Lektura zmarłego w 1936 roku brytyjskiego pisarza zawsze przynosi czytelnikowi mnóstwo przyjemności a jeszcze więcej pożytku. W zbiorze niepublikowanych do tej pory w Polsce opowiadań pięknym językiem, z dużą dozą humoru – jak zawsze – obnaża pułapki zastawiane przez pychę i wzywa do normalności, do jakiej stworzył nas Bóg. Niestety, aktualna jest jego uwaga z 1925 roku, że ludzie pragną, „by ich najbliższy sąsiad odpłynął, uniesiony wielką falą przestrzeni”. To pewnie dlatego jego św. Franciszek z Asyżu „doszedł do wniosku, iż źli ludzie w jego czasach byli lepsi od dobrych ludzi w naszych czasach”. Ważniejsza od relacji staje się bowiem przynależność – byle bez większych zobowiązań – do różnych modnych klubów i podążanie za ustawicznym rozwojem własnego „ja”. A dokonuje się to na drodze prowadzącej aż na szczyty pychy. Człowiek unika drugiego człowieka, bo zapomniał o Bogu, postawił siebie na Jego miejscu, choć przecież „sam Bóg schylił się, by wejść przez ciasne drzwi w godzinie, gdy Słowo stało się ciałem”. Człowiek zatem wyznaje różne religie i

zasady w zależności od nastroju i potrzeb. Przekonany o swej sile i wielkości jest niczym olbrzym z dwiema głowami, który wciąż kłóci się sam ze sobą, co przywodzi go do zguby. Jakże aktualny jest obraz z 1928 roku, ukazujący młodego człowieka, który miał świetne warunki bytowe, ale życie spędzał w kwadratowej zagrodzie. Pilnujący go Nadzorca mówi: „Cieszysz się całkowitą wolnością myśli i wypowiedzi, i nie pozwolę, byś dał się zakuć w kajdany Wiary albo Dogmatu”. Czy i dziś nie jest tak, że rządzący umysłami „potrafią tolerować setki herezji, ale nie potrafią tolerować ortodoksji”? Autor widzi lekarstwo na to w zdrowym rozsądku, a wiara jest jego niezbywalną częścią. Broni prawa do wyrażania swoich myśli (choć chyba nie tak dziś wolność słowa rozumie świat) i w ogóle godności człowieka. Krytykuje przy tym taki indywidualizm, który prowadzi do zguby społeczeństwa i narodu, gdy ludzie unikają współpracy i wspólnoty, bo ich celem jest ukazanie własnych zasług. Akcentuje ewangeliczną drogę wierności w małych rzeczach. Pełen zachwytu i szacunku wobec codziennych, zwykłych prac, wykonywanych dla normalnego funkcjonowania społeczności, podziwia małżonków, którzy „cieszyli się w całej pełni z wykonywania rozmaitych rzeczy jak należy, a mało jest trwalszych przyjemności”. W opowiadaniach Chesterton ukazuje chrześcijanina – pokornego, wdzięcznego za życie, zakochanego w Bogu, szanującego drugiego człowieka, z honorem walczącego o prawdę i dobro. Wymowny jest tu obraz chłopca bawiącego się drewnianym mieczykiem, który jego nauczyciel odwraca, zmieniając w krzyż: „ten rodzaj miecza jest mocniejszy, kiedy trzyma się go za drugi koniec”.

 

ank

Pastores poleca