(…) Na początku naszego małżeństwa moja pycha nie pozwalała mi zaakceptować sytuacji, w której moje dzieci nie skończą studiów i nie zrobią „kariery” życiowej. Dzisiaj bardzo się cieszę, że mój najstarszy syn ukończył gimnazjum i już ponad pół roku pracuje jako magazynier. Jestem z niego dumny, że utrzymał tę pracę i – jak mówi – „jest tam potrzebny”.
Nasze pełnoletnie dzieci podjęły próbę odnalezienia swoich rodzin biologicznych. Był to moment, który dobitnie uświadomił mi, że zawsze mam „puste ręce”, nic do mnie do końca nie należy. Moje dzieci nie są moją własnością. Dotyczy to w równym stopniu także biologicznych potomków. Bolesna jednak okazała się dla mnie świadomość, że część historii moich dzieci rozegrała się bez mojego udziału. Nic tego nie zmieni. (…)
ZBIGNIEW