(...) Po święceniach kapłańskich zostałem wysłany do urokliwej części Polski na wschodzie, do wspólnoty, w której przyszło nam współpracować ze wspaniałymi siostrami zakonnymi. Najbardziej zapamiętałem bardzo młodą siostrę, kucharkę, która właściwie nie miała większego kontaktu ze światem poza własną wspólnotą, kuchnią, kościołem czy wyjściem do miasta od „wielkiego dzwonu”.

Uważałem wtedy, że to niesprawiedliwe, wewnętrznie buntowałem się, że tak ciężko pracuje, często wykonując prace ponad jej siły. Tak u mnie w domu nie było. Mama i siostry zazwyczaj były wyręczane od uciążliwych zajęć.

W 1988 roku wylądowałem wraz z dwoma współbraćmi: Michałem Tomaszkiem i Zbigniewem Strzałkowskim – niebawem błogosławionymi – w dalekim Peru. Nie zapomnę pierwszego zetknięcia się z dzielnicami ubogich w Chiclayo, miejscowości na północy kraju. W okresie Bożego Narodzenia dla dzieci organizuje się tam chokolatady, czyli symboliczny kubek czekolady, ze słodką babką (paneton). Wśród domków porozrzucanych na pustyni spotkałem starszą siostrę zakonną, która kojarzyła mi się z Matką Teresą z Kalkuty. Nie zapamiętałem, niestety, jej imienia. Szybko dało się zauważyć, że była uwielbiana nie tylko przez dzieci, ale również przez mieszkańców (koczowników), do których domków miała zawsze wstęp. Nie zapomnę tego, że wiele razy prosiła w czyimś imieniu o wizytę księdza z posługą sakramentalną. (...)

JAROSŁAW WYSOCZAŃSKI OFMConv

Pastores poleca