(…) Bardzo nie lubię, kiedy dokonuje się sztucznego rozdzielania na tak zwaną tożsamość kapłańską (to, kim jesteśmy) i na funkcje, które pełnimy (to, co czynimy). Mówi się nam wtedy o niezwykłej godności bycia kapłanem, o zmianie ontologicznej, której dokonały w nas święcenia, o tym, że jesteśmy kapłanami Chrystusa na wieki.
I to wszystko jest świętą prawdą. Ale równocześnie gdzieś obok tego – jakby to było coś wtórnego dla kapłaństwa – mówi się o naszej posłudze, którą jest sprawowanie sakramentów, głoszenie słowa Bożego, katechizacja, odpowiedzialność za formację wiernych świeckich. Owszem, to prawda, że pierwsza jest tożsamość, drugie działanie – jestem kapłanem nawet wtedy, kiedy nie mam możliwości posługiwać (np. w wypadku choroby), ale jednocześnie moja duchowość kapłańska rodzi się, karmi i wzrasta z tego, co czynię: szczególnie ze sprawowanej Eucharystii i z głoszonego słowa. I nie ma innej duchowości. (…)