Pisarstwo Gilberta Keitha Chestertona (1874-1936) jest tak różnorodne i rozległe jak samo życie, a on sam postacią tak wielowymiarową i nietuzinkową jak jego ulubiony bohater – zwykły żyjący człowiek.
Żeby napisać coś sensownie i krótko o Chestertonie, trzeba by mieć jego dar syntetycznego wyrażania myśli, tworzenia zaskakujących uogólnień i docierania jednym celnym słowem do sedna skomplikowanych problemów. Chestertona nie sposób „przejrzeć na wylot”, „usystematyzować” czy „streścić”. Wymyka się on wszelkim klasyfikacjom i etykietom. Może jedynym właściwym sposobem opisania jego twórczości byłoby stwierdzenie, że jest ona katolicka – czyli powszechna, obejmująca wszystko: jak wiara, której najpierw przez pół życia szukał, a potem przez drugie pół bronił. Może zatem, zamiast porywać się na zwięzłe podsumowanie czegoś, czego podsumować nie sposób, spróbuję pójść śladem autora Ortodoksji i przedstawić „raczej za pomocą obrazów niż logicznego ciągu rozumowania” (O, s. 9-10)1 to, co sama zyskałam dzięki lekturze Chestertona. […]
MAGDA SOBOLEWSKA
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze kwartalnika PASTORES 85 (4) 2019.