Pieśń słoneczna powstała niespełna dwa lata przed śmiercią Franciszka, gdy doświadczał najciemniejszej w swoim życiu nocy. Przeszyty stygmatami, pełen żarliwości w głoszeniu Ewangelii, musiał przerwać swą pielgrzymkę apostoła Bożej miłości. Po powrocie z Bliskiego Wschodu cierpiał na ropne zapalenie oczu, a teraz właściwie stracił wzrok, dręczyły go przy tym bóle głowy. W domku przy klasztorze św. Damiana, w alkowie urządzonej z mat trzcinowych przez św. Klarę, ponad 50 dni przebywał w ciemności, nie mogąc znieść światła.

Cierpienie i biegające po ciele myszy nie pozwalały mu zasnąć. Do tego przytłaczały go zmartwienia o powierzonych mu braci. I oto pewnej nocy usłyszał wewnętrzny głos: „Ciesz się, jakbyś już był w moim Królestwie”. Rano wyśpiewał Pieśń słoneczną, w której „wzlot serca ku Najwyższemu styka się z największym ubóstwem wewnętrznym”. Nie ma tu miłości własnej, troski o swoją osobę, o wysiłek włożony w tworzenie zakonu i głoszenie światu, że Miłość nie jest kochana. Biedaczyna z Asyżu tworzy pieśń „nowego człowieka, owładniętego przez chwałę Bożą”, pieśń „człowieka pojednanego, miłosiernego, słonecznego – człowieka na obraz Najwyższego”. W tę pieśń uwielbienia wprowadza cały kosmos, za który błogosławi jego Twórcę. Wplecenie w ten kantyk słów o przebaczeniu to owoc przebytej właśnie nocy duchowej. Rozterki i obawy o doświadczający wewnętrznych trudności zakon ustępują miejsca płynącemu z miłości przebaczeniu, które rodzi pojednanie. Franciszek genialnie w swoją pieśń wpisuje śmierć, którą nazywa siostrą. Jest ona częścią życia, bramą do życia wiecznego. W swej maleńkiej książce Leclerc głosi czytelnikom wielkie rekolekcje, ukazując przy okazji fenomen pieśni i jej autora.



ank

Pastores poleca