(…)Rewolucja moralna dotyczy wyłącznie seksu. Nie można ukraść komuś pieniędzy i nie trafić do więzienia, ale można bezkarnie ukraść komuś żonę. Nie można oszukiwać swojego prawnika i nie ponieść za to dotkliwej kary, ale można oszukiwać swoją żonę, i to ona jest za to surowo ukarana. Nie można zabić orła bielika albo płetwala błękitnego i nie stać się przestępcą, ale można zabić własne dziecko – pod warunkiem, że stanie się to sekundę przed zetknięciem się ostrzy nożyczek w środku pępowiny, albo sekundę przed wyłonieniem się ciała noworodka z kanału rodnego. Gdzie tu logika? Niewątpliwie, myślenie będące podłożem rewolucji seksualnej nie traktuje z przesadnym nabożeństwem zasady logicznej spójności i nie ma wielkiej nadziei, że uda się zmienić to rewolucyjne myślenie na drodze logicznej argumentacji, choćby nie wiem jak niepodważalnej. Nie wystarczy logika, by poukładać w głowie komuś, kto jest uzależniony. Argumentacja nie trafi na podatny grunt i nie będzie się mogła zakorzenić w głowie, w której już panuje zamęt. Czy naprawdę sądzimy, że ludzie uzależnieni od seksu myślą przytomniej niż uzależnieni od narkotyków? Jest raczej odwrotnie. Narkomani zazwyczaj nie przedstawiają skomplikowanych racjonalizacji albo nowych filozofii moralnego relatywizmu na obronę swojego nałogu; seksoholicy nagminnie to robią. Tylko około 5-10% Amerykanów jest uzależnionych od narkotyków, odsetek byłby dwukrotnie wyższy, gdybyśmy dodali alkoholików. Natomiast od seksu uzależniona jest olbrzymia większość społeczeństwa. Zgodnie z niedawnym badaniem, ponad 50% mężczyzn uczęszczających co niedziela do kościoła jest uzależnionych od pornografii. Nie chodzi o 50% wszystkich mężczyzn, ani nawet o 50% chrześcijan płci męskiej, tylko o 50% tej małej, elitarnej grupy, która jest co niedziela w kościele. To prawdziwa epidemia. (…)