Sprawa tego, czy w Polsce aktualnie obowiązujące prawo chroni życie na jego najwcześniejszym etapie, jest mocno dyskusyjna. Pojawiają się konkretne inicjatywy zmierzające do pełniejszej ochrony życia nienarodzonych.

Wciąż w rozmaitych kontekstach, debatach i w przestrzeni medialnej powraca sprawa ochrony życia poczętego. A jeśli mówi się o ochronie życia od poczęcia, to powraca kwestia aborcji, jej dostępności i dopuszczalności przez prawo, a także procedury in vitro, będącej de facto aborcją selektywną. I chociaż do znudzenia przytaczane są argumenty za życiem: zdroworozsądkowe, czysto ludzkie, biologiczne, medyczne i prawne, także biblijne i teologiczne, to wciąż, jak się wydaje, mały człowiek nie może liczyć ze strony większych, dorosłych na taką pomoc, ochronę i obronę, na jaką zasługuje. Na brak dostępu do wiedzy dotyczącej ochrony życia nie sposób narzekać. Jest jednak cały szereg spraw, o których wiadomo niewiele. Roztrząsa się je w gronie specjalistów, między innymi genetyków oraz prawników; przeprowadzane są przedziwne eksperymenty, o których donoszą niekiedy media. Pojawia się cały szereg nowych wyzwań teologicznomoralnych, bioetycznych, które coraz bardziej stają się wyzwaniem czy dylematem poszczególnych osób i rodzin. Do spraw mało znanych należą problemy wiążące się choćby z diagnostyką prenatalną czy diagnostyką przedimplantacyjną. Są one o tyle ważne, że dotykają pierwszych etapów życia człowieka, poczętego naturalnie, a także „w szkle” (w ramach sztucznego rozrodu). Służą zatem życiu czy je niszczą?

Diagnostyka prenatalna – przepustka do terapii czy do aborcji?

Badania przedurodzeniowe, określane mianem diagnostyki prenatalnej, czyli ultrasonograficzne czy echograficzne, jak również chromosomalne, dostarczają szerokiej wiedzy na temat stanu dziecka, budowy jego narządów a także wad genetycznych. Z jednej strony mamy wiedzę, diagnostykę, z drugiej problem, jak rezultaty tych badań wykorzystywać. Tam, gdzie diagnostyka ta jest bardzo zaawansowana, wdraża się cały szereg działań terapeutycznych, w tym chirurgicznych. Coraz częściej w Polsce, ale zwłaszcza w USA, gdzie postęp naukowy jest ogromny, operuje się rozszczepienie kręgosłupa, a także inne schorzenia, prowadzi się też terapię immunologiczną. Podejmuje się również terapię genową, mającą na celu wyeliminowanie lub ograniczenie wad genetycznych występujących w komórkach somatycznych dziecka. Istnieją zatem metody, które dają szansę terapeutyczną, ale są one wciąż jeszcze ograniczone. Ponadto warunkiem podjęcia terapii jest możliwość rzeczywiście skutecznego leczenia, a przez to unikanie nadmiernego ryzyka. A w tych przypadkach mamy do czynienia ze szczególnym ryzykiem, bo człowiek wchodzi w świat dla niego ciągle jeszcze mało znany, nad którym nie panuje.

Zarówno diagnostyka oglądowa samego embrionu, jak i diagnostyka genetyczna, polegająca na analizie struktury chromosomalnej, rodzi szereg pytań. Te najważniejsze dotyczą celu, dla których te badania są podejmowane. Czy chodzi o realizację terapii, możliwej jeszcze przed narodzinami dziecka? Czy na przykład o przygotowanie danej placówki medycznej do podjęcia niezbędnej operacji (serca czy innych organów), tuż po urodzeniu się chorego dziecka?

Najczęstszym, niestety, efektem diagnostyki prenatalnej – tak jak słyszę od lekarzy i co potwierdza też literatura przedmiotu – jest doprowadzenie do aborcji zwanej „terapeutyczną” (terminacja ciąży), choć nie mamy tu przecież do czynienia z jakimkolwiek wyleczeniem. Chodzi raczej o ucieczkę przed niepożądaną ciążą, także o „ratunek” przed cierpieniem człowieka, który może się urodzić z jakąś poważną wadą genetyczną itd.

W gruncie rzeczy ogólna zasada bioetyczna jest taka, że w każdym przypadku diagnostyki prenatalnej należy mieć i realizować cel terapeutyczny. Dla realizacji tych celów powinno się stosować ogólne zasady praktyki lekarskiej, a mianowicie, że dziecko jest pacjentem i należy je traktować jako pacjenta, a więc czynić wszystko i tylko to, co służy jego zdrowiu, poprawie jego kondycji fizycznej. Jeśli nie jesteśmy w stanie tego uczynić, jesteśmy bezradni, to terapia – jak w każdym innym przypadku – nie powinna być podejmowana ze względu na to, że niesie zbyt duże ryzyko dla pacjenta. Są to wskazania bioetyczne, które powinny być przestrzegane przez lekarzy zgodnie z kodeksem etyki lekarskiej. W medycynie przede wszystkim nigdy nie wolno nakładać na pacjenta nadmiernego ryzyka. Ryzyko musi być zawsze należycie ocenione, powinno być w zasadzie zawsze mniejsze niż szansa wyleczenia, ale jeśli stajemy w obliczu sytuacji, kiedy nie ma szans na uratowanie życia, a jedynie znikomy procent, to nakładamy bardzo duże ryzyko na pacjenta, z możliwą konsekwencją także jego zgonu. Tak więc wchodzi tu w grę wyważenie proporcji między korzyściami a ryzykiem, aby nie podejmować działań nieproporcjonalnych w stosunku do zagrożenia związanego z patologią, którą pragnie się wyeliminować. Zasada musi być bardzo rygorystycznie stosowana w przypadku także embrionu ludzkiego, który od samego początku powinien być traktowany jak człowiek, czyli powinno się szanować jego życie i integralność.

Diagnostyka prenatalna – jak sama nazwa wskazuje – dotyczy dziecka przed urodzeniem, czyli embrionu, już po zagnieżdżeniu, dokonanym, oczywiście, w sposób naturalny. Cele – terapeutyczne – są słuszne. Kontekst, metody, praktyka – nie zawsze. Ale pewnie trzeba dążyć do podnoszenia poziomu medycyny i nawet metodą prób i błędów, którymi obarczone są wszelkie procedury eksperymentalne, dążyć do optymalizacji świadczonej pomocy. Zawsze jednak trzeba pytać, czy dany eksperyment będzie służył pacjentowi, czy też będzie przeprowadzany w oderwaniu od „interesu” terapeutycznego. Cel ma być bezpośrednio podporządkowany dobru pacjenta. Zawsze też, w każdym przypadku interwencji w ludzki zarodek, wymagana jest dobrowolna zgoda rodziców.

W odniesieniu do diagnostyki prenatalnej warto mieć na względzie stanowisko Kościoła, czyli nie stosować jej bez racjonalnego uzasadnienia, a jedynie wtedy, gdy zachodzi poważne podejrzenie malformacji embrionu i diagnostyka ta prowadzi do wczesnego leczenia albo pozwala rodzicom przygotować się na przyjęcie dziecka z upośledzeniem.

Diagnostyka przedimplantacyjna – wykluczenie aberracji?

Kiedy dziecko poczęte znajduje się nie w łonie matki, ale w innym środowisku (w przysłowiowej probówce), wtedy mówi się o diagnostyce preimplantacyjnej albo przedimplatacyjnej, czyli dokonywanej przed przeniesieniem embrionu (transferatio embrionis) do łona kobiety. Taka procedura ma miejsce w przypadku in vitro. Na etapie przed przeniesieniem, przed implantacją embrion bywa poddawany analizie czy sondzie genetycznej (analizie bywa też poddawana sama komórka jajowa, nie tylko embrion), co polega na zbadaniu, czy wszystkie geny „x” „y” są odpowiednio przyporządkowane, czy nie ma – jak to się mówi – aberracji chromosomowych. Zawsze w grę wchodzi pobranie, w taki czy inny sposób, materiału do analizy.

Czy jest to bezpieczne – to zupełnie odrębna kwestia. W jakim celu badania takie są wykonywane – też warto się zastanowić... Czy po to, żeby przygotować rodziców na przyjęcie, wydanie na świat chorego dziecka? A może zacisza laboratoriów bywają miejscami selekcji genetycznej i eliminowania ludzi na bardzo wczesnych stadiach rozwojowych, bo nie o taką płeć czy kolor włosów chodziło? Jak inaczej niż „majstrowaniem” w kodzie genetycznym nazwać przykład niedawno urodzonego z in vitro chłopca mającego de facto troje rodziców – matkę, ojca i dawczynię (tej procedury donacji mitochondrialnej dokonano w Meksyku)?

Kościół odrzuca działania określane jako diagnostyka preimplantacyjna, chodzi w niej bowiem o procedurę selekcyjną. Ustala się tu kryteria genetyczne, jakie musi spełnić zarodek, żeby przeżyć. Jeśli ich nie spełnia, jeśli nie ma określonej „jakości”, jest likwidowany. Mamy w ten sposób do czynienia z niezwykle wyrafinowaną formą eugenizmu, który w przeszłości został odrzucony w imię godności indywidualnej każdego człowieka. Diagnostyka preimplantacyjna poniekąd z założenia postuluje selekcję embrionów. Testy genetyczne przeważnie sugerują krytyczne odniesienie do warunków rozwoju poczętego życia.

Cel i środki

Metody terapeutyczne, mające na celu uzdrowienie czy też poprawę kondycji fizycznej człowieka jeszcze przed urodzeniem, znajdują się naprawdę w samych początkach. Niemniej już się je praktykuje, wciąż jeszcze w dużej mierze w ramach eksperymentu, biorąc właśnie pod uwagę szanse terapeutyczne. W praktyce wygląda to różnie w różnych krajach. Na przykład w USA składa się projekt podjęcia danej terapii. Zbiera się lokalna komisja etyczna, która opiniuje daną terapię. Ale są też narodowe komitety etyczne, które wydają odpowiednie certyfikaty, stosowne zezwolenia. Jeśli chodzi o Polskę, to te sprawy są jeszcze w powijakach. Najbardziej w tym zakresie zaawansowana jest medycyna w USA, gdzie praktyki zarówno w dziedzinie terapii prenatalnej, jak i przedimplantacyjnej są szeroko stosowane. Mamy na uwadze pozytywne aspekty zagadnienia, są też jednak mocno negatywne aspekty tychże procedur, które są de facto eugeniczne.

Zawsze rzecz dotyczy celu i środków: czy one są celowi podporządkowane, czy też przyjmuje się zasadę, że cel uświęca środki. Trzeba jednocześnie zaznaczyć, że nauczanie Kościoła otwarte jest na podejmowanie w tym zakresie ryzyka, nawet poważnego, jeśli cele terapeutyczne są realne. Nie może jednak nigdy być tak, że jedno życie ludzkie poświęca się dla ratowania życia drugiego. Zasada ta powinna być mocno przestrzegana, nawet jeśli wiązałaby się z jakimś „opóźnieniem” rozwoju danej dyscypliny naukowej.

Prawo

Sprawa tego, czy w Polsce aktualnie obowiązujące prawo chroni życie na jego najwcześniejszym etapie, jest mocno dyskusyjna. Pojawiają się konkretne inicjatywy zmierzające do pełniejszej ochrony życia nienarodzonych. Na pewno obecne prawo nie jest w pełni przestrzegane, mamy do czynienia z wyraźnymi nadużyciami. Dla przykładu, dziecko poczęte w miłosnym zauroczeniu dwojga nastolatków traktuje się jako wskazanie do „terminacji” ciąży, ze względu na rzekomy gwałt. Albo kiedy mamy do czynienia z malformacjami genetycznymi, które – jak wiadomo – mogą być bardzo zróżnicowane, a stają się w każdym przypadku wskazaniem do aborcji. Trzeba wiedzieć, że zespół Downa (tych dzieci w Polsce ginie obecnie przed urodzeniem najwięcej) czy Turnera pozwala niekiedy na skończenie studiów i to nawet medycznych... Ludzie z autyzmem czy zespołem Aspergera to często jednostki wybitne, genialne w sensie intelektualnym (jak choćby Einstein) i artystycznym (jak choćby Susan Boyle), choć mające poważne zaburzenia czy problemy w relacjach społecznych. Podobnie rzeczy się mają, jeśli chodzi o sformułowania dotyczące zagrożenia, jakie ma powodować dla życia matki dziecko rozwijające się w jej łonie. Dobry lekarz wie, jak ma w sytuacji trudnej, a prawnie bardzo nieprecyzyjnej, reagować i pomagać, a jednak wielu medyków od razu sugeruje aborcję. Tym doświadczeniem dzielą się niekiedy nasze parafianki: co robić, bo lekarz sugeruje aborcję... Niejednokrotnie konsultacja u innego lekarza podważa rozpoznanie i „zalecenia” poprzedniego. Tego rodzaju nadużycia powstają wskutek niesłychanie liberalnej interpretacji obowiązującego prawa, jak i wskutek wciąż jeszcze szeroko rozpowszechnionej, niestety, wśród ginekologów mentalności aborcyjnej (banalizacja aborcji), choć liczba medyków chroniących życie ludzkie od poczęcia rośnie. Wśród wielu innych nadużyć jest też zjawisko surogacji – w Polsce odnotowano już, niestety, kilka przypadków matek-surogatek.

Można zapytać, w jakim celu zachęcać księży i kandydatów na księży do pogłębienia znajomości tego rodzaju zagadnień. Chodzi, jak się wydaje, o parę spraw. Żeby mieli oni świadomość tego, jak ważna jest ochrona życia każdego pojedynczego człowieka oraz dziedzictwa genetycznego. Żeby wiedzieli, jakie są przestrzenie dzisiejszych zmagań dobra ze złem. Żeby mieli wrażliwość na należytą formację świeckich, którzy wykorzystają swoje kompetencje dla obrony najsłabszych i ich praw. Żeby też bronili człowieka: parafianina, penitenta przed nim samym, jeśli przyjdzie mu do głowy uznać z jednej strony aborcję za prawo człowieka, a z drugiej prawo do posiadania dziecka jako coś mu należnego. Żeby, wreszcie, w skomplikowanych kwestiach sumienia – naukowca, prawnika, lekarza, pielęgniarki, pacjentki – umieli zaoferować fachową pomoc rozświetloną prawem Boga i Jego mocą.

KS. STANISŁAW WARZESZAK (ur. 1958), bioetyk, wykładowca w Papieskim Wydziale Teologicznym i Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie, proboszcz parafii pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny na Wrzecionie, duszpasterz służby zdrowia w archidiecezji warszawskiej. Opublikował m.in. książki: Etyka odpowiedzialności za życie. Studium analityczno-krytyczne bioetycznej myśli Hansa Jonasa i Bioetyka. W obronie życia człowieka.

W: Pastores 1(74)/2017






Pastores poleca