(…) Nierzadko spotykający się w konfesjonale spowiednik i penitent zachowują się tak, jakby jednak wiedzieli, co się wydarzyło: odczytują zatem to spotkanie przez pryzmat wyznanych grzechów, jakby to grzech był w centrum tego spotkania.
Takie myślenie niesie ze sobą niebezpieczeństwo albo zbyt surowego podejścia do grzesznika, albo zbytniego laksyzmu, co właściwie oznacza zlekceważenie przeżyć penitenta. Jeden z moich penitentów powiedział mi kiedyś: „Dziękuję, że Ksiądz tego nie zlekceważył. To było dla mnie ważne w zrozumieniu siebie”. Jednym z imion samotności jest niezrozumienie. Mówienie komuś, kto cierpi z powodu swej słabości: „Wiesz, nic się takiego nie stało”, jest zanegowaniem jego doświadczenia miłości wobec Jezusa. Jeśli ktoś przeżywa ból serca z powodu tego, że swoim grzechem rani Serce Jezusa, znaczy to, że Go kocha, pomimo swej słabości. Sakrament spowiedzi jest już samym aktem miłości i tej miłości nie można zlekceważyć. Natomiast podejście tylko jurydyczne w sakramencie pojednania zaciemnia obraz Bożego Miłosierdzia, gdyż św. Paweł mówi: „Przez Prawo bowiem jest tylko większa znajomość grzechu” (Rz 3,20). (…)