FABIO CIARDI OMI

Tego ranka monsignore Jacobis obudził się w dobrym humorze. Zerwał się z łóżka bez ociągania, tak jak wiele lat wcześniej nauczył się w seminarium. Z tym samym co niegdyś zapałem ukląkł przed Ukrzyżowanym i podziękował za to, że go stworzył, uczynił chrześcijaninem, osłaniał w nocy.

Teraz w piżamie, która jeszcze zapewniała mu ciepło, właśnie oddawał się goleniu. Nie używał zwykłej pianki. Działała szybciej, ale nigdzie nie musiał się spieszyć. Wiele lat temu uległ modzie i zaczął się golić maszynką elektryczną. Szybko wrócił do pędzla i pojemniczka z kremem do golenia. Od tej pory golenie stało się jego prawdziwą, osobistą liturgią, zadbaną w najdrobniejszych szczegółach, jak liturgia w kościele. Pomagała mu skoncentrować się i przygotować do odważnego wejścia w nowy dzień.

Kiedy przyglądał się w lustrze grymasom, dzięki którym skóra lepiej poddaje się ruchom żyletki, nie bez uzasadnionej satysfakcji krążył myślami wokół debaty okrągłego stołu, którą poprowadził poprzedniego wieczoru: szczegółowa, szeroka i życzliwa analiza myśli nowego papieża. Myśli, która poprzedzała nową funkcję, jaką przeznaczyła mu Opatrzność, gdyż w krótkim okresie pontyfikatu nie zdążył jeszcze wyczerpująco się wypowiedzieć. Rozmowę poprowadził naprawdę błyskotliwie. Przebiegł myślą wystąpienia, pytania, odpowiedzi... Idealnie, wszystko zgodnie z planem; brawo, monsignore Jacobis! Usatysfakcjonowany wieczorem i ogoleniem, odłożył ręcznik i wrócił do sypialni.

Włączył radio, nastawione od zawsze na fale Radia Watykańskiego. Lubił słuchać programu „Chrześcijańskie horyzonty”. Bardziej od treści podobał mu się aksamitny, powściągliwy głos Franki Salerno (Ileż ona może mieć lat? Słuchał jej od zawsze...).

Dziwne. Z odbiornika na pokój wylała się jakaś nowoczesna, głupkowata muzyczka. „Co się dzieje? – zdziwił się. – Takie okropne dźwięki zwykle pojawiają się na tej częstotliwości wtedy, gdy jezuici dają sobie wydrzeć z rąk Radio Watykańskie, które wreszcie skończy w szponach tej nieco snobistycznej Amerykanki... jakże jej tam?”. Szybko, machinalnie wyłączył radio, więcej o tym nie myśląc.

W kaplicy pokrzepił ducha jutrznią i medytacją, po czym dostojnie ruszył schodami w dół, żeby pokrzepić ciało. Te rozświetlone, królewskie schody... Przymiotnik „królewskie” przemówił mu prosto do serca i podsunął śmiałą myśl: „Pewnego dnia mógłbym nimi kroczyć jako książę Kościoła. Jego Eminencja kardynał Jacobis. Dobrze brzmi”. (...)

Pastores poleca