O tej książce napisano już i powiedziano bardzo dużo, zarówno w tonie entuzjastycznych zachwytów, jak i miażdżącej krytyki. I samo to dowodzi, że warto ją przeczytać. Choć czasem polskiemu czytelnikowi lektura może sprawiać nieco trudności – bardzo amerykańska w tonie i konstrukcji opowieści, drażni czasem familiarno-protekcjonalnym stylem wypowiedzi, czasem zbytnim entuzjazmem i naiwnością.

Jednego natomiast nie sposób jej odmówić – autentycznego zaangażowania w projekt, który w wielkim skrócie można by nazwać „ratowaniem chrześcijaństwa”. Autor, bardzo wnikliwie i trafnie oceniający współczesność, porównuje dzisiejsze czasy do „ciemnych wieków”, gdy w zalewie barbarzyństwa światło wiary przetrwało w klasztorach benedyktynów. Wizję tę przejął od Alisdaira MacIntyre’a, który pisał już w latach osiemdziesiątych, że barbarzyńcy „nie gromadzą się u naszych granic; oni od pewnego już czasu sprawują nad nami władzę”. To on stworzył pojęcie „opcji Benedykta”, do której nawołuje Dreher. Oznacza ona tworzenie enklaw nie tylko modlitwy, ale także – a może przede wszystkim – kultury, pozwalających przechować to, co najcenniejsze, i przekazać ów skarb przyszłym pokoleniom. Autor publikacji przemawia z pasją i poczuciem misji, z gorliwością godną proroka. Jego głos jest jak dźwięk pobudki, bojowy okrzyk, hasło zagrzewające do walki. Co, oczywiście, rodzi niebezpieczeństwo aktywizmu, działania dla samego działania albo działania z przekonaniem, że od naszych czynów zależy ocalenie świata. Dobrze, że Dreher stara się uniknąć tego niebezpieczeństwa (chociaż sam przyznaje, że z aktywizmu musiał się „leczyć” modlitwą Jezusową) i wielokrotnie wzywa do tego, by patrzeć przede wszystkim na Boga, dbać o relację z Nim, o wierność tradycji. O Kościele pisze dużo, ale w nieco ogólny sposób, bo – jak to się często zdarza w Ameryce – sam dwukrotnie zmieniał wyznanie, najpierw z metodyzmu na katolicyzm, a potem (po wybuchu skandali pedofilskich w Kościele w USA) na prawosławie. Dlatego odwołuje się do – jak sam to określa – „ortodoksyjnych chrześcijan” różnych wyznań, przez co jego książka ma o wiele szerszy zasięg oddziaływania, choć katolików może pozostawiać z pewnym niedosytem. Na pewno natomiast zmusza do myślenia, do rachunku sumienia i do uważniejszego przyjrzenia się swojej wierze. Rod Dreher, w swojej apokaliptycznej wizji współczesności, na nowo i z mocą wypowiada słowa wybrzmiewające w Kościele od dwóch tysięcy lat: „Obyś był zimny albo gorący!” (Ap 3,15). Nie sposób pozostać letnim po przeczytaniu tej książki.

 

ms

Pastores poleca