formalizmu”, jego kazania stają się połajankami, narzekaniem albo tchną koniunkturalizmem, a osobista modlitwa nie może się wznieść „ponad poziom petycji”. Księdzu – jak twierdzi Sheen – potrzebny jest „rodzaj drugich święceń”: przełomowy czas, kiedy staje się on posłuszny wobec Ducha.
af