Ilekroć spotykam się z księżmi na spotkaniach formacyjnych dotyczących liturgii i sztuki celebracji (ars celebrandi), staję przed nie lada problemem. Z jednej strony istnieje popularne przekonanie, że liturgiści są gorsi niż terroryści, bo interesują ich tylko przepisy i nawet nie można z nimi ich negocjować.
Z drugiej jednak strony, kiedy mówi się o duchowej wartości celebracji, o historii i symbolice obrzędów, teologii sakramentów, zawsze pada niecierpliwie stwierdzenie któregoś księdza: „To wszystko piękne, ale proszę nam powiedzieć, tak konkretnie, jak to mamy robić”. Przed podobnym dylematem stoję w tej chwili, zastanawiając się, jak opowiedzieć o pewnych błędach, o „radosnej twórczości” celebransa czy pewnych negatywnych obserwowalnych zjawiskach w naszych celebracjach, żeby nie sprowadzić tego tylko do rubrycyzmu, a równocześnie, żeby nie utonąć w teorii, dalekiej od konkretnych pytań. […]