(…)„Czasem ksiądz wyznaczony do nauki religii w szkole po prostu się do tego nie nadaje. Musi się do tego przyznać przed swoim zwierzchnikiem” – mówi inny z księży diecezji opolskiej, który jest katechetą/nauczycielem religii w szkole. Najpierw jednak ksiądz musi umieć przyznać się do tego przed sobą. To wcale nie jest łatwe. Może nawet trudniejsze niż pojechać do kurii, usiąść w pokoju z biskupem i powiedzieć: ja się do szkoły nie nadaję, proszę o inne zadanie. O wewnętrzne dramaty księży, którzy mieli poważne problemy z prowadzeniem lekcji religii w szkołach, nigdy ich nie pytałem. Nie miałem śmiałości czy może dziennikarskiej bezceremonialności. Wiedza o tych problemach w środowiskach parafialnych jest jednak niemal powszechna, a naoczna zwłaszcza wśród kolegów i koleżanek nauczycieli, o uczniach nie wspominając. Uczniowie są przecież pierwszymi obserwatorami kryzysu katechety, który rodzi się właśnie na styku nauczyciel-uczeń. Czy źródłem jest młodzież: dokuczająca, bezlitosna, pełna uproszczonych i niesprawiedliwych – kształtowanych przez jakże nieraz powierzchowne media – sądów na temat Kościoła i wiary? Czy też problem leży w zbyt wrażliwej osobowości katechety? Raczej nie ma tu jednej odpowiedzi. (…)